King Szczecin prowadzi 3:0 ze Śląskiem Wrocław w finale Energa Basket Ligi. Środowy mecz rozgrywany w Netto Arenie był koszykarskim świętem z gorącą atmosferą i wypełnioną publicznością halą.
- Wielkie podziękowania dla kibiców i organizatorów spotkania, bo było po prostu pięknie. W tym sezonie nie mieliśmy okazji doświadczyć takiej atmosfery - przyznał na pomeczowej konferencji prasowej kapitan Kinga Szczecin, Filip Matczak.
Koszykarz, który dwa lata temu z PGE Spójnią Stargard grał w finale Suzuki Pucharu Polski, już w piątek może wraz z Kingiem Szczecin zostać mistrzem Polski. W identycznej sytuacji jest inny gracz Kinga, Mateusz Kostrzewski.
- Atmosfera poniosła nas do gry, którą prezentowaliśmy na boisku. Spotkanie z małymi przestojami w naszej grze, ale mimo wszystko kontrolowane. Cieszymy się z trzeciego zwycięstwa. Wiemy, co jest teraz naszym celem w piątek. Myślę, że nasze głowy są już trochę przy piątkowym spotkaniu, co jest bardzo ważne. Jesteśmy tak blisko, ale jeszcze daleko - mówił kilkanaście minut po zakończeniu środowego meczu Filip Matczak.
Wygrany 90:67 pojedynek był świetną reklamą Kinga Szczecin dla kibiców, którzy po raz pierwszy wybrali się na mecz koszykówki. Było trochę emocji w czwartej kwarcie. Nie brakowało również efektownych zagrań, dobrej obrony i wynikających z niej szybkich ataków.
King pokazał przy tym, że potrafi grać również przy dużej publiczności. Większe wsparcie fanów to często również większa presja na osiągnięcie sukcesu. Na szczecińskiej drużynie nie zrobiło to jednak żadnego wrażenia. Zagrała tak, jak zwykle i zasłużenie wygrała.
- Myślę, że ćwierćfinały i półfinały nas podbudowały. Byliśmy świadomi tego, co się wydarzy. Raczej powinniśmy patrzeć z perspektywy, że świetna atmosfera niesie nas do dobrej gry, a nie bardziej nas tłamsi. Jesteśmy świadomi tego, na co nas stać, jak możemy grać i w kolejnych spotkaniach to pokazujemy. A co do kibiców mam nadzieję, że się sprzedaliśmy - ocenił w odpowiedzi na nasze pytanie Filip Matczak.
Kapitan Kinga w finałach nie gra dużo, ale stara się pomagać drużynie na miarę swoich możliwości. W końcówce sezonu zasadniczego opuścił kilka spotkań ze względu na kontuzję. Wrócił do gry na ostatni mecz rundy zasadniczej i play-offy, ale nie jest tajemnicą, że nadal ma problemy, które sprawiają, że nie jest w optymalnej formie. Pytany przez jednego z dziennikarzy o zdrowie jednak nie chce wiele o tym mówić.
- Nie ma potrzeby o tym mówić. Jestem z drużyną. Wspieram ją. Daję to, co mogę dać i to jest najważniejsze. Mam nadzieję, że w jakiś sposób jest widoczne to, że staram się wspierać drużynę na boisku i poza nim. Nie przez przypadek trener mnie obdarzył zaufaniem, że jestem kapitanem drużyny. Jestem świadomy, jak jestem istotną częścią tej ekipy. Staram się dawać z siebie maksa. To, że mam teraz trochę inną sytuację boiskową nie jest istotne. Najważniejszy jest przed nami cel końcowy, który jest bardzo blisko - podsumował Filip Matczak.
Materiał sponsorowany