Biało-Czerwoni ulegli w meczu o pierwsze miejsce w Grupie I 65:91. Awans do ćwierćfinału obie drużyny zapewniły sobie jednak już w piątek. Polska wygrała wtedy z Rosją 79:74, a Argentyna z Wenezuelą 87:67. Po zakończeniu tego spotkania wszystko było już jasne.
To był mecz, w którym porażka nie miała żadnych konsekwencji. Decydował tylko o rozstawieniu w rozpoczynającej się we wtorek fazie pucharowej. Rywala poznaliśmy jednak dopiero kilkadziesiąt minut po zakończeniu spotkania reprezentacji Polski. W ćwierćfinale drużyna prowadzona przez Mike’a Taylora zmierzy się we wtorek 10 września o godz. 15:00 z niepokonaną w tym turnieju Hiszpanią. Najbliższy rywal Biało-Czerwonych sprawił małą niespodziankę dość łatwo ogrywając Serbię 81:69. We wcześniejszych meczach to Serbowie prezentowali się lepiej i wyglądali na poważnego kandydata nawet do złota.
Wróćmy jednak do niedzielnego meczu z Argentyną. Dla reprezentacji Polski było to ciekawe doświadczenie. Zderzenie z mocno broniącym zespołem, który potrafił szybko kontrować i efektownie kończyć swoje akcje. Pokazała to już pierwsza kwarta. Różnica nie była wtedy znacząca (20:14 dla Argentyny). Wrażenie robiło jednak 10 akcji skończonych spod kosza, a przede wszystkim kilka wsadów.
Argentyna błyskawicznie odjechała na początku drugiej kwarty na 25:14. Trafiła wtedy pierwszą trójkę, a w kolejnej akcji przeprowadziła błyskawiczną kontrę. Niestety w kolejnych minutach różnica systematycznie rosła. Po pierwszej połowie było 42:27. Na początku trzeciej kwarty Polacy zbliżyli się na dziewięć oczek, ale to był ostatni moment, kiedy mieli szansę na zwycięstwo. Po 30 minutach przegrywali 41:70 i mogli myśleć o następnym meczu. W końcówce niewiele się zmieniło, choć Biało-Czerwoni wygrali ostatnią część 24:21.
Argentyna grała na dużej skuteczności - 54% celnych rzutów z gry i 69% za dwa punkty. Trafiła też osiem trójek przy siedmiu reprezentacji Polski. Obie drużyny słabo egzekwowały rzuty wolne. Argentyna trafiła 7/14 prób, a Polska 10/17. To zdecydowanie jeden z elementów, który był na dużo niższym poziomie niż we wcześniejszych meczach. To jednak nie zadecydowało o porażce. Większym problemem były aż 23 straty (rywale mieli ich 14). Na tym poziomie przy tylu błędach nie ma szans na nawiązanie walki.
Obaj trenerzy trochę inaczej podeszli do tego spotkania. W Argentynie dużo czasu na parkiecie spędziła pierwsza piątka. Lider tej drużyny - weteran Luis Scola w 32 minuty zdobył 21 punktów. Miał też sześć zbiórek i trzy asysty. Oczywiście wysokie prowadzenie sprawiło, że również w Argentynie wystąpili wszyscy koszykarze.
Podobnie było też w reprezentacji Polski. Aż 24 minuty dostał 18-letni Aleksander Balcerowski. Swoją szansę wykorzystał Karol Gruszecki. W niespełna 13 minut zdobył 11 punktów. Trafił 5/7 prób z gry w tym wszystkie cztery rzuty za dwa. Odpoczął trochę Mateusz Ponitka, który zagrał tylko przez 16 minut, a najwięcej punktów (16) zdobył A.J. Slaughter.
Polska - Argentyna 65:91 (14:20, 13:22, 14:28, 24:21)
To był mecz, w którym porażka nie miała żadnych konsekwencji. Decydował tylko o rozstawieniu w rozpoczynającej się we wtorek fazie pucharowej. Rywala poznaliśmy jednak dopiero kilkadziesiąt minut po zakończeniu spotkania reprezentacji Polski. W ćwierćfinale drużyna prowadzona przez Mike’a Taylora zmierzy się we wtorek 10 września o godz. 15:00 z niepokonaną w tym turnieju Hiszpanią. Najbliższy rywal Biało-Czerwonych sprawił małą niespodziankę dość łatwo ogrywając Serbię 81:69. We wcześniejszych meczach to Serbowie prezentowali się lepiej i wyglądali na poważnego kandydata nawet do złota.
Wróćmy jednak do niedzielnego meczu z Argentyną. Dla reprezentacji Polski było to ciekawe doświadczenie. Zderzenie z mocno broniącym zespołem, który potrafił szybko kontrować i efektownie kończyć swoje akcje. Pokazała to już pierwsza kwarta. Różnica nie była wtedy znacząca (20:14 dla Argentyny). Wrażenie robiło jednak 10 akcji skończonych spod kosza, a przede wszystkim kilka wsadów.
Argentyna błyskawicznie odjechała na początku drugiej kwarty na 25:14. Trafiła wtedy pierwszą trójkę, a w kolejnej akcji przeprowadziła błyskawiczną kontrę. Niestety w kolejnych minutach różnica systematycznie rosła. Po pierwszej połowie było 42:27. Na początku trzeciej kwarty Polacy zbliżyli się na dziewięć oczek, ale to był ostatni moment, kiedy mieli szansę na zwycięstwo. Po 30 minutach przegrywali 41:70 i mogli myśleć o następnym meczu. W końcówce niewiele się zmieniło, choć Biało-Czerwoni wygrali ostatnią część 24:21.
Argentyna grała na dużej skuteczności - 54% celnych rzutów z gry i 69% za dwa punkty. Trafiła też osiem trójek przy siedmiu reprezentacji Polski. Obie drużyny słabo egzekwowały rzuty wolne. Argentyna trafiła 7/14 prób, a Polska 10/17. To zdecydowanie jeden z elementów, który był na dużo niższym poziomie niż we wcześniejszych meczach. To jednak nie zadecydowało o porażce. Większym problemem były aż 23 straty (rywale mieli ich 14). Na tym poziomie przy tylu błędach nie ma szans na nawiązanie walki.
Obaj trenerzy trochę inaczej podeszli do tego spotkania. W Argentynie dużo czasu na parkiecie spędziła pierwsza piątka. Lider tej drużyny - weteran Luis Scola w 32 minuty zdobył 21 punktów. Miał też sześć zbiórek i trzy asysty. Oczywiście wysokie prowadzenie sprawiło, że również w Argentynie wystąpili wszyscy koszykarze.
Podobnie było też w reprezentacji Polski. Aż 24 minuty dostał 18-letni Aleksander Balcerowski. Swoją szansę wykorzystał Karol Gruszecki. W niespełna 13 minut zdobył 11 punktów. Trafił 5/7 prób z gry w tym wszystkie cztery rzuty za dwa. Odpoczął trochę Mateusz Ponitka, który zagrał tylko przez 16 minut, a najwięcej punktów (16) zdobył A.J. Slaughter.
Polska - Argentyna 65:91 (14:20, 13:22, 14:28, 24:21)
Materiał sponsorowany