Początek był już tradycyjnie nerwowy. GKS prowadził 9:2. Można było mieć obawy, bo to jeden z najgroźniejszych przeciwników w lidze. Posiadający znakomitych strzelców, co potwierdził w ćwierćfinałach. Rzeczywiście kolejne minuty były szarpane. W kryzysowym momencie stargardzianie przegrywali 15:26.
Wtedy o przerwę poprosił trener Krzysztof Koziorowicz. Stało się to, co działo się już w kilku meczach Spójni z GKS-em w Stargardzie. Goście popełnili kilka błędów. Stracili prawie całą przewagę i zupełnie się rozsypali. Biało-bordowi natomiast rozpędzili się i weszli na poziom nieosiągalny dla żadnego przeciwnika w lidze. Ważne rzuty z dystansu trafili Marcin Dymała, Dawid Bręk i Maciej Raczyński.
Po 20 minutach sytuacja była uspokojona, bo stargardzianie prowadzili 38:37. Prawdziwy koncert dali jednak dopiero po zmianie stron. Kilka dni temu rozgrywający Stelmetu Enei BC Zielona Góra, Łukasz Koszarek mówił, że jego zespół tracący 97 punktów pokazał obronę z play-offów I ligi. Możliwe, że słyszał o słynnym meczu GKS-u z R8 Basket AZS Politechniką Kraków (113:105). Prawdziwą play-offową obronę pokazała jednak Spójnia. GKS na początku trzeciej kwarty nie potrafił stworzyć nic konstruktywnego. Trener Tomasz Jagiełka błyskawicznie poprosił o dwie przerwy. Padło sporo mocnych słów, ale na nic się to zdało.
Trzecia kwarta to zupełna dominacja Spójni, ale jak określić ostatnich 10 minut wygranych 18:5?! Nasi koszykarze pokazali, że nawet, gdy nie zawsze im idzie potrafią zatrzymać najbardziej ofensywny zespół ligi. Pokazali również charakter znany z poprzedniego sezonu. Od -11 do +24 to robi wrażenie. Końcówka była imponująca. Czy wpłynie na psychikę rywala? O tym przekonamy się w niedzielę o 18.
Na pewno jednak za wcześnie na świętowanie. Jeden, nawet najlepiej rozegrany mecz nie załatwia awansu do finału. Koszykarze na podobnym poziomie, szczególnie w defensywie muszą też zagrać w niedzielę. Będą do tego potrzebowali przynajmniej tak dobrego dopingu, jak w sobotę. Kibice kolejny raz odegrali niebagatelną rolę. Szczególnie w sytuacji, gdy rywale nie są przyzwyczajeni do aż tak żywiołowego dopingu.
Spójnia miała solidne 51% celnych rzutów z gry w tym 12/30 za trzy punkty. GKS trafił 5/29 prób dystansowych. Gospodarze dominowali też pod tablicami - 48:32. Spora w tym zasługa Huberta Pabiana. Kapitan biało-bordowych miał 17 zbiórek. Zdobył też 24 punkty - 9/13 z gry. Marcin Dymała miał 16 punktów i siedem asyst, a Dawid Bręk dziewięć punktów oraz siedem asyst. Było jednak zdecydowanie więcej koszykarzy, którzy mieli dobre momenty i przynajmniej na chwilę wzięli na siebie ciężar gry w ataku. Dobrą skuteczność miał Maciej Raczyński, a w drugiej połowie ważne punkty zdobywali Alan Czujkowski i Konrad Koziorowicz. Stargardzkie kosze nie służyły natomiast koszykarzom z Tychów. Znakomici strzelcy pudłowali nie tylko z gry, ale również z linii rzutów wolnych, gdzie trafili 12/20 prób.
Spójnia Stargard - GKS Tychy 85:61 (15:22, 23:15, 29:19, 18:5)
Spójnia: Hubert Pabian 24, Marcin Dymała 16, Maciej Raczyński 10, Dawid Bręk 9, Alan Czujkowski 8, Konrad Koziorowicz 8, Karol Pytyś 5, Marcel Wilczek 5, Wojciech Fraś 0.
GKS: Norbert Kulon 13, Dawid Słupiński 12, Tomasz Deja 11, Damian Szymczak 11, Michał Jankowski 8, Marcin Kowalewski 4, Piotr Hałas 2, Jakub Fenrych 0, Kacper Majka 0, Filip Małgorzaciak 0, Bassey Usendiah 0.
Stan rywalizacji (do trzech zwycięstw) 1-0 dla Spójni Stargard