Drugie zwycięstwo po dramatycznej końcówce koszykarzy PGE Spójni Stargard.
Tak, jak w poprzednim sezonie Biało-Bordowi ograli Legię Warszawa na Bemowie różnicą dwóch punktów. W piątkowym meczu zwyciężyli 71:69. W to, co działo się w ostatnich sekundach, aż trudno uwierzyć. Obie drużyny popełniały błąd za błędem, ale podobnie, jak tydzień temu w starciu z Enea Abramczyk Astorią minimalnie lepsi okazali się stargardzcy koszykarze.
PGE Spójnia błyskawicznie popełniła cztery straty i przegrywała 1:7. Cztery ze swoich siedmiu punktów (3/10) zdobył Devyn Marble, a "trójkę" dołożył Grzegorz Kulka. Stargardzianie jednak równie szybko się otrząsnęli i zdobyli dziewięć "oczek" z rzędu. Z dystansu przymierzyli Brody Clarke i Karol Gruszecki. PGE Spójnia miała jeszcze sześciopunktową serię w końcówce pierwszej kwarty i prowadziła 18:14.
Biało-Bordowi nie imponowali skutecznością, ale mieli przewagę w zbiórkach. To dawało możliwość ponawiania akcji i zdobywania kolejnych punktów. Drugą kwartę również rywale zaczęli lepiej, co pozwoliło im zniwelować niewielką stratę i wyjść na prowadzenie 20:18.
Odpowiedź przyjezdnych była jeszcze bardziej zdecydowana. Seria 11 punktów i prowadzenie w połowie drugiej kwarty 29:20. Chwilę później było jeszcze lepiej (32:22), ale przed przerwą gospodarze nieco zniwelowali różnicę. Dziewięć punktów zdobył dla nich Ray McCallum. W PGE Spójni po osiem "oczek" mieli Brody Clarke (również pięć zbiórek) i Karol Gruszecki, a siedem punktów dołożył Jordan Mathews.
Nie minęło nawet sześć minut trzeciej kwarty, a trener Sebastian Machowski wykorzystał już dwie z trzech przysługujących mu na całą drugą połowę przerw. Legia po serii ośmiu punktów wyszła nawet na minimalne prowadzenie, ale akurat w tym momencie był remis 47:47.
Stargardzianie jednak nie grali dobrze. Popełniali kolejne straty i mieli duże problemy z kreowaniem sobie pozycji rzutowych. Trener Wojciech Kamiński chciał odrzucić PGE Spójnię od kosza i to realizowała prowadzona przez niego drużyna. Na początku czwartej kwarty zespoły wymieniły się siedmiopunktowymi seriami. PGE Spójnia prowadziła 61:56, ale do końcowego rozstrzygnięcia było daleko.
W połowie czwartej kwarty dwa przewinienia w kilkanaście sekund popełnił Brody Clarke. Kanadyjczyk miał 13 punktów i sześć zbiórek, ale po piątym przewinieniu musiał opuścić boisko. Na pocieszenie po jego ostatnim przewinieniu wszystkie trzy rzuty wolne spudłował Devyn Marble.
W decydujących akcjach PGE Spójnia również się myliła. Dwa rzuty wolne spudłował Jordan Mathews, a tylko jeden trafił Adam Brenk. Pewnie ten element wykonał Karol Gruszecki. To on ustalił rezultat na 71:69. Drugi rzut specjalnie przestrzelił, czym znacząco utrudnił gospodarzom sytuację. Legia miała za mało czasu, a próba Marble'a nie mogła się udać. Większe zagrożenie byłoby po tym, gdyby Gruszecki trafił, bo trener gospodarzy miał jeszcze przerwę i mógł ustawić akcję.
Wcześniej było podobnie, ale fatalne straty popełniał Ray McCallum, który skończył mecz z 19 punktami i siedmioma asystami. Dla PGE Spójni 16 punktów (5/9 z gry) rzucił Karol Gruszecki, ale popełnił też cztery straty. Krzysztof Sulima miał osiem zbiórek, a Isiah Brown osiem punktów i siedem asyst. Rozgrywający trafił ważny rzut w końcówce na 69:69, ale generalnie ponownie był nieskuteczny (3/11).
Obie drużyny trafiły po 8/24 prób za trzy punkty. Legia popełniła 17, a PGE Spójnia 13 strat. Skuteczności brakowało też z rzutów wolnych. Biało-Bordowi trafili 11/19 prób, a ich rywale zupełnie się nie popisali (9/22).
Legia Warszawa - PGE Spójnia Stargard 69:71 (15:18, 19:22, 20:14, 15:17)
Legia: Ray McCallum 19, Geoffrey Groselle 10, Grzegorz Kamiński 10, Janis Berzins 8, Łukasz Koszarek 7, Devyn Marble 7, Grzegorz Kulka 6, Dariusz Wyka 2, Jakub Sadowski 0.
PGE Spójnia: Karol Gruszecki 16, Brody Clarke 13, Isiah Brown 8, Jordan Mathews 8, Adam Brenk 6, Krzysztof Sulima 6, Tomasz Śnieg 6, Shawn Jones 4, Paweł Kikowski 4.
Materiał sponsorowany