Dzisiaj jest: 25.11.2024, imieniny: Elżbiety, Katarzyny, Klemensa

Marek Łukomski: droga do play-offów nie jest łatwa. Pracę trenerską determinują wyniki

Dodano: 4 lata temu Autor:
Redakcja poleca!

O kulisach Suzuki Pucharu Polski i drodze do play-offów rozmawialiśmy z trenerem PGE Spójni Stargard.

Marek Łukomski: droga do play-offów nie jest łatwa. Pracę trenerską determinują wyniki
Patryk Neumann: Gratulacje na początek naszej rozmowy, bo wielki sukces dla klubu i również dla pana. Jakie odczucia, jakie opinie pan w środowisku zebrał po tym turnieju? Wiele gratulacji do pana napłynęło?

Marek Łukomski: Dzięki za gratulacje. Faktycznie było ich sporo. Myślę, że jest, z czego się cieszyć. To jest finał Suzuki Pucharu Polski. Przegrana z aktualnie najlepszą drużyną w Polsce. Na pewno jest mały niedosyt, ale czy ktoś stawiał na nas przed tym turniejem, że dojdziemy aż do ścisłego finału? Raczej nie. Nasza strona drabinki była teoretycznie łatwiejsza natomiast tam też były zespoły, które są wyżej notowane od nas i nie było łatwo w żadnym meczu.

Kibice PGE Spójni Stargard już po losowaniu liczyli na finał. Później, kiedy sytuacja kadrowa się skomplikowała to nikt o tym nie myślał. Gdy pan przychodził do klubu nie było łatwo. Bardzo szybko udało się ten zespół po składać. Spodziewał się pan, że tak to pójdzie?

- Że tak szybko to może nie natomiast naszym celem było zakontraktowanie doświadczonych zawodników na pozycję numer jeden. Nie mogliśmy ryzykować i brać w trakcie sezonu kogoś, kto jest niedoświadczony, nie zna ligi i jest zaraz po studiach. Zrobiliśmy swój skauting, wewnętrzne rozmowy. Oglądaliśmy treningi zawodników. W ten sposób Jay Threatt do nas dołączył. Wiedzieliśmy, że na pewno nie będzie takim negatywnym zaskoczeniem, jak poprzedni rozgrywający. Na tym nam bardzo zależało żeby nie mieć już złych doświadczeń.

Czyli podsumowując turniej: z Lublina do Stargardu wracaliście w dobrych nastrojach, choć zwykle po porażce o to trudno.

- Tak wracaliśmy w dobrych nastrojach natomiast apetyt rośnie w miarę jedzenia. Po dwóch pierwszych meczach głęboko wierzyliśmy, że możemy się przeciwstawić temu walcowi, jak się teraz nazywa drużynę z Zielonej Góry. Niestety pierwsza połowa od razu pokazała nam, że będzie to bardzo ciężkie zadanie. W drugiej połowie, co ważne drużyna pokazała znowu charakter z poprzednich meczów. Nie poddała się do końca i cały czas była niewygodnym rywalem dla drużyny z Zielonej Góry.

Myślę, że żal jest mniejszy niż gdybyście powtórzyli scenariusz z ligowych spotkań, w których PGE Spójnia długo prowadziła z Enea Zastalem, ale również przegrywała.

- Tak myślę natomiast nie sprawdzałem tego, ale ludzie ze środowiska mówią, że zespół, który grał trzy dni z rzędu nie wygrał pucharu w tej formule. Zmęczenie musi wyjść. Graliśmy dzień po dniu i te godziny jeszcze cały czas nam się skracały. Było widać już po samej rozgrzewce, że tej energii nie mamy aż tyle. To się w pewien sposób odbiło. Jesteśmy zadowoleni. Pewien niedosyt pozostał, bo nikt się nie cieszy z porażki. Myślę, że osiągnęliśmy to, co było maksimum na tym turnieju.

Rozegraliście trzy mecze w niespełna 48 godzin. Tak się praktycznie nie gra w sezonie za wyjątkiem właśnie Suzuki Pucharu Polski.

- Dokładnie tak się gra w NBA. Podkreślałem już w wywiadzie telewizyjnym, że dla nas najważniejsze będzie to, jak drużyna zareaguje. Żaden zespół nie grał w tym sezonie dzień po dniu. Liga do tego nie dopuszcza. Zawsze musi być dzień przerwy pomiędzy meczami. Sama formuła pucharu powoduje to, że zespoły z drugiej strony drabinki tak rozgrywają mecze. Nie tłumaczę się i nie czepiam się systemu rozgrywek. On jest dla wszystkich znany i równy natomiast na pewno nam to nie pomogło. Nie wiedzieliśmy do końca, jak zareagują zawodnicy pod względem fizycznym.

A jak wyglądało to dla sztabu? Zdążyliście się optymalnie przygotować na mecze? Podejrzewam, że za dużo nie spaliście.

