W piątek wygrał PGE Spójni Stargard mecz z Treflem Sopot (78:69).
Niespodziewany bohater - tak pisały o nim ogólnopolskie media. W defensywnym meczu trudno było znaleźć koszykarza, który pociągnie zespół. W kluczowych momentach liderem był Jokubas Gintvainis. Zdobył 19 punktów trafiając 4/8 prób z gry i 9/10 na linii rzutów wolnych. To jego trójka dała prowadzenie 67:62. Miał też po trzy asysty i przechwyty.
- Chcieliśmy ograniczyć Cowelsa. Wiedzieliśmy, że jest to świetny strzelec. Do końca nam się to nie udało. Otworzył się Gintvainis. To on był ojcem zwycięstwa PGE Spójni - przyznał w rozmowie z naszym portalem kapitan Trefla Sopot, Paweł Leończyk.
Ten sezon dla Litwina jest szalony. Kibice od początku nie byli przekonani do tego transferu. W 14 meczach zdobywa średnio po 9,3 punktu i 4,5 asysty. Popełnia tylko 1,9 straty, a zaczął od czterech w spotkaniu z Asseco Arką Gdynia. Wtedy też na chwilę uciszył krytyków zdobywając 19 punktów. Później ten rezultat powtórzył w spotkaniach ze Startem Lublin oraz w piątek z Treflem Sopot. Dopiero jednak ostatni pojedynek dał pełną satysfakcję, bo dwa wcześniejsze skończyły się porażkami.
- To był bardzo ważny mecz dla nas. Oni walczą z nami o play-offy, dlatego to jest podwójne zwycięstwo. Kiedy gramy w domu ta publiczność dodaje nam energii. Myślę, że czujemy to walcząc o każdą piłkę. To jest łatwe dla nas i trudniejsze dla przeciwników. Jesteśmy na dobrej drodze. Musimy to kontynuować - mówił Jokubas Gintvainis na pomeczowej konferencji prasowej o zwycięstwie z Treflem i aktualnej sytuacji PGE Spójni Stargard.
- Jakis otworzył nam grę. Przez to, że grał agresywnie na zasłonach zmuszał przeciwników do faulu. Wykonywał rzuty wolne. Miał otwarte trójki. Złapaliśmy w końcu rytm, ale kluczem była obrona - komentował trener Jacek Winnicki.
Wcześniej jednak tak dobrze nie było. Po zmianie trenera w dwóch meczach Jokubas Gintvainis spędził na parkiecie łącznie tylko 20 minut. Był zagubiony w nowym systemie i nie zdobył punktu. W trzecim spotkaniu zaprezentował się już lepiej - 10 punktów w 18 minut. Po meczu z Legią Warszawa na pięć spotkań wypadł ze składu. Do drużyny dołączył Adris De Leon, a ktoś z szóstki zagranicznych koszykarzy musiał pauzować. Zawsze - choć z różnych powodów - padało na Litwina.
Nowy rok przyniósł niespodziewany zwrot sytuacji. Po porażce z Kingiem Szczecin zdecydowano, że zespół opuszczą Tony Bishop i Darnell Jackson (trafił do BM Slam Stali Ostrów Wielkopolski). Do składu wrócił Jokubas Gintvainis, choć w nieco zmienionej roli. Nie musiał już grać, jako podstawowa jedynka, a częściej występował na pozycji rzucającego obrońcy. W czterech meczach zdobył łącznie 48 punktów i tylko z Polpharmą Starogard Gdański miał słabszą skuteczność (1/8). Wtedy jednak rozdał siedem asyst, bo nadal pozostał jedną z aż trzech opcji na pozycji rozgrywającego.
Mogłoby się wydawać, że trener Jacek Winnicki ma na tej pozycji aż za duży wybór, podczas, gdy pod koszem musi łatać dziury nominalnymi skrzydłowymi. Taki układ jednak się sprawdził, bo w rundzie rewanżowej PGE Spójnia wygrała trzy z czterech meczów. Było to szczególnie korzystne, gdy dwa spotkania z powodu kontuzji opuścił Tomasz Śnieg. W piątek był już do dyspozycji trenera. W 16 minut zdobył 10 punktów, ale końcówkę oglądał z ławki rezerwowych.
