Świetny początek ustawił mecz? Okazało się, że nie. Trefl Sopot wstał z kolan, a w kolejnych odsłonach totalna niemoc dopadła PGE Spójnię Stargard. Biało-Bordowi przegrali 71:72. Jeżeli nie będą korzystać z takich okazji na zwycięstwa, to play-offy obejrzą w telewizji.
Gospodarze byli poważnie osłabieni. Nie zagrali chorzy Yannick Franke oraz Michał Kolenda. Po siedmiu minutach można było zastanawiać się, co dzieje się z innymi koszykarzami. Sopocianie zaczęli od 0/13 z gry. PGE Spójnia trafiła w tym czasie 6/11 prób i prowadziła 19:0. Aż taka dominacja jednej z drużyn nie zdarza się często, ale niemal zawsze oznacza łatwe zwycięstwo. Gospodarze trafili jednak cztery kolejne rzuty w pierwszej kwarcie. Przegrywali po niej 9:26 i nadal daleko byli od wielkiego powrotu.
Łącznie odrobili 21 punktów, bo w najgorszym dla nich momencie przegrywali 5:26. Już w drugiej kwarcie było tylko 20:30. Wtedy serią siedmiu punktów sytuację uspokoili Admon Gilder i Baylee Steele. Nie na długo, bo coraz lepiej broniący Trefl rozpędzał się też w ataku i na przerwę schodził, przegrywając 30:39. Ta niemoc przełożyła się też na drugą połowę. Biało-Bordowi grali zrywami, ale mieli zdecydowanie za dużo fatalnych momentów. Po serii 10 straconych "oczek" przegrywali 46:50. Kwartę zakończyli jednak lepszym fragmentem (10:2) i prowadzeniem 56:52.
Wydawało się, że PGE Spójnia przetrwała trudny moment i potrafiła się opanować. Za Treflem był długi pościg, który kosztował wiele. Do połowy decydującej kwarty tak właśnie było. Stargardzianie po trafieniu Kacpra Młynarskiego prowadzili 71:58. Przez prawie pięć minut nie powiększyli już jednak swojego dorobku. Trefl dość szybko zdobył 12 punktów, ale przez ostatnie trzy minuty obie drużyny popełniały błąd za błędem.
PGE Spójnia nie utrzymała nawet tej minimalnej przewagi. Po stracie Tomasza Śniega i niesportowym przewinieniu Kacpra Młynarskiego rzuty wolne na zwycięstwo trafił Josh Sharma. Gospodarze nie wykorzystali swojej akcji na powiększenie przewagi, ale również stargardzianie nie mieli pomysłu na zdobycie punktów. Duże problemy w obronie sprawiał im właśnie Sharma.
Sopocianie trafili ostatecznie o dwa rzuty z gry więcej, choć PGE Spójnia była lepsza w "trójkach" (12/28). Mieli też więcej asyst (21:17), ale wyraźnie przegrali rywalizację w zbiórkach (35:46). PGE Spójnia popełniła tylko dziewięć strat przy 13 przeciwnika. Ta statystyka nie ma jednak żadnego znaczenia, bo straty Śniega i Gildera przesądziły w końcówce o porażce.
Baylee Steele zdobył 21 punktów (7/15 z gry) i miał sześć zbiórek. Justin Gray dołożył 18 "oczek" (5/7 za trzy), pięć asyst i trzy przechwyty. Admon Gilder miał 15 punktów (7/17), siedem zbiórek i pięć asyst. Co ciekawe na parkiecie spędził 37 minut i w tym czasie PGE Spójnia była lepsza od Trefla o 10 "oczek".
Trójka liderów może nie zagrała tak dobrego meczu, jak tydzień wcześniej w Dąbrowie Górniczej, ale przede wszystkim zabrakło jej wsparcia. Nick Spires uzyskał siedem punktów, dziewięć zbiórek i rozdał trzy bloki. Trafił jednak tylko 2/10 prób z gry.
Trener Marek Łukomski ograniczył rotację do siedmiu koszykarzy, ale wszyscy trzej Polacy zdobyli łącznie 10 punktów. Co więcej najbardziej na minusie byli Kacper Młynarski (-16 w czasie, gdy przebywał na parkiecie) i Daniel Szymkiewicz (-12). Dla Trefla 22 punkty (5/10 za trzy) rzucił Darrin Dorsey, a Josh Sharma uzyskał 17 punktów, siedem zbiórek oraz trzy bloki. Darious Moten skompletował double-double - 14 punktów, 10 zbiórek i dwa bloki.
Trefl Sopot - PGE Spójnia Stargard 72:71 (9:26, 21:13, 22:17, 20:15)
Trefl: Darrin Dorsey 22, Josh Sharma 17, Darious Moten 14, DeAndre Davis 7, Brandon Young 7, Karol Gruszecki 5, Paweł Leończyk 0, Daniel Ziółkowski 0.
PGE Spójnia: Baylee Steele 21, Justin Gray 18, Admon Gilder 15, Nick Spires 7, Tomasz Śnieg 5, Daniel Szymkiewicz 3, Kacper Młynarski 2.
Materiał sponsorowany