- Zgadza się. Na pierwszy mecz byliśmy przygotowani, bo mieliśmy trochę czasu. Na drugi mecz nie szykowaliśmy wcześniej skautingu, bo wiadomo, że trzeba wygrać a dopiero później myśleć o następnym i też nie wiadomo, z którym rywalem nam się przyjdzie zmierzyć. Maciek nie spał do piątej rano. Przygotował skauting Trefla. Siedzieliśmy do trzeciej razem. Później on poszedł jeszcze to posklejać. Snu nie było za dużo. Z Zastalem nie musieliśmy już się zastanawiać, co zrobić, bo graliśmy z nimi tydzień wcześniej. To już były tylko nasze rzeczy, które widzieliśmy, że w ligowym meczu sprawiały nam problemy.

W czasie transmisji meczu Enea Zastal - Asseco Arka komentujący spotkanie Adam Romański mówił, że obie drużyny są już spakowane w autokarach, a przegrywający odjeżdża do domu. Faktycznie takie były zasady?

- Tak faktycznie było, że przegrywający musi opuścić hotel. Ta bańka polegała na tym żeby nie przetrzymywać nikogo niepotrzebnie. Wyjeżdżając z hotelu każdy zespół miał zabierać rzeczy ze sobą. Po powrocie do hotelu mieli na nowo się meldować. Nie wiem, jak to było w przypadku innych zespołów. My się dogadaliśmy, że możemy te rzeczy zostawić i jak wrócimy na kolację to te rzeczy spakujemy. Jak wygrywaliśmy to nie musieliśmy się pakować. Dobrze czuliśmy, żeby się tak dogadać.

Suzuki Puchar Polski może być dobrym przygotowaniem dla PGE Spójni Stargard do końcówki sezonu zasadniczego Energa Basket Ligi. Rozegracie sześć spotkań w 18 dni.

- Tutaj już nawet nie chodzi o względy zgrywania zespołu. Mam nadzieję, że pewność siebie, która buzowała od nas na tym turnieju przeniesiemy na ligowe mecze. Tak naprawdę w lidze nikt nie będzie pamiętał. Za chwilę HydroTruck, czy Lublin nie będą zwracali uwagi na to, że rozegraliśmy fajny turniej, że trzeba się nas bać. Każdy wraca. Nowe rozdanie. My musimy się nastawić na mocną walkę i ten turniej zostawić za sobą. Fajnie, że napisaliśmy taką kartkę historii natomiast wracamy teraz do tego, żeby grać w lidze.

Kiedy Mateusz Kostrzewski i Kacper Młynarski wrócą do klubu ze zgrupowania reprezentacji w koszykówce 3x3?

- W pełnym składzie mamy zacząć treningi w przyszłym tygodniu. Spotykamy się pod koniec tego tygodnia. Teraz zawodnicy mają czas żeby się zregenerować. Powiedzieliśmy, że dni wolne, które mogą sobie wypracować zależą od zwycięstw na turnieju. Poszła dodatkowa mobilizacja od sztabu trenerskiego i teraz mają te kilka dni wolnego.

Czy gdy ponownie się spotkacie na treningach trzeba będzie sprowadzić koszykarzy na ziemię po sukcesie, który niedawno odnieśliście?

- Nie trzeba będzie ich sprowadzać na ziemię, bo my też nie chcemy tego robić. Musimy tylko zmienić naszą głowę, że to, co było jest już historią. Teraz musimy skoncentrować się i wyjść walczyć, bo wcale droga do play-offów nie jest łatwa natomiast cały czas jest otwarta.

Jest pan zadowolony z terminarza na końcówkę sezonu?

- Myślę, że tak. Jestem zadowolony, ale widzimy, że zmiany cały czas mają miejsce. Tak naprawdę nie wiadomo, czy na przykład zespół z Ostrowa w marcu przyjedzie do nas w takim zestawie, jak był w Lublinie? A może za chwilę się okaże, że trzech nowych zawodników dojdzie. Skupiamy się na swoim przygotowaniu do meczów. Chcemy wygrać jak najwięcej spotkań, a zobaczymy, co przyniesie życie. To nie będą na pewno łatwe mecze. Liga jest w tym sezonie tak podzielona, że oprócz Zastalu wszyscy o coś walczą. Nie będzie łatwych meczów do końca sezonu.

Mecz z Arged BMSlam Stalą ma się odbyć 5 marca, a powinien się odbyć na koniec rundy zasadniczej. Czy to będzie jakiś problem, bo może być tak, że będziecie się tylko nerwowo przyglądać ostatniej kolejce i czekać, co zrobią rywale.

- Dokładnie wszystkie mecze miały się odbyć 21 marca natomiast z uwagi na granie Stali w pucharach europejskich ten mecz został przełożony. Nie mamy na to wpływu. Tak, jak liga nam przydziela mecze trzeba grać. Nikt nikogo nie oszukuje. Wszystko jest jasne. Chcemy walczyć z nimi o zwycięstwo. Będziemy mieli trzymeczowy tur domowy. To może w ostatniej kolejce być problem natomiast miejmy nadzieję, że naszą dobrą grą potwierdzimy, że jesteśmy gotowi żeby znaleźć się w fazie play-off.

