Jordan Mathews podobnie, jak cała PGE Spójnia Stargard nie rozgrywał wielkiego meczu. Najważniejsze jednak było zwycięstwo 73:72 w spotkaniu z Enea Abramczyk Astorią Bydgoszcz.
- Zaczęliśmy bardzo dobrze. Druga kwarta niestety była ciężka dla nas. W trzeciej kwarcie znaleźliśmy właściwą agresję. Mieliśmy kilku graczy, dzięki którym mogliśmy odnieść to zwycięstwo - powiedział Amerykanin na pomeczowej konferencji prasowej.
W jaki sposób poradził sobie z nienajlepszą dyspozycją? - Od początku to nie był mój mecz. Czułem się dziwnie. Zdecydowałem się pomóc drużynie w inny sposób poprzez zbiórki i efektywne dzielenie się piłką. Nie myślałem o swoich rzutach. Myślę, że to pomogło później w grze - zaznaczył Jordan Mathews.
Zdobył dziewięć punktów (4/11 z gry). Miał też siedem zbiórek i pięć asyst. To idealny przykład, jaki wpływ na ocenę gracza może mieć końcowy rezultat, a przede wszystkim to, co zrobił w ostatniej akcji. Koszykarz PGE Spójni Stargard potrzebował 0,5 sekundy, żeby zdobyć punkty na zwycięstwo. "Co za akcja. Idealne wyjście w tempo. Zgubił obrońcę" zachwycał się komentujący spotkanie Adam Romański. Udział w decydującej akcji miał też Tomasz Śnieg, który wprowadzał piłkę do gry i podał do Mathewsa. Skuteczną zasłonę postawił Shawn Jones.
Ten rzut będzie wspominany przez wiele lat. Amerykanin był również pytany, czy już wcześniej miał taką sytuację (buzzer beater). - To było dawno, ale miałem taką okazję. Fajnie było to powtórzyć. Miałem szansę, żeby wziąć ten rzut. Nie martwiłem się tym, że wcześniej nie trafiałem. Po prostu o tym nie myślałem. Chciałem zagrać w tym momencie to, co najlepiej potrafię i przyczyniłem się do tego rezultatu - podsumował Jordan Mathews.
Tu jesteś:
- Wiadomości
- Sport
- To nie był jego mecz? Ostatnia akcja zmieniła wszystko