Dzięki powiększeniu PKO Ekstraklasy z 16 do 18 drużyn łatwiej było się utrzymać na wszystkich trzech szczeblach poziomu centralnego. Z eWinner II ligi spadały tylko trzy drużyny. Błękitni Stargard zajęli jednak 18. (przedostatnią) pozycję i zakończyli ośmioletnią przygodę na tym poziomie.
To wydarzenie, które odbiło się dużym echem i to nie ze względu na pucharową historię sprzed sześciu lat. Błękitni to jedyny zespół, który od 2014 roku, czyli połączenia dwóch grup występowali nieprzerwanie w II lidze. Inne ekipy spadały lub awansowały, a stargardzianie cały czas utrzymywali się na tym poziomie. W 240 meczach zdobyli łącznie 307 punktów. Ich bilans to 82 zwycięstwa, 61 remisów, 97 porażek, 294 strzelone i 316 straconych bramek.
Powolny regres
Błękitni awansowali do II ligi w 2013 roku. W debiutanckim sezonie rozgrywki składały się z dwóch grup, ale zadanie było piekielnie trudne. To był czas reformy, która miała podnieść poziom. Tylko lokata w czołowej ósemce dawała pozostanie w II lidze na kolejny sezon.
Stargardzkiemu beniaminkowi nie dawano szans, ale skończyło się czwartym miejscem. Dało to 55 punktów, 58 strzelonych i 40 straconych bramek. Rok później już w połączonej II lidze Błękitni zdobyli również 55 punktów, co dało im szóste miejsce. Wtedy był również półfinał Pucharu Polski, a do awansu do I ligi brakowało naprawdę niewiele.
Okazało się jednak, że to był kulminacyjny moment w najnowszej historii klubu. Później jeszcze tylko raz w sezonie 2016/2017 Błękitni uplasowali się w czołowej "dziesiątce". Zdobyli wtedy 45 punktów, co dało siódme miejsce. W pozostałych sezonach trzykrotnie byli na 12., a raz na 14. pozycji.
Błękitni osiągali największe sukcesy, gdy w składzie dominowali wychowankowie i lokalni piłkarze. Owszem utalentowana młodzież z regionu również dostawała wtedy szansę, żeby się wypromować, ale w drużynie nie brakowało doświadczenia. Wystarczy wymienić tylko Marka Ufnala, Tomasza Pustelnika, Macieja Więcka i Roberta Gajdę. byli również młodsi wychowankowie, którzy z powodzeniem radzili sobie na tym poziomie: Maciej Liśkiewicz, Ariel Wawszczyk, Wojciech Fadecki i Sebastian Inczewski.
W ostatnich latach w przedsezonowej kadrze również nie brakowało wychowanków Błękitnych. Problem jednak w tym, że większość nigdy nie przebiła się do składu. Jedynie Grzegorz Szymusik i Bartosz Sitkowski stali się podstawowymi piłkarzami II-ligowej drużyny. Byli też Grzegorz Rogala i Błażej Starzycki, ale oni piłkarskie szlify zbierali odpowiednio w Lechu Poznań i Pogoni Szczecin.
Skład zdominowali piłkarze zebrani z całej Polski. O ile wcześniej udawało się uzupełniać zespół zawodnikami z województwa zachodniopomorskiego to z czasem i o to było coraz trudniej. Piłkarze się promowali, co dawało utrzymanie. Oznaczało jednak również rewolucję przed każdym kolejnym sezonem. Trudno było mówić o zgraniu, czy budowaniu czegoś trwałego. Nie dało się też ocenić, jaki progres wykonał zespół, bo gdy już nawet gra zaczynała się układać to i tak było pewne, że za chwilę najlepsi odejdą i trzeba będzie budować wszystko od początku.