Zmienię temat i zapytam o pana przyjście do PGE Spójni. Z zewnątrz wyglądało to na szybką i łatwą decyzję. Jak było z pana perspektywy?

- Była bardzo szybka decyzja. Widziałem mecze PGE Spójni, jak Maciek Raczyński prowadził i zapowiedzi, że Maciek zostaje do końca sezonu. Nie nastawiałem się wtedy na przyjście do PGE Spójni, mimo że moje nazwisko gdzieś co jakiś czas od kilku sezonów przewijało się w kontekście pracy w Stargardzie. Tutaj tak się złożyło, że byłem bezrobotny, siedziałem w Szczecinie. Zadzwonili prezesi. Powiedzieli, że sytuacja się skomplikowała i w trakcie sezonu trzeba jeszcze zrobić małą przebudowę. W dwie godziny dogadaliśmy się i podpisaliśmy umowę.

Pana nazwisko się przewijało, ale zawsze na liście ktoś był wyżej i trzeba było trochę na to poczekać.

- Cieszę się, bo jestem związany z regionem, miastem i byłem też związany z klubem. Zawsze fajnie, jak ludzie związani z klubem w nim pracują i mają swoje role. Najważniejsze jest to żeby zrobić dobre wyniki. Pracę trenerską determinują wyniki. Teraz zrobiliśmy dobry wynik natomiast wiemy, jak to jest. Trzeba robić swoje cały czas w każdym meczu dawać z siebie wszystko zarówno trenerzy, jak i zawodnicy. Szkoda, że kibicom nie możemy dać tej przyjemności, że nie mogą być na trybunach. Czasy są, jakie są. Musimy robić wszystko żeby osiągać jak najlepsze wyniki dla naszych kibiców, miasta, klubu.

Po kilku latach wrócił pan do gry o coś więcej niż utrzymanie. Jest łatwiej niż było w ostatnich klubach, w których pan pracował?

- Nie chcę nikogo krytykować, bo pracowałem z wieloma zawodnikami. Nie chcę też wychwalać zawodników, których mam natomiast jest to materiał ludzki najlepszy od kilku sezonów, jaki mam pod swoim dowodzeniem. Cieszy to, że jest tutaj, z czego robić wyniki.

Zawodnicy mają bardzo duże umiejętności indywidualne i wtedy też łatwiej się pracuje trenerowi. Nie trzeba pewnych rzeczy starać się omijać, czy próbować coś ekstra zrobić. Niektóre rzeczy są takie, że naturalnie pomagają w prowadzeniu zespołu. To są doświadczeni koszykarze. Wiedzą, jak się zachowywać w niektórych sytuacjach. Nie mieliśmy wybitnie dużo czasu żeby to wszystko przerobić. W tym momencie pewnych rzeczy się uczymy i z meczu na mecz jesteśmy w stanie je zmienić. To powoduje to, że mamy wysokiej klasy zawodników.

Będą jeszcze jakieś transfery?

- Nie sądzę. Licencja Jay’a Threatta kosztowała nas duże pieniądze. Zostało sześć spotkań i PGE Spójnia będzie kończyła sezon w takim składzie personalnym, w jakim jest w tym momencie.

Zawsze może być lepiej, ale obecnie chyba trochę ryzykowne byłoby mieszanie w składzie?

- Dokładnie. To mogłoby źle wpłynąć na grupę ludzi, która jest. Pytałeś mnie, jak było to odbierane. Jednym z takich czynników, który ludzie wychwalali to team spirit. Widać, że ci zawodnicy chcą i lubią ze sobą grać. Nie ma pretensji. Nie mówię, że porównywali nas do Zastalu natomiast wszyscy podkreślali to, że fizyczność, atmosfera, umiejętności i przygotowanie do spotkań spowodowały to, że nie przez przypadek znaleźliśmy się w finale Suzuki Pucharu Polski.

Zapytam trochę personalnie. Po wielu meczach przez kibiców, ale i komentatorów był krytykowany Omari Gudul. Po pucharowych meczach to się trochę zmieniło. Pan jest z niego zadowolony, z tego, co daje drużynie i może też, jaki postęp zrobił w ostatnim czasie?

- Przychodząc do drużyny skupiam się na zawodnikach, których mam. Po moim przyjściu wszyscy dostali czysty start. Każdy zaczynał swoją karteczkę zapisywać. Widziałem, co Omari potrafi i robi na treningach. W ogóle nie jestem tym zaskoczony. Nie wiem, czy w innych meczach nie był tak wykorzystywany natomiast tutaj wiedzieliśmy, co możemy się po nim spodziewać i dał to nam w końcu na meczu. Pokazał to, co robi na treningach. Cieszy to i liczymy, że w dalszej części sezonu będzie nam dawał tą samą energię. Filip Matczak i Omari dawali nam z ławki takiego potężnego kopa pozytywnej energii, siły fizycznej, nieustępliwości i charakteru. Na to liczymy w dalszej części sezonu.

 
Materiał sponsorowany
Zapisz się do newslettera:
Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych w celach marketingu usług i produktów partnerów właściciela serwisów.
Retro Gaming w SCN FILARY. Fotorelacja