Znakomita, gorąca atmosfera koszykarskiego święta stworzona przez kibiców PGE Spójni Stargard oraz Górnika Zamku Książ Wałbrzych i emocje do ostatniej sekundy. Biało-Bordowi w niedzielnym meczu mieli nawet 16 punktów przewagi, ale już tradycyjnie zafundowali swoim fanom horror. Tym razem z pozytywnym zakończeniem, bo zwycięstwem 81:80.
W niedzielnym meczu do gry po krótkiej przerwie spowodowanej kontuzją wrócił Sebastian Kowalczyk. Przez 24,5 minuty zdobył sześć punktów. Miał też po trzy zbiórki i asysty.
Patryk Neumann: Zapowiadało się na spokojniejsze zwycięstwo. Ostatecznie wygraliście... spokojnie jednym punktem.
Sebastian Kowalczyk, koszykarz PGE Spójni Stargard: Dokładnie końcówka też na spokojnie. Wcale nie mieliśmy dużo szczęścia (śmiech). Najważniejsze jest zwycięstwo. Wyszliśmy z większą energią. Prowadziliśmy, a nie tak, jak zawsze wychodziliśmy i musieliśmy gonić rywala. Była większa energia, lepsza gra i skuteczność. Niestety w drugiej połowie stare demony wróciły i mieliśmy dużo problemów przede wszystkim w obronie. Później też zmiana przeciwnika na obronę strefową wybiła nas z rytmu. Nie trafialiśmy. Nie mieliśmy takiej dobrej skuteczności i musieliśmy walczyć o ten wynik do końca. Całe szczęście koszykarski bóg był po naszej stronie i wygraliśmy.
Na szczęście był spory zapas, bo mieliście nawet 16 punktów przewagi.
- Wiadomo, że popełniliśmy sporo błędów, ale w dzisiejszej koszykówce 15, czy 20 punktów to nie jest jakaś wielka przewaga nie do odrobienia. Już nie raz były takie sytuacje nawet na wyższym poziomie. Zawsze trzeba być czujnym. Zawsze trzeba grać konsekwentnie do końca. W niedzielnym meczu przydarzył nam się taki duży spadek, gdzie straciliśmy dużo punktów i musieliśmy drżeć o wynik do końca.
Wrócił pan do gry po dwóch meczach przerwy. Czym była spowodowana ta absencja?
- Lekki uraz przy stanie kolanowym. Już był teraz najwyższy moment, żeby wrócić do gry, ponieważ mamy teraz 3-4 dni przerwy, żeby się zregenerować mentalnie i fizycznie. Na 100% jeszcze nie byłem gotowy fizycznie do tego meczu, ale bardzo chciałem po tych dwóch meczach absencji zagrać. Cieszę się, że wróciłem i, że wygraliśmy.
Żal najbardziej, że nie zagrał pan w meczu z Legią Warszawa. Tam było blisko zwycięstwa i mógłby pan pomóc drużynie.
- Akurat wtedy to był świeży uraz, gdzie kompletnie nie mógłbym pomóc zespołowi. Myślę, że chłopaki w tym meczu i tak dali z siebie wszystko. Ja na pewno w tym meczu bym nie pomógł, dlatego cieszę się, że udało się na mecz z Górnikiem w miarę wrócić i być z chłopakami.
Wygraliście dwa ostatnie mecze, ale i tak dobrze, że przed kolejnym spotkaniem będzie dłuższa przerwa.
- Oczywiście, że tak. Myślę, że to był bardzo intensywny okres. Pamiętajmy, że skończyliśmy granie co trzy dni. Pamiętajmy, że graliśmy w FIBA Europe Cup. To było bardzo wymagające pod względem fizycznym i mentalnym, a teraz będzie taki moment, że będziemy mogli trochę odpocząć, zresetować głowy i wrócić do pracy z nową energią.
Będzie łatwiej, bo zagracie tylko jeden mecz w tygodniu. Do tego odejdą wymagające podróże, ponieważ w grudniu większość meczów odbędzie się w Stargardzie.
- Czy łatwiej? Zobaczymy. Na pewno intensywność będzie inna. Będzie można zmodyfikować mikrocykl treningowy. Tak, jak pan wspomniał jeden mecz w tygodniu, więc inne przygotowania, ale na pewno wrócimy i dalej będziemy ciężko trenować, żeby dalej poprawiać ten nasz bilans w lidze.
Pomimo zmęczenia i wymagającego terminarza na pewno chcielibyście zagrać, w kolejnej rundzie FIBA Europe Cup. Do awansu jednak trochę zabrakło.
- Taki był cel, żeby wyjść z grupy. Wiadomo, że to była ciężka grupa. Z drugiego miejsca wychodziło sześć najlepszych zespołów. Nawet drużyna z Pitesti, która miała bilans 3-3 nie wyszła z naszej grupy, więc była to wyrównana rozgrywka. Czasu nie cofniemy. Musimy patrzeć w przyszłość i wracamy do treningów.
Materiał sponsorowany