- Tomek grał bardzo dobre zawody, ale zszedł ze względu na przewinienia. Był moment, że złapaliśmy rytm. Nie było sensu wprowadzać zmian. Jedyną zmianę, jaką zrobiliśmy to obniżyliśmy skład wprowadzając Mateusza Kostrzewskiego za Petera Olisemekę. Zmieniliśmy obronę i to nam przyniosło rezultat. Nie było sensu w tym momencie robić żadnych roszad, ponieważ wynik szedł po naszej myśli. Nie było sensu pomagać Treflowi - przyznał Jacek Winnicki.
Padło też pytanie o Adrisa De Leona, który ostatnio spisuje się zdecydowanie słabiej. W dziewięciu meczach zdobywa średnio po 10 punktów i 3,7 asysty. Z Treflem miał jednak cztery punkty (1/5 z gry) i tyle samo zbiórek. Z Anwilem też zdobył cztery punkty (1/5), a z Polpharmą również cztery (2/10). W tamtych meczach bronił się asystami (odpowiednio pięć i siedem).
- Adris jest rzucającym rozgrywającym. Nikt mu nie zabrania rzucać. Ma swoje pozycje, kiedy może zdobyć punkty. Jego zadaniem jest konstrukcja naszego ataku. Grał 23 minuty. Rzucił tylko cztery punkty, ale jego +/- to 12. Nie patrzę na takie rzeczy, jak punkty. Dla mnie ważny jest całokształt. Każdy zawodnik wychodzi z określonymi zadaniami. Każdy zawodnik wie, co ma zrobić, jaka jest jego rola w zespole i z realizacji tej roli jest oceniany - tłumaczył trener PGE Spójni Stargard.
Rzeczywiście De Leon w ataku często podejmuje zaskakujące i ostatnio błędne decyzje. Drużynie jednak sporo daje też w obronie. We wskaźniku +/- pokazującym, jak zespół radził sobie podczas jego obecności na parkiecie ma najlepszą średnią w zespole (5,9). Zwykle jest na plusie (wyjątek mecz z Anwilem). Przy sporej liczbie minut, jakie rozgrywa to miarodajny wskaźnik, przez który można ocenić wpływ doświadczonego rozgrywającego na drużynę. Na pewno jednak w kolejnych meczach trzeba liczyć na lepszą skuteczność i decyzyjność De Leona.
Niespodziewany bohater - tak pisały o nim ogólnopolskie media. W defensywnym meczu trudno było znaleźć koszykarza, który pociągnie zespół. W kluczowych momentach liderem był Jokubas Gintvainis. Zdobył 19 punktów trafiając 4/8 prób z gry i 9/10 na linii rzutów wolnych. To jego trójka dała prowadzenie 67:62. Miał też po trzy asysty i przechwyty.
- Chcieliśmy ograniczyć Cowelsa. Wiedzieliśmy, że jest to świetny strzelec. Do końca nam się to nie udało. Otworzył się Gintvainis. To on był ojcem zwycięstwa PGE Spójni - przyznał w rozmowie z naszym portalem kapitan Trefla Sopot, Paweł Leończyk.
Ten sezon dla Litwina jest szalony. Kibice od początku nie byli przekonani do tego transferu. W 14 meczach zdobywa średnio po 9,3 punktu i 4,5 asysty. Popełnia tylko 1,9 straty, a zaczął od czterech w spotkaniu z Asseco Arką Gdynia. Wtedy też na chwilę uciszył krytyków zdobywając 19 punktów. Później ten rezultat powtórzył w spotkaniach ze Startem Lublin oraz w piątek z Treflem Sopot. Dopiero jednak ostatni pojedynek dał pełną satysfakcję, bo dwa wcześniejsze skończyły się porażkami.
- To był bardzo ważny mecz dla nas. Oni walczą z nami o play-offy, dlatego to jest podwójne zwycięstwo. Kiedy gramy w domu ta publiczność dodaje nam energii. Myślę, że czujemy to walcząc o każdą piłkę. To jest łatwe dla nas i trudniejsze dla przeciwników. Jesteśmy na dobrej drodze. Musimy to kontynuować - mówił Jokubas Gintvainis na pomeczowej konferencji prasowej o zwycięstwie z Treflem i aktualnej sytuacji PGE Spójni Stargard.
- Jakis otworzył nam grę. Przez to, że grał agresywnie na zasłonach zmuszał przeciwników do faulu. Wykonywał rzuty wolne. Miał otwarte trójki. Złapaliśmy w końcu rytm, ale kluczem była obrona - komentował trener Jacek Winnicki.