Proroczy mecz
Sezon 2020/2021 zaczął się dość optymistycznie. Błękitni Stargard w pucharowym pojedynku zmierzyli się z Wartą Poznań, która jak później się okazało, została piątą drużyną PKO Ekstraklasy. Z perspektywy czasu tamten pojedynek okazał się jednak symbolem tego sezonu w wykonaniu Błękitnych. Pomimo prowadzenia kwadrans przed końcem 3:1 skończyło się remisem 3:3 i przegraną po rzutach karnych. Tracone w końcówkach prowadzenie oraz niewykorzystane "jedenastki" to niewątpliwie jedne z kluczowych elementów decydujących o spadku.
Błękitni potrafili powalczyć z drużynami z czołówki. Dwa razy po 1:0 pokonali Wigry Suwałki. U siebie natomiast remisowali 0:0 z ekipami, które awansowały do Fortuna I ligi - Górnikiem Polkowice i GKS-em Katowice. Nie zrównoważyli tym jednak bolesnych strat punktów z samej końcówki sezonu (1:1 z Lechem, 2:2 z Pogonią Siedlce, 2:3 z Olimpią Grudziądz i 1:1 ze Skrą Częstochowa). W prosty sposób pomimo prowadzenia w każdym z tych spotkań uciekło dziewięć punktów. Do tego chwały też nie przynoszą dwie porażki z Bytovią Bytów, która zakończyła rozgrywki na ostatnim miejscu (1:4 w Stargardzie i 1:3 na wyjeździe).
W 36 meczach 36 zdobytych punktów to za mało, choć Olimpia Elbląg, która się utrzymała była niewiele lepsza (37 "oczek"). Jeszcze więcej o tym sezonie mówi jednak bilans bramek. Błękitni mieli najgorszy atak (36 strzelonych goli). Do tego stracili aż 66 bramek, a gorszy pod tym względem był tylko inny spadkowicz (Olimpia Grudziądz 67).
Już w poprzednim sezonie defensywa była dziurawa, ale wtedy Błękitni stracili tylko 53 gole. Strzelili natomiast 54 bramki i dzięki ofensywie zdołali w ostatniej chwili się uratować. Wcześniejsze sukcesy stargardzianie odnosili głównie dzięki zdecydowanie lepszej defensywie, bo w ataku zwykle rewelacji nie było. Na poziomie II ligi trudno było przy skromnym budżecie znaleźć napastnika, który zapewniłby kilkanaście goli w sezonie.
Ilość nie poszła w jakość
W ostatnim sezonie eWinner II ligi dla Błękitnych zagrało 29 piłkarzy. Szokuje jednak inna liczba. Aż 17 z nich to zawodnicy pozyskani przed sezonem lub w jego trakcie. Były aż dwie kadrowe rewolucje: letnia i zimowa. Do tego zespół prowadziło trzech trenerów. Zaczynał Tomasz Grzegorczyk, w niektórych meczach szczególnie wiosną pierwszym trenerem był Jarosław Piskorz, a przez większość rundy wiosennej drużyną dowodził Adam Topolski.
Jego powrót dał nowy impuls, ale okazało się, że poprowadzenie drużyny, której doświadczony trener nie budował i nie przygotowywał do sezonu było trudne. We wcześniejszym sezonie można było Topolskiemu zarzucać zbyt odważny i bezkompromisowy styl. To jednak dało utrzymanie. Teraz natomiast Błękitni zbyt często remisowali. W końcówce sezonu była seria pięciu meczów bez porażki, ale odwracając to była także seria czterech spotkań bez zwycięstwa, która zakończyła przygodę ze szczeblem centralnym.
Można było się denerwować, gdy trener po meczu z walczącym również o utrzymanie Lechem II Poznań był zadowolony z remisu. Tym bardziej, że zespół stracił prowadzenie. To, co jednak później się działo pozwala stwierdzić, że było to szukanie pozytywów w tej trudnej sytuacji. Piłkarze w teoretycznie najłatwiejszych meczowych sytuacjach pokazali po prostu, że na więcej tej drużyny nie było stać.
