Materiał sponsorowany
W pierwszym spotkaniu na parkiecie rywala beniaminek sensacyjnie wygrał 81:80. Rewanż również znakomicie zaczął się dla naszej drużyny. Po niespełna pięciu minutach wynik był szokujący (15:3 dla Spójni). Stargardzianie pokazali, że na mistrza Polski potrafią wyjść ze specjalną motywacją.
- Sport pokazuje, że każdy może wygrać z każdym i walczyć, jak równy z równym. Mimo porażki wyciągniemy jakąś lekcję na przyszłość. Przed nami kolejne spotkania bardzo ważne dla układu tabeli - ocenia Maciej Raczyński.
Anwil szybko odrobił straty, ale o zwycięstwie gości 91:75 zadecydowała dopiero ostatnia kwarta. Wobec kontuzji Piotra Pamuły i Shane’a Richardsa skład Spójni był za mały żeby do końca bić się o zwycięstwo. Ósemką graczy można pokonać słabszych rywali, ale na czołówkę to zdecydowanie za mało.
- Jeżeli gra się okrojonym składem to w pewnym momencie przychodzi kryzys. Szacunek do całego zespołu za walkę od początku. Nie przestraszyliśmy się rywala. Byliśmy na nich przygotowani. Wiedzieliśmy, jakie są ich atuty i słabości. Staraliśmy się to wykorzystać. W końcówce mecz nie ułożył się po naszej myśli i niestety nie udało się powalczyć do ostatniej minuty - analizuje Maciej Raczyński.
- Przez trzy kwarty i kawałek czwartej stawialiśmy opór. Weszliśmy dobrze w mecz. Nie czekaliśmy na to, co Anwil zrobi tylko postawiliśmy swoje warunki. Było widać, że byliśmy trochę osłabieni. Nie mieliśmy dwóch zawodników w rotacji. Myślę, że zagraliśmy w miarę dobre spotkanie i postawiliśmy się mistrzowi Polski. Szkoda, że nie udało się tej koncentracji utrzymać do końca - dodaje koszykarz, dla którego to był szczególny mecz.
Maciej Raczyński pochodzi z Włocławka i właśnie w Anwilu debiutował na najwyższym poziomie. Nie zapomnieli o nim kibice Rottweilerów, którzy po meczu podziękowali za grę, a w czasie spotkania kilka razy skandowali jego imię i nazwisko.