Dla pacjenta z afazją mowy, która jest konsekwencją udaru, miesięczny pobyt w szpitalu, z dala od domu, był traumatycznym przeżyciem. Dopiero gdy lekarze pokazali pacjentowi fotografie jego najbliższych, panu Mirkowi wróciła chęć do życia.
A na zdjęciach: siostra Mirka - Bożena, jego żona Stanisława, córki i ukochany pies Mika. Do końca pobytu w szpitalu nie wypuścił tych zdjęć z rąk. – Właściwa diagnoza, odpowiednie leczenie, systematyczna rehabilitacja – to wszystko ma znaczenie. Ale największą wolę życia wyzwala miłość. Przypadek moich pacjentów jest na to najlepszym dowodem – mówi Zbigniew Grelecki, lekarz rodzinny pana Mirka z NZOZ- u w Kobylance.
Miłość
Stasia i Mirek poznali się 43 lat temu w Szczecinie. – Zaimponowało mi, że był rozważny i spokojny, a do tego mądry i wykształcony. Dbał o dom i rodzinę, mogłam na nim polegać – wspomina Stanisława. Jeszcze wtedy nie spodziewała się, że za kilkadziesiąt lat role w ich związku się odwrócą. Kiedy 6 lat temu Mirek przeszedł udar i od początku musiał uczyć się podstawowych czynności, żona walczyła o każdy jego uśmiech i krok. – Mąż przez pół roku leżał w szpitalu rehabilitacyjnym na Staszica w Stargardzie, o godzinie 7 rano meldowałam się przy jego łóżku. Kąpałam go, goliłam, aby czuł się komfortowo, zaczynając rehabilitację. Byłam jedyną żoną, która tak wcześnie pojawiała się z wizytą – opowiada pani Stasia. A z kuchni unosi się zapach rosołu. – Mąż najbardziej lubi ten gotowany na kaczce. Uwielbia też ryby: pstrąga, łososia czy sieję prosto z Miedwia. W ogóle jest koneserem dobrego jedzenia.
Mirek
Spotykamy się w domu Państwa Iwanowskich w Morzyczynie. Mieszkają w nim od 19 lat. Pan Mirek porusza się na wózku, nie jest w stanie mówić, ale słyszy i rozumie każde słowo. Z ufnością patrzy na żonę. Wystarczy spojrzenie, aby wiedziała, co on ma na myśli. – Już dwa razy prawie go straciłam, ale zawsze walczę o niego do końca! – mówi pani Stanisława. Tę konsekwencję potwierdzają nie tylko działania, ale i liczby. Od początku choroby rehabilitant odwiedził pana Mirka 918 razy! Praca ze specjalistami przyniosła efekty. Pacjent poruszał się coraz lepiej, samodzielnie chodził o balkoniku i o kuli. Niestety, zakażenie koronawirusem spowodowało, że przepadły efekty kilkuletniej rehabilitacji. W szpitalu w Stargardzie spędził miesiąc, jego stan był bardzo ciężki. – Od lekarzy usłyszałam, że wirus tak mocno zajął organizm Mirka, ze mąż prawie nie miał nerek i płuc. Nie mogłam wejść na oddział, ale nie odpuszczałam. Na oddział covidowy dzwoniłam po osiem razy dziennie, myślę, że pielęgniarki miały mnie dość. Cały czas słyszałam, że nie ma żadnej poprawy. Wtedy pomyślałam, że za pośrednictwem lekarzy przekażę Mirkowi te zdjęcia.
Już raz ta metoda przyniosła efekty. W taki sposób, wykorzystując obrazki i zdjęcia, z panem Mirkiem pracowali logopedzi i rehabilitanci. Pacjent w ten sposób uczył się odróżniać truskawkę od jabłka czy telewizor od radia.
Rodzina
Państwo Iwanowscy mają dwie córki i pięcioro wnucząt, które mieszkają w Danii i Gdyni. Mimo dzielącej ich odległości, są ze sobą bardzo zżyci. – Ostatnio wnuk postanowił kupić mężowi skuterek, żeby mógł samodzielnie się poruszać. Takie gesty bardzo Mirka wzruszają – mówi pani Stasia. Gdy to mówi, dołącza do nas spaniel o imieniu Mika. Z radością rzuca się na swojego pana. Widać, że on lubi ten moment. Pies jest bardzo ważnym członkiem rodziny. – Rozumieją się bez słów. Razem śpią, jedzą. Uważam, że obecność psa w domu ma wielką moc terapeutyczną. Cztery lata temu odszedł nasz poprzedni pies, z którym Mirek też był bardzo związany. Po tym rozstaniu mąż przeszedł mikroudar. Mikę kochamy podwójnie.
Stanisława
Spod znaku Byka. Charyzmatyczna, mimo problemów, o pozytywnym usposobieniu. Opiekuje się nie tylko mężem, ale i 90- letnią mamą. Utrzymanie 360- metrowego domu też jest dla niej dużym wyzwaniem. Za kilka miesięcy będzie lżej, ponieważ wkrótce małżeństwo przeprowadzi się do Szczecina.
Pytam, skąd bierze siłę do codziennej walki o męża. – Po prostu mam szczęście do ludzi i nigdy nie odpuszczam. Pukam do wszystkich drzwi aż w końcu mi ktoś pomoże. Tak było z wybudowaniem podjazdu w domu, żeby Mirek mógł się przemieszczać na wózku. Poprosiłam przyjaciół, znajomy Krzysztof zgodził się pomóc. Gdy okazało się, że po przebyciu Covidu Mirkowi potrzebny jest koncentrator tlenu, znalazłam go w Bydgoszczy, a płyn potrzebny do tego sprzętu – w Barlinku. Gdy człowiek nie ma wyjścia, wtedy uruchamia się nadludzka siła – mówi Stanisława. A po chwili dodaje. Ostatnio coraz częściej jestem beksą. Chyba wychodzą ze mnie emocje tłumione od lat. Ale gdy sobie popłaczę, jest mi lżej. Wtedy znów mam siłę, aby walczyć o Mirka.