Dzisiaj jest: 18.5.2024, imieniny: Alicji, Edwina, Eryka

Człowiek, któremu w duszy gra. [VIDEO]

Dodano: 8 miesięcy temu Autor:
Redakcja poleca!

Ma zaledwie 30 lat, a już należy do najbardziej utalentowanych organistów w Polsce.

Człowiek, któremu w duszy gra. [VIDEO]

Ma zaledwie 30 lat, a już należy do najbardziej utalentowanych organistów w Polsce. Od najmłodszych lat wykazywał  zainteresowanie muzyką organową. Jego przygoda z wyjątkowym instrumentem, jakim są organy,  zaczęła się przez przypadek. Na ślubie  kuzynki poproszono go, żeby zagrał „Ave Maria”. Miał wtedy 9 lat i był uczniem szkoły muzycznej w klasie fortepianu. „W tym momencie poczułem, że to jest muzyka, która płynie z głębi mojej duszy. Tak zaczęła się moja pasjonująca przygoda z muzyką organową” - wspomina. O początkach kariery, pasji, która płynie z głębi duszy i uroczystym koncercie w stargardzkiej kolegiacie, Beata Łaptuta rozmawia z Pawłem Kuchnickim.  

B.Ł - Jak to się stało, że młody, utalentowany organista z Wielkopolski zagrał podczas uroczystości oficjalnego zakończenia remontu kolegiaty Najświętszej Maryi Panny Królowej Świata w Stargardzie? 
P.K - Po raz pierwszy pojawiłem się w Stargardzie w kwietniu tego roku. Przyjechałem na zaproszenie Dariusza Zycha, człowieka, który od ćwierćwiecza buduