PGE Spójnia Stargard przegrała w sobotę z MKS-em Dąbrowa Górnicza 74:79. Biało-Bordowi po zakończeniu 28. kolejki Orlen Basket Ligi spadną na ostatnie miejsce w tabeli.
- Ponad 30 minut dobrej roboty, ale mecz trwa 40 minut. Ostatnie minuty przegraliśmy 3:19. Sporo strat. To taki mecz, jak w końcówce ze Śląskiem, a dla odmiany zagraliśmy tak agresywnie, jak MKS z nami w końcówce w Szczecinie - ocenił na pomeczowej konferencji prasowej trener Krzysztof Koziorowicz.
W ten sposób podsumował trzy mecze, w których poprowadził PGE Spójnię Stargard. Biało-Bordowi podobnie, jak MKS Dąbrowa Górnicza i AMW Arka Gdynia mają dziewięć zwycięstw. Po sobotnich meczach w tabeli są na 13. pozycji, ale tylko dlatego, że 36 punktów ma też Tasomix Rosiek Stal. Drużyna z Ostrowa Wielkopolskiego jednak w niedzielę dopisze sobie minimum punkt, gdy rozegra kończący 28. kolejkę pojedynek z Kingiem Szczecin. Wtedy PGE Spójnia spadnie na ostatnią pozycję, bo przez dwie porażki z AMW Arką jest najgorsza w małej tabelce.
- Zostały trzy mecze. Musimy się zająć tymi meczami. Oczywiście przeanalizujemy dokładnie sobotni mecz. Przyglądniemy się błędom, bo to wszystko jest niezbędne, żeby wiedzieć, z czego one wynikały, natomiast tutaj trzeba pogratulować zespołowi z Dąbrowy Górniczej. Walczyli do końca i w samej końcówce mieli sporo prostych przechwytów. Skończyli w układzie jeden na jeden. Ważną "trójkę" dał Williams i ta końcówka zdecydowanie należała do przeciwnika - powiedział trener PGE Spójni Stargard.
Gospodarze w drugiej kwarcie mieli 14, w trzeciej 15, a w czwartej 11 punktów przewagi. We wcześniejszych odsłonach MKS zbliżył się jednak na punkt oraz sześć "oczek". Teraz już wiadomo, że takie sytuacje mogły być ostrzeżeniem przed tym, co ostatecznie się wydarzyło.
- Trudno jest w koszykówce tak układać to wszystko mniej, czy bardziej przewidywalnie. Na tym polega właśnie granie w basket. Często się prowadzi różnicą 15 punktów i schodzi na pięć. Czasem decydują o tym dwa, trzy rzuty. Póki graliśmy rozsądnie, dzieliliśmy się piłką, było kilkupunktowe prowadzenie. W końcówce było kilka strat, doprowadzili do kontaktu wynikowego. Trochę za szybko chcieliśmy. Były przygotowane pozycje, ale przy tym było dużo strat i te łatwe punkty MKS zdobył po naszych stratach - przyznał Krzysztof Koziorowicz.
PGE Spójnia w drugiej kwarcie zbudowała przewagę, kiedy na parkiecie byli zmiennicy. W czwartej kwarcie, gdy MKS zrobił swoją serię 17 punktów szansy nie dostali już jednak Dawid Słupiński Yehonatan Yam. Po piątym przewinieniu na parkiecie nie mógł się pojawić Sebastian Kowalczyk. Z rezerwowych grał tylko Aleksandar Langović oraz Isiah Ross. Amerykanin dołożył kolejny fatalny występ do swojego dorobku w PGE Spójni, trafiając tylko 1/5 rzutów z gry. W czterech meczach zdobył 18 punktów trafiając "trójki" z koszmarną skutecznością 3/21. Nie dał nic drużynie w innych elementach. Będzie naprawdę dużym zaskoczeniem jeżeli zagra w kolejnych meczach kosztem Jaydena Martineza.
- Sebastian Kowalczyk dobrze grał, ale spadł za pięć przewinień. Nieźle Słupiński, ale pod koszami panował Wesley. Zbierał, blokował. Paweł Kikowski jest strzelcem, a bardzo dobrze w obronie radził sobie z Cowelsem. McCadden potrafi grać jeden na jednego. Niestety w końcówce trochę błędów popełnił, ale nie tylko on. Tutaj zaczynamy wszyscy od siebie. Przegrał cały zespół, przegrał trener, wszyscy przegraliśmy ten mecz - podsumował Krzysztof Koziorowicz.
Materiał sponsorowany