Nie było wyraźnego lidera, który wziąłby w trudnych momentach grę na siebie i poprowadził zespół do sukcesu. Kimś takim rok temu był Wojciech Fadecki, który do tego rozegrał sezon życia. Miał też jednak wsparcie od Krystiana Sanockiego, czy Patryka Paczuka. Błękitnym brakowało też głębi składu i doświadczonych piłkarzy. Samą młodzieżą ligi nie udało się utrzymać. Inne kluby także grały młodymi zawodnikami, ale zawsze w zespole był ktoś doświadczony, kto tą młodzieżą potrafił pokierować.
Nawet gdy nie ma znakomitego strzelca zdobywanie bramek może się rozłożyć na cały zespół. W Błękitnych natomiast na listę strzelców wpisało się tylko 10 piłkarzy. Mateusz Bochnak miał siedem goli, Damian Niedojad i Dawid Polkowski po sześć, a Michał Cywiński pięć. Ta czwórka razem zdobyła 24 z 36 goli całej drużyny.
Najwięcej, bo po 35 meczów rozegrali Bochnak (3023 minuty) i Polkowski (2711). Jak prezentowali się sprowadzeni niedawno piłkarze? Pecha miał Jan Andrzejewski, który zagrał w dziewięciu meczach, ale w końcówce sezonu nie mógł pomóc drużynie, bo w meczu z Hutnikiem Kraków złamał rękę. Tylko 112 minut spędził na boisku Bartosz Boniecki. Były też aż cztery powroty (Przemysław Brzeziański, Filip Karmański, Adrian Kwiatkowski i Błażej Starzycki). Żaden z nich jednak nie przypominał tego, co wspomniani piłkarze grali podczas swoich wcześniejszych epizodów w Błękitnych.
Nawet jednego gola dla Błękitnych nie zdobyli Tomasz Kaczmarek i Kamil Walków. Sześć trafień miał Damian Niedojad, ale w dwóch ostatnich spotkaniach zmarnował dogodne sytuacje. Żal szczególnie okazji w pojedynku z Garbarnią. Krystian Kujawa w końcówce sezonu stworzył ciekawy duet w obronie z Bartłomiejem Mrukiem. Piłkarze znali się już ze wspólnej gry w Garbarni. I właśnie z Garbarnią Kujawa otrzymał ósmą żółtą kartkę, co wyeliminowało go z pojedynku z rezerwami Śląska.
Wymiany piłkarzy, trzech trenerów a na koniec jeszcze jeden element braku stabilizacji. W całym sezonie trzech bramkarzy zagrało po 12 spotkań. To Mariusz Rzepecki, który odszedł zimą, Dominik Sasiak i Tobiasz Weinzettel. Sytuacja kuriozalna, bo zwykle bramkarz to pozycja, na której zmiany są rzadkością.
Prognozy na przyszłość nie są optymistyczne. Już od lat nie było tajemnicą, że Błękitni mają nie tylko jeden z najniższych budżetów w II lidze. To również budżet, który w III lidze nie robił wrażenia, a raczej plasowałby klub w dolnej części tabeli. Dlatego właśnie nie dziwiło, że piłkarze, którzy nie przebili się wyżej, odchodzili z Błękitnych, ale do bogatszych klubów z III ligi. W II lidze udawało się zapełnić lukę graczami, którzy chcieli się wypromować na szczeblu centralnym. Teraz ten koronny argument odpadnie.
Trudno liczyć, że nagle finanse się poprawią, skoro nie udało się to przez tyle lat w II lidze. Nieunikniony będzie powrót do korzeni i zdecydowanie szersze postawienie na wychowanków. Co to jednak będzie oznaczać sportowo? Trudno to przewidzieć, ale pozostanie w III lidze byłoby na razie sukcesem. Tym bardziej, że to zupełnie inna liga niż ta, z której osiem lat temu awansowali Błękitni. Wtedy grały ekipy z dwóch województw (zachodniopomorskie i pomorskie). Po reformach doszły do tego jeszcze województwa wielkopolskie i kujawsko-pomorskie. Konkurencja jest zdecydowanie większa.
