To był najdziwniejszy mecz z udziałem Błękitnych Stargard w tym sezonie. Prowadzenie 2:0, efektowna gra i pełna kontrola nad spotkaniem. To wszystko do 70. minuty. Jeżeli ktoś w tym momencie opuściłby stadion nie uwierzyłby w to, co stało się później. Skończyło się remisem 2:2.
- Rozegraliśmy bardzo dobre spotkanie. Graliśmy piłką. W przerwie powiedziałem, że sam jestem zaskoczony, że tak płynnie wyglądamy na tle Lecha i stwarzamy sytuacje. Przy 2:0 trzeba przeciwnika dobić. Sanockiemu podskoczyła piłka i trafił w poprzeczkę. Ten mecz by się najprawdopodobniej zakończył. Mimo wszystko potrzebujemy jeszcze trochę mądrości w grze - analizował szkoleniowiec Błękitnych Stargard.
- Akcja, którą wyprowadził Lech była łatwa do uniknięcia przy innym ustawieniu. Jak się ma 2:0 trzeba rozkładać proporcjonalnie siły żeby było o jednego więcej w obronie. Tu się odkryliśmy. Każdy chciał się pokazać i strzelić bramkę, dlatego ta proporcja nam się rozjechała. Słyszę, że ta bramka padła z dwumetrowego spalonego. Muszę to zobaczyć - powiedział trener Adam Topolski.
Jedna akcja rywali wyprowadziła Błękitnych z równowagi. We wcześniejszych meczach stargardzianie trwonili już część przewagi. To nie był ich pierwszy gol stracony w końcówce, ale nigdy przeciwnik nie zdołał wyrównać. Teraz stało się inaczej, a do tego czerwoną kartkę otrzymał Jakub Ostrowski.
- Straciliśmy głowę. Lech zaczął przeważać. Zmiany, które wprowadził trener Ulatowski dały dużo ożywienia. Doprowadzili do remisu. Trzeba zobaczyć to na wideo. Jeżeli tam było zachowanie niesportowe mojego zawodnika to straszna nagana. Tak nie wolno postępować. Jeżeli już mamy 2:1 to trzeba ten wynik trzymać. Może paść bramka z akcji, ale nie z popychania, czy przepychania się w polu karnym, gdzie sędzia dał czerwoną kartkę i podwójnie nas ukarał - ocenił doświadczony trener.
- Wróciliśmy z dalekiej podróży. Przeciwnik prowadził, naciskał i był bliższy podwyższenia wyniku niż my bramki kontaktowej. Tak do 70. minuty ten mecz się układał. Nie ma, co mówić, że graliśmy jakiś spektakularny mecz. Jak na nas graliśmy bardzo przeciętnie. Jeden zryw, rajd Julka Letniowskiego i bramka Tomka Kaczmarka dała nam życie, wiarę i otuchę. Wyrównaliśmy i myślę, że w końcówce meczu to my byliśmy bliżej trzech punktów aczkolwiek byłby to wynik daleki od sprawiedliwości. Dlatego szanujemy punkt - skomentował sobotni mecz szkoleniowiec rezerw Lecha Poznań.
Choć Rafał Ulatowski prowadził ekstraklasowe drużyny i w przeszłości był również telewizyjnym ekspertem wykazał wiele szacunku względem Adama Topolskiego. - Buzia mi się uśmiecha, jak przyjeżdżam i mogę się skonfrontować z tak doświadczonym szkoleniowcem. Dla mnie to postać w polskiej piłce. Cieszę się, że punkt wyrwałem w jaskini lwa. Powodzenia w dalszych meczach w Pucharze Polski, bo to pewnie będzie teraz waszym języczkiem u wagi i wygrywajcie z innymi - zakończył Rafał Ulatowski.
- Rozegraliśmy bardzo dobre spotkanie. Graliśmy piłką. W przerwie powiedziałem, że sam jestem zaskoczony, że tak płynnie wyglądamy na tle Lecha i stwarzamy sytuacje. Przy 2:0 trzeba przeciwnika dobić. Sanockiemu podskoczyła piłka i trafił w poprzeczkę. Ten mecz by się najprawdopodobniej zakończył. Mimo wszystko potrzebujemy jeszcze trochę mądrości w grze - analizował szkoleniowiec Błękitnych Stargard.
- Akcja, którą wyprowadził Lech była łatwa do uniknięcia przy innym ustawieniu. Jak się ma 2:0 trzeba rozkładać proporcjonalnie siły żeby było o jednego więcej w obronie. Tu się odkryliśmy. Każdy chciał się pokazać i strzelić bramkę, dlatego ta proporcja nam się rozjechała. Słyszę, że ta bramka padła z dwumetrowego spalonego. Muszę to zobaczyć - powiedział trener Adam Topolski.
Jedna akcja rywali wyprowadziła Błękitnych z równowagi. We wcześniejszych meczach stargardzianie trwonili już część przewagi. To nie był ich pierwszy gol stracony w końcówce, ale nigdy przeciwnik nie zdołał wyrównać. Teraz stało się inaczej, a do tego czerwoną kartkę otrzymał Jakub Ostrowski.
- Straciliśmy głowę. Lech zaczął przeważać. Zmiany, które wprowadził trener Ulatowski dały dużo ożywienia. Doprowadzili do remisu. Trzeba zobaczyć to na wideo. Jeżeli tam było zachowanie niesportowe mojego zawodnika to straszna nagana. Tak nie wolno postępować. Jeżeli już mamy 2:1 to trzeba ten wynik trzymać. Może paść bramka z akcji, ale nie z popychania, czy przepychania się w polu karnym, gdzie sędzia dał czerwoną kartkę i podwójnie nas ukarał - ocenił doświadczony trener.
- Wróciliśmy z dalekiej podróży. Przeciwnik prowadził, naciskał i był bliższy podwyższenia wyniku niż my bramki kontaktowej. Tak do 70. minuty ten mecz się układał. Nie ma, co mówić, że graliśmy jakiś spektakularny mecz. Jak na nas graliśmy bardzo przeciętnie. Jeden zryw, rajd Julka Letniowskiego i bramka Tomka Kaczmarka dała nam życie, wiarę i otuchę. Wyrównaliśmy i myślę, że w końcówce meczu to my byliśmy bliżej trzech punktów aczkolwiek byłby to wynik daleki od sprawiedliwości. Dlatego szanujemy punkt - skomentował sobotni mecz szkoleniowiec rezerw Lecha Poznań.
Choć Rafał Ulatowski prowadził ekstraklasowe drużyny i w przeszłości był również telewizyjnym ekspertem wykazał wiele szacunku względem Adama Topolskiego. - Buzia mi się uśmiecha, jak przyjeżdżam i mogę się skonfrontować z tak doświadczonym szkoleniowcem. Dla mnie to postać w polskiej piłce. Cieszę się, że punkt wyrwałem w jaskini lwa. Powodzenia w dalszych meczach w Pucharze Polski, bo to pewnie będzie teraz waszym języczkiem u wagi i wygrywajcie z innymi - zakończył Rafał Ulatowski.
Materiał sponsorowany