Wcześniej jednak tak dobrze nie było. Po zmianie trenera w dwóch meczach Jokubas Gintvainis spędził na parkiecie łącznie tylko 20 minut. Był zagubiony w nowym systemie i nie zdobył punktu. W trzecim spotkaniu zaprezentował się już lepiej - 10 punktów w 18 minut. Po meczu z Legią Warszawa na pięć spotkań wypadł ze składu. Do drużyny dołączył Adris De Leon, a ktoś z szóstki zagranicznych koszykarzy musiał pauzować. Zawsze - choć z różnych powodów - padało na Litwina.
Nowy rok przyniósł niespodziewany zwrot sytuacji. Po porażce z Kingiem Szczecin zdecydowano, że zespół opuszczą Tony Bishop i Darnell Jackson (trafił do BM Slam Stali Ostrów Wielkopolski). Do składu wrócił Jokubas Gintvainis, choć w nieco zmienionej roli. Nie musiał już grać, jako podstawowa jedynka, a częściej występował na pozycji rzucającego obrońcy. W czterech meczach zdobył łącznie 48 punktów i tylko z Polpharmą Starogard Gdański miał słabszą skuteczność (1/8). Wtedy jednak rozdał siedem asyst, bo nadal pozostał jedną z aż trzech opcji na pozycji rozgrywającego.
Mogłoby się wydawać, że trener Jacek Winnicki ma na tej pozycji aż za duży wybór, podczas, gdy pod koszem musi łatać dziury nominalnymi skrzydłowymi. Taki układ jednak się sprawdził, bo w rundzie rewanżowej PGE Spójnia wygrała trzy z czterech meczów. Było to szczególnie korzystne, gdy dwa spotkania z powodu kontuzji opuścił Tomasz Śnieg. W piątek był już do dyspozycji trenera. W 16 minut zdobył 10 punktów, ale końcówkę oglądał z ławki rezerwowych.
- Tomek grał bardzo dobre zawody, ale zszedł ze względu na przewinienia. Był moment, że złapaliśmy rytm. Nie było sensu wprowadzać zmian. Jedyną zmianę, jaką zrobiliśmy to obniżyliśmy skład wprowadzając Mateusza Kostrzewskiego za Petera Olisemekę. Zmieniliśmy obronę i to nam przyniosło rezultat. Nie było sensu w tym momencie robić żadnych roszad, ponieważ wynik szedł po naszej myśli. Nie było sensu pomagać Treflowi - przyznał Jacek Winnicki.
Padło też pytanie o Adrisa De Leona, który ostatnio spisuje się zdecydowanie słabiej. W dziewięciu meczach zdobywa średnio po 10 punktów i 3,7 asysty. Z Treflem miał jednak cztery punkty (1/5 z gry) i tyle samo zbiórek. Z Anwilem też zdobył cztery punkty (1/5), a z Polpharmą również cztery (2/10). W tamtych meczach bronił się asystami (odpowiednio pięć i siedem).
- Adris jest rzucającym rozgrywającym. Nikt mu nie zabrania rzucać. Ma swoje pozycje, kiedy może zdobyć punkty. Jego zadaniem jest konstrukcja naszego ataku. Grał 23 minuty. Rzucił tylko cztery punkty, ale jego +/- to 12. Nie patrzę na takie rzeczy, jak punkty. Dla mnie ważny jest całokształt. Każdy zawodnik wychodzi z określonymi zadaniami. Każdy zawodnik wie, co ma zrobić, jaka jest jego rola w zespole i z realizacji tej roli jest oceniany - tłumaczył trener PGE Spójni Stargard.
Rzeczywiście De Leon w ataku często podejmuje zaskakujące i ostatnio błędne decyzje. Drużynie jednak sporo daje też w obronie. We wskaźniku +/- pokazującym, jak zespół radził sobie podczas jego obecności na parkiecie ma najlepszą średnią w zespole (5,9). Zwykle jest na plusie (wyjątek mecz z Anwilem). Przy sporej liczbie minut, jakie rozgrywa to miarodajny wskaźnik, przez który można ocenić wpływ doświadczonego rozgrywającego na drużynę. Na pewno jednak w kolejnych meczach trzeba liczyć na lepszą skuteczność i decyzyjność De Leona.
Materiał sponsorowany