To wydarzenie, które odbiło się dużym echem i to nie ze względu na pucharową historię sprzed sześciu lat. Błękitni to jedyny zespół, który od 2014 roku, czyli połączenia dwóch grup występowali nieprzerwanie w II lidze. Inne ekipy spadały lub awansowały, a stargardzianie cały czas utrzymywali się na tym poziomie. W 240 meczach zdobyli łącznie 307 punktów. Ich bilans to 82 zwycięstwa, 61 remisów, 97 porażek, 294 strzelone i 316 straconych bramek.
Powolny regres
Błękitni awansowali do II ligi w 2013 roku. W debiutanckim sezonie rozgrywki składały się z dwóch grup, ale zadanie było piekielnie trudne. To był czas reformy, która miała podnieść poziom. Tylko lokata w czołowej ósemce dawała pozostanie w II lidze na kolejny sezon.
Stargardzkiemu beniaminkowi nie dawano szans, ale skończyło się czwartym miejscem. Dało to 55 punktów, 58 strzelonych i 40 straconych bramek. Rok później już w połączonej II lidze Błękitni zdobyli również 55 punktów, co dało im szóste miejsce. Wtedy był również półfinał Pucharu Polski, a do awansu do I ligi brakowało naprawdę niewiele.
Okazało się jednak, że to był kulminacyjny moment w najnowszej historii klubu. Później jeszcze tylko raz w sezonie 2016/2017 Błękitni uplasowali się w czołowej "dziesiątce". Zdobyli wtedy 45 punktów, co dało siódme miejsce. W pozostałych sezonach trzykrotnie byli na 12., a raz na 14. pozycji.
Błękitni osiągali największe sukcesy, gdy w składzie dominowali wychowankowie i lokalni piłkarze. Owszem utalentowana młodzież z regionu również dostawała wtedy szansę, żeby się wypromować, ale w drużynie nie brakowało doświadczenia. Wystarczy wymienić tylko Marka Ufnala, Tomasza Pustelnika, Macieja Więcka i Roberta Gajdę. byli również młodsi wychowankowie, którzy z powodzeniem radzili sobie na tym poziomie: Maciej Liśkiewicz, Ariel Wawszczyk, Wojciech Fadecki i Sebastian Inczewski.
W ostatnich latach w przedsezonowej kadrze również nie brakowało wychowanków Błękitnych. Problem jednak w tym, że większość nigdy nie przebiła się do składu. Jedynie Grzegorz Szymusik i Bartosz Sitkowski stali się podstawowymi piłkarzami II-ligowej drużyny. Byli też Grzegorz Rogala i Błażej Starzycki, ale oni piłkarskie szlify zbierali odpowiednio w Lechu Poznań i Pogoni Szczecin.
Skład zdominowali piłkarze zebrani z całej Polski. O ile wcześniej udawało się uzupełniać zespół zawodnikami z województwa zachodniopomorskiego to z czasem i o to było coraz trudniej. Piłkarze się promowali, co dawało utrzymanie. Oznaczało jednak również rewolucję przed każdym kolejnym sezonem. Trudno było mówić o zgraniu, czy budowaniu czegoś trwałego. Nie dało się też ocenić, jaki progres wykonał zespół, bo gdy już nawet gra zaczynała się układać to i tak było pewne, że za chwilę najlepsi odejdą i trzeba będzie budować wszystko od początku.
Proroczy mecz
Sezon 2020/2021 zaczął się dość optymistycznie. Błękitni Stargard w pucharowym pojedynku zmierzyli się z Wartą Poznań, która jak później się okazało, została piątą drużyną PKO Ekstraklasy. Z perspektywy czasu tamten pojedynek okazał się jednak symbolem tego sezonu w wykonaniu Błękitnych. Pomimo prowadzenia kwadrans przed końcem 3:1 skończyło się remisem 3:3 i przegraną po rzutach karnych. Tracone w końcówkach prowadzenie oraz niewykorzystane "jedenastki" to niewątpliwie jedne z kluczowych elementów decydujących o spadku.
