Materiał sponsorowany
Marcin Dymała był najlepszym koszykarzem Spójni Stargard w niedzielnym meczu z MKS-em Dąbrowa Górnicza.
Nasz zespół przegrał 61:81. Koszykarz ocenił ten pojedynek i sytuację beniaminka Energa Basket Ligi. W niedzielę zdobył 12 punktów trafiając 5/7 prób z gry. Miał najwyższy w zespole wskaźnik efektywności (14).
Patryk Neumann: Nie tak to miało wyglądać. Co stało się, szczególnie w drugiej połowie meczu z MKS-em Dąbrowa Górnicza?
Marcin Dymała: Tak naprawdę zaczęło się od drugiej kwarty. Niemoc w ataku straszna. Zdobyliśmy tylko osiem punktów. Zespół z Dąbrowy Górniczej uzyskał 13 punktów przewagi. Nie udało nam się niestety wrócić do gry, chociaż zniwelowaliśmy w trzeciej kwarcie straty do 10 punktów. Później znowu przestój w ataku. Słaba gra w obronie. Też nie trafili kilku otwartych rzutów. Mogło się dla nas skończyć gorzej, bo mieli dużo pozycji. Zagraliśmy słabo. Mogę przeprosić kibiców. Dopisali jak zwykle i nas wspierali dopingiem. Stanęli na wysokości zadania.
Klub kibica dość mocno zareagował. Dawno nie było takiej sytuacji w Stargardzie żeby przerwał doping.
- Zwróciłbym tutaj uwagę na to, że w tamtym roku wygrywaliśmy mecz za meczem. Wszyscy byli przyzwyczajeni do tego, że tutaj była twierdza nie do zdobycia dla rywali. Jestem tutaj trzeci sezon i porażki można było policzyć na palcach jednej ręki. W tym sezonie jest trudniej, ale dużo spotkań jeszcze przed nami. Zagraliśmy słabo, ale będziemy chcieli wyeliminować błędy, które popełniamy. Jak widać dużo pracy przed nami.
Terminarz wam nie sprzyja. W niedzielę mecz ze Stelmetem Enea BC Zielona Góra. Wiadomo, jaki to jest zespół. Będzie ciężko o przełamanie u siebie.
- Na pewno, ale pokazaliśmy, że potrafimy nawet wygrać z mistrzem Polski we Włocławku i to w okrojonym składzie. Teraz jesteśmy wszyscy. Trenujemy w 14. Czeka nas ciężki tydzień. Mamy dużo do poprawy. Przed nikim tutaj się nie położymy. Jeszcze raz chciałbym przeprosić kibiców za ostatni mecz.
Po dziewięciu kolejkach Spójnia ma dwa zwycięstwa. Rywale z dołu tabeli powoli zaczynają zdobywać punkty. Robi się nerwowo, czy jeszcze nie?
- Nie mówiłbym o nerwach. Nie minęła nawet 1/3 sezonu. Szkoda, że nie udało nam się wygrać któregoś z trzech wcześniejszych meczów, bo przez trzy kwarty biliśmy się, jak równy z równym w osłabieniu w Radomiu, tutaj z Legią i w Krośnie już w pełnym składzie. W każdym z tych trzech meczów zagraliśmy fatalnie w czwartej kwarcie. Nie wiemy skąd ta niemoc się wzięła. W niedzielę rywale przeważali już od drugiej kwarty. Na pewno będziemy się bić w każdym kolejnym spotkaniu
Nasz zespół przegrał 61:81. Koszykarz ocenił ten pojedynek i sytuację beniaminka Energa Basket Ligi. W niedzielę zdobył 12 punktów trafiając 5/7 prób z gry. Miał najwyższy w zespole wskaźnik efektywności (14).
Patryk Neumann: Nie tak to miało wyglądać. Co stało się, szczególnie w drugiej połowie meczu z MKS-em Dąbrowa Górnicza?
Marcin Dymała: Tak naprawdę zaczęło się od drugiej kwarty. Niemoc w ataku straszna. Zdobyliśmy tylko osiem punktów. Zespół z Dąbrowy Górniczej uzyskał 13 punktów przewagi. Nie udało nam się niestety wrócić do gry, chociaż zniwelowaliśmy w trzeciej kwarcie straty do 10 punktów. Później znowu przestój w ataku. Słaba gra w obronie. Też nie trafili kilku otwartych rzutów. Mogło się dla nas skończyć gorzej, bo mieli dużo pozycji. Zagraliśmy słabo. Mogę przeprosić kibiców. Dopisali jak zwykle i nas wspierali dopingiem. Stanęli na wysokości zadania.
Klub kibica dość mocno zareagował. Dawno nie było takiej sytuacji w Stargardzie żeby przerwał doping.
- Zwróciłbym tutaj uwagę na to, że w tamtym roku wygrywaliśmy mecz za meczem. Wszyscy byli przyzwyczajeni do tego, że tutaj była twierdza nie do zdobycia dla rywali. Jestem tutaj trzeci sezon i porażki można było policzyć na palcach jednej ręki. W tym sezonie jest trudniej, ale dużo spotkań jeszcze przed nami. Zagraliśmy słabo, ale będziemy chcieli wyeliminować błędy, które popełniamy. Jak widać dużo pracy przed nami.
Terminarz wam nie sprzyja. W niedzielę mecz ze Stelmetem Enea BC Zielona Góra. Wiadomo, jaki to jest zespół. Będzie ciężko o przełamanie u siebie.
- Na pewno, ale pokazaliśmy, że potrafimy nawet wygrać z mistrzem Polski we Włocławku i to w okrojonym składzie. Teraz jesteśmy wszyscy. Trenujemy w 14. Czeka nas ciężki tydzień. Mamy dużo do poprawy. Przed nikim tutaj się nie położymy. Jeszcze raz chciałbym przeprosić kibiców za ostatni mecz.
Po dziewięciu kolejkach Spójnia ma dwa zwycięstwa. Rywale z dołu tabeli powoli zaczynają zdobywać punkty. Robi się nerwowo, czy jeszcze nie?
- Nie mówiłbym o nerwach. Nie minęła nawet 1/3 sezonu. Szkoda, że nie udało nam się wygrać któregoś z trzech wcześniejszych meczów, bo przez trzy kwarty biliśmy się, jak równy z równym w osłabieniu w Radomiu, tutaj z Legią i w Krośnie już w pełnym składzie. W każdym z tych trzech meczów zagraliśmy fatalnie w czwartej kwarcie. Nie wiemy skąd ta niemoc się wzięła. W niedzielę rywale przeważali już od drugiej kwarty. Na pewno będziemy się bić w każdym kolejnym spotkaniu