Materiał sponsorowany
Było to pierwsze zwycięstwo beniaminka po awansie do EBL. Historia zatoczyła koło, ponieważ biało-bordowi wygrali mecz na poziomie EBL dokładnie po 14 latach, sześciu miesiącach i trzech dniach. W ostatnim meczu przed spadkiem (24 kwietnia 2004) również zwyciężyli z AZS-em Koszalin (101:78). Wtedy mecz odbył się w Stargardzie.
Sobotni pojedynek rozegrano na wyjeździe. Koszykarze Spójni mogli jednak czuć się, jak u siebie. Do Koszalina pojechały dwa autokary kibiców, a do tego sporo osób we własnym zakresie. Tymczasem miejscowi zniechęceni fatalną postawą drużyny nie odpowiedzieli głośnym dopingiem. Tym bardziej trzeba pochwalić stargardzian, że z szacunkiem podeszli do przeciwnika.
Sam mecz nie był wielkim widowiskiem. Gospodarze tylko w środkowej części pierwszej kwarty mieli niewielką przewagę. Później sytuację kontrolowała Spójnia, choć długo nie mogła złapać odpowiedniego rytmu. Gra była szarpana. Obie drużyny popełniły łącznie 53 przewinienia. Wykonywały w związku z tym 69 rzutów wolnych. AZS trafił tylko 31% rzutów z gry w tym zaledwie 4/23 z dystansu.
Spójnia była trochę skuteczniejsza, dlatego wygrała. Koszykarze prowadzeni przez Krzysztofa Koziorowicza popełnili dziewięć strat przy 15 rywali. Wyraźnie natomiast przegrali rywalizację o zbiórki - 31:46. Ten problem uwidocznił się szczególnie w drugiej połowie, bo przed przerwą statystyka była wyrównana - 20:16 dla gospodarzy.
Spójnia w drugiej kwarcie odskoczyła na dziewięć punktów. W kolejnym kwadransie po przerwie powiększała przewagę. Trafiały się oczywiście krótkie przestoje, ale pięć minut przed końcem meczu jasne było, że stargardzianie tego nie przegrają, bo prowadzili 69:49. W poprzednim meczu AZS fatalnie zagrał w końcówce. W sobotę natomiast było odwrotnie i akademicy trochę podreperowali wynik. Wygrali ostatnie minuty 19:5 i zmniejszyli różnicę do sześciu oczek.
Nasz zespół zagrał w tym fragmencie źle i na pewno będzie miał co analizować. Trzeba jednak podkreślić, że zwycięstwo nawet przez moment nie było zagrożone. Oczywiście w grze jest nadal wiele elementów do poprawy. Irytowały szczególnie pudła spod samego kosza. Nieskuteczny był Albert Owens - 1/7 z gry. Oceny centra znacząco nie poprawiają nawet dwa efektowne bloki. Spójnia walczy w tym sezonie o utrzymanie i każde zwycięstwo cieszy bez względu na styl. Szczególnie z rywalem, który przed tym spotkaniem był w podobnej sytuacji, a teraz ma punkt straty.
Bezsprzecznie liderem stargardzkiej ekipy był kolejny raz Anthony Hickey. W 31 minut zdobył 25 punktów. Miał dobrą selekcję rzutów - 8/12 i 7/10 z linii rzutów wolnych. Był jednak pożyteczny również w innych elementach - pięć zbiórek, a przede wszystkim pięć przechwytów. Duże wsparcie z ławki dali Marcin Dymała (16 punktów) i Hubert Pabian - 14 oczek i siedem zbiórek. Dwucyfrowy dorobek miał jeszcze Piotr Pamuła. Krótko zagrał Byron Wesley, który na początku meczu nabawił się kontuzji. Miejmy nadzieję, że na kolejne spotkania jeden z kluczowych koszykarzy Spójni będzie gotowy.
AZS Koszalin - Spójnia Stargard 68:74 (13:16, 15:21, 16:20, 24:17)
AZS: Marko Tejić 14, Aleksandar Radulović 12, Grzegorz Surmacz 10, Drew Brandon 9, Krzysztof Jakóbczyk 7, Maciej Kucharek 7, Dragoslav Papić 7, Marek Zywert 2, Bartosz Bochno 0, Alan Czujkowski 0, Brandon Walters 0.
Spójnia: Anthony Hickey 25, Marcin Dymała 16, Hubert Pabian 14, Piotr Pamuła 12, Wojciech Fraś 2, Albert Owens 2, Marcel Wilczek 2, Byron Wesley 1, Dawid Bręk 0, Nick Madray 0.