Błękitni potrafili powalczyć z drużynami z czołówki. Dwa razy po 1:0 pokonali Wigry Suwałki. U siebie natomiast remisowali 0:0 z ekipami, które awansowały do Fortuna I ligi - Górnikiem Polkowice i GKS-em Katowice. Nie zrównoważyli tym jednak bolesnych strat punktów z samej końcówki sezonu (1:1 z Lechem, 2:2 z Pogonią Siedlce, 2:3 z Olimpią Grudziądz i 1:1 ze Skrą Częstochowa). W prosty sposób pomimo prowadzenia w każdym z tych spotkań uciekło dziewięć punktów. Do tego chwały też nie przynoszą dwie porażki z Bytovią Bytów, która zakończyła rozgrywki na ostatnim miejscu (1:4 w Stargardzie i 1:3 na wyjeździe).
W 36 meczach 36 zdobytych punktów to za mało, choć Olimpia Elbląg, która się utrzymała była niewiele lepsza (37 "oczek"). Jeszcze więcej o tym sezonie mówi jednak bilans bramek. Błękitni mieli najgorszy atak (36 strzelonych goli). Do tego stracili aż 66 bramek, a gorszy pod tym względem był tylko inny spadkowicz (Olimpia Grudziądz 67).
Już w poprzednim sezonie defensywa była dziurawa, ale wtedy Błękitni stracili tylko 53 gole. Strzelili natomiast 54 bramki i dzięki ofensywie zdołali w ostatniej chwili się uratować. Wcześniejsze sukcesy stargardzianie odnosili głównie dzięki zdecydowanie lepszej defensywie, bo w ataku zwykle rewelacji nie było. Na poziomie II ligi trudno było przy skromnym budżecie znaleźć napastnika, który zapewniłby kilkanaście goli w sezonie.
Ilość nie poszła w jakość
W ostatnim sezonie eWinner II ligi dla Błękitnych zagrało 29 piłkarzy. Szokuje jednak inna liczba. Aż 17 z nich to zawodnicy pozyskani przed sezonem lub w jego trakcie. Były aż dwie kadrowe rewolucje: letnia i zimowa. Do tego zespół prowadziło trzech trenerów. Zaczynał Tomasz Grzegorczyk, w niektórych meczach szczególnie wiosną pierwszym trenerem był Jarosław Piskorz, a przez większość rundy wiosennej drużyną dowodził Adam Topolski.
Jego powrót dał nowy impuls, ale okazało się, że poprowadzenie drużyny, której doświadczony trener nie budował i nie przygotowywał do sezonu było trudne. We wcześniejszym sezonie można było Topolskiemu zarzucać zbyt odważny i bezkompromisowy styl. To jednak dało utrzymanie. Teraz natomiast Błękitni zbyt często remisowali. W końcówce sezonu była seria pięciu meczów bez porażki, ale odwracając to była także seria czterech spotkań bez zwycięstwa, która zakończyła przygodę ze szczeblem centralnym.
Można było się denerwować, gdy trener po meczu z walczącym również o utrzymanie Lechem II Poznań był zadowolony z remisu. Tym bardziej, że zespół stracił prowadzenie. To, co jednak później się działo pozwala stwierdzić, że było to szukanie pozytywów w tej trudnej sytuacji. Piłkarze w teoretycznie najłatwiejszych meczowych sytuacjach pokazali po prostu, że na więcej tej drużyny nie było stać.
Nie było wyraźnego lidera, który wziąłby w trudnych momentach grę na siebie i poprowadził zespół do sukcesu. Kimś takim rok temu był Wojciech Fadecki, który do tego rozegrał sezon życia. Miał też jednak wsparcie od Krystiana Sanockiego, czy Patryka Paczuka. Błękitnym brakowało też głębi składu i doświadczonych piłkarzy. Samą młodzieżą ligi nie udało się utrzymać. Inne kluby także grały młodymi zawodnikami, ale zawsze w zespole był ktoś doświadczony, kto tą młodzieżą potrafił pokierować.
Nawet gdy nie ma znakomitego strzelca zdobywanie bramek może się rozłożyć na cały zespół. W Błękitnych natomiast na listę strzelców wpisało się tylko 10 piłkarzy. Mateusz Bochnak miał siedem goli, Damian Niedojad i Dawid Polkowski po sześć, a Michał Cywiński pięć. Ta czwórka razem zdobyła 24 z 36 goli całej drużyny.
Najwięcej, bo po 35 meczów rozegrali Bochnak (3023 minuty) i Polkowski (2711). Jak prezentowali się sprowadzeni niedawno piłkarze? Pecha miał Jan Andrzejewski, który zagrał w dziewięciu meczach, ale w końcówce sezonu nie mógł pomóc drużynie, bo w meczu z Hutnikiem Kraków złamał rękę. Tylko 112 minut spędził na boisku Bartosz Boniecki. Były też aż cztery powroty (Przemysław Brzeziański, Filip Karmański, Adrian Kwiatkowski i Błażej Starzycki). Żaden z nich jednak nie przypominał tego, co wspomniani piłkarze grali podczas swoich wcześniejszych epizodów w Błękitnych.
Nawet jednego gola dla Błękitnych nie zdobyli Tomasz Kaczmarek i Kamil Walków. Sześć trafień miał Damian Niedojad, ale w dwóch ostatnich spotkaniach zmarnował dogodne sytuacje. Żal szczególnie okazji w pojedynku z Garbarnią. Krystian Kujawa w końcówce sezonu stworzył ciekawy duet w obronie z Bartłomiejem Mrukiem. Piłkarze znali się już ze wspólnej gry w Garbarni. I właśnie z Garbarnią Kujawa otrzymał ósmą żółtą kartkę, co wyeliminowało go z pojedynku z rezerwami Śląska.
Wymiany piłkarzy, trzech trenerów a na koniec jeszcze jeden element braku stabilizacji. W całym sezonie trzech bramkarzy zagrało po 12 spotkań. To Mariusz Rzepecki, który odszedł zimą, Dominik Sasiak i Tobiasz Weinzettel. Sytuacja kuriozalna, bo zwykle bramkarz to pozycja, na której zmiany są rzadkością.
Prognozy na przyszłość nie są optymistyczne. Już od lat nie było tajemnicą, że Błękitni mają nie tylko jeden z najniższych budżetów w II lidze. To również budżet, który w III lidze nie robił wrażenia, a raczej plasowałby klub w dolnej części tabeli. Dlatego właśnie nie dziwiło, że piłkarze, którzy nie przebili się wyżej, odchodzili z Błękitnych, ale do bogatszych klubów z III ligi. W II lidze udawało się zapełnić lukę graczami, którzy chcieli się wypromować na szczeblu centralnym. Teraz ten koronny argument odpadnie.
Trudno liczyć, że nagle finanse się poprawią, skoro nie udało się to przez tyle lat w II lidze. Nieunikniony będzie powrót do korzeni i zdecydowanie szersze postawienie na wychowanków. Co to jednak będzie oznaczać sportowo? Trudno to przewidzieć, ale pozostanie w III lidze byłoby na razie sukcesem. Tym bardziej, że to zupełnie inna liga niż ta, z której osiem lat temu awansowali Błękitni. Wtedy grały ekipy z dwóch województw (zachodniopomorskie i pomorskie). Po reformach doszły do tego jeszcze województwa wielkopolskie i kujawsko-pomorskie. Konkurencja jest zdecydowanie większa.
Materiał sponsorowany