Nasz zespół był zdecydowanym faworytem sobotniego spotkania. To nieczęsta sytuacja, ale nie mogło być inaczej, bo Goście zdobyli w tym sezonie tylko dwa punkty. Gryf zamyka tabelę i już przed rozpoczęciem meczu tracił do Błękitnych 10 oczek.
- To był pierwszy mecz, w którym wystąpiliśmy, jako faworyt. Pokazywała to tabela i zdobyte punkty, ale Gryf nie zasługuje na to żeby być na ostatnim miejscu. Lepiej gra niż punktowo to się przedstawia. Spodziewaliśmy się trudnego pojedynku, bo musieliśmy wygrać, jeżeli chcemy grać w górnej połówce tabeli - przyznał trener Adam Topolski.
Błękitni mieli zdecydowaną przewagę. Częściej utrzymywali się przy piłce (63%). Oddali też 25 strzałów na bramkę w tym osiem celnych przy dziewięciu próbach rywala. Kibice na gola czekali jednak do 49. minuty. - Początek pokazał, że łatwo dochodziliśmy do sytuacji. Szczególnie w pierwszych 15-20 minutach. Nie wykorzystaliśmy sytuacji. Gryf z każdą minutą się rozgrywał i po 20 minutach był równorzędnym przeciwnikiem. Szkoda, że nie strzeliliśmy bramki na początku, ale zdobyliśmy ją w drugiej połowie - analizował szkoleniowiec Błękitnych.
- Zbyt szybko straciliśmy gola na 1:1. To ma mój zespół do siebie, że młoda obrona nie zawsze wytrzymuje. Tu błąd Oskara Nowaka, że dał się minąć. Z ostrego kąta po słupku do bramki. Dla nas remis to była by porażka. Otworzyliśmy się. Graliśmy otwartą piłkę, ale również nadziewaliśmy się na kontry. Fajnie, że strzeliliśmy, na 2: 1, ale do końca musieliśmy drżeć o wynik. Chcieliśmy to dowieźć, a Gryf coraz bardziej się odkrywał i stwarzał sytuacje - dodał Adam Topolski.
Drugi gol dla Błękitnych okazał się decydujący. Stargardzianie odnieśli piąte zwycięstwo w sezonie. Po ośmiu kolejkach z 15 punktami zajmują wysoką czwartą pozycję. Liderem po wyjazdowym zwycięstwie nad Olimpią Elbląg (2:1) został Znicz Pruszków. To rywal, którego niedawno Stargardzianie pokonali 3:2. Znicz podobnie, jak Stal Rzeszów ma 16 oczek. Sytuacja w czołówce jest bardzo wyrównana. Łącznie siedem drużyn w tabeli dzielą dwa punkty.
- Szczęśliwie dowieźliśmy wynik do końca i jesteśmy rewelacją jesieni, bo nikt się nie spodziewał, że po ośmiu meczach będziemy mieli 15 punktów. Teraz już każdy podchodzi do nas z ostrożnością i coraz ciężej będzie się grało - podkreślił trener Adam Topolski.
Rozczarowany kolejnym meczem bez punktu był natomiast szkoleniowiec gości. - Dzień, jak co dzień, jeżeli chodzi o wynik i przebieg meczu. Oczywiście znaliśmy silne strony Błękitnych. Wiedzieliśmy, że są to pojedynki jeden na jeden i szybkie wyjścia do kontrataku. Najważniejszym było nie sprokurować samemu sytuacji bramkowych, a tych sprokurowaliśmy zdecydowanie za dużo. Dwie straty w środku pola napastnika, który nie wiadomo, dlaczego tam przyszedł po piłkę i z tego poszły dwie akcje bramkowe. Mecze zawsze tak samo wyglądają, że niby jest lepiej. Jesteśmy blisko punktów natomiast zwykłe, podstawowe, techniczne błędy, czasem decyzyjność powodują, że mamy tyle punktów, ile mamy - powiedział Łukasz Kowalski.
- To był pierwszy mecz, w którym wystąpiliśmy, jako faworyt. Pokazywała to tabela i zdobyte punkty, ale Gryf nie zasługuje na to żeby być na ostatnim miejscu. Lepiej gra niż punktowo to się przedstawia. Spodziewaliśmy się trudnego pojedynku, bo musieliśmy wygrać, jeżeli chcemy grać w górnej połówce tabeli - przyznał trener Adam Topolski.
Błękitni mieli zdecydowaną przewagę. Częściej utrzymywali się przy piłce (63%). Oddali też 25 strzałów na bramkę w tym osiem celnych przy dziewięciu próbach rywala. Kibice na gola czekali jednak do 49. minuty. - Początek pokazał, że łatwo dochodziliśmy do sytuacji. Szczególnie w pierwszych 15-20 minutach. Nie wykorzystaliśmy sytuacji. Gryf z każdą minutą się rozgrywał i po 20 minutach był równorzędnym przeciwnikiem. Szkoda, że nie strzeliliśmy bramki na początku, ale zdobyliśmy ją w drugiej połowie - analizował szkoleniowiec Błękitnych.
- Zbyt szybko straciliśmy gola na 1:1. To ma mój zespół do siebie, że młoda obrona nie zawsze wytrzymuje. Tu błąd Oskara Nowaka, że dał się minąć. Z ostrego kąta po słupku do bramki. Dla nas remis to była by porażka. Otworzyliśmy się. Graliśmy otwartą piłkę, ale również nadziewaliśmy się na kontry. Fajnie, że strzeliliśmy, na 2: 1, ale do końca musieliśmy drżeć o wynik. Chcieliśmy to dowieźć, a Gryf coraz bardziej się odkrywał i stwarzał sytuacje - dodał Adam Topolski.
Drugi gol dla Błękitnych okazał się decydujący. Stargardzianie odnieśli piąte zwycięstwo w sezonie. Po ośmiu kolejkach z 15 punktami zajmują wysoką czwartą pozycję. Liderem po wyjazdowym zwycięstwie nad Olimpią Elbląg (2:1) został Znicz Pruszków. To rywal, którego niedawno Stargardzianie pokonali 3:2. Znicz podobnie, jak Stal Rzeszów ma 16 oczek. Sytuacja w czołówce jest bardzo wyrównana. Łącznie siedem drużyn w tabeli dzielą dwa punkty.
- Szczęśliwie dowieźliśmy wynik do końca i jesteśmy rewelacją jesieni, bo nikt się nie spodziewał, że po ośmiu meczach będziemy mieli 15 punktów. Teraz już każdy podchodzi do nas z ostrożnością i coraz ciężej będzie się grało - podkreślił trener Adam Topolski.
Rozczarowany kolejnym meczem bez punktu był natomiast szkoleniowiec gości. - Dzień, jak co dzień, jeżeli chodzi o wynik i przebieg meczu. Oczywiście znaliśmy silne strony Błękitnych. Wiedzieliśmy, że są to pojedynki jeden na jeden i szybkie wyjścia do kontrataku. Najważniejszym było nie sprokurować samemu sytuacji bramkowych, a tych sprokurowaliśmy zdecydowanie za dużo. Dwie straty w środku pola napastnika, który nie wiadomo, dlaczego tam przyszedł po piłkę i z tego poszły dwie akcje bramkowe. Mecze zawsze tak samo wyglądają, że niby jest lepiej. Jesteśmy blisko punktów natomiast zwykłe, podstawowe, techniczne błędy, czasem decyzyjność powodują, że mamy tyle punktów, ile mamy - powiedział Łukasz Kowalski.
Materiał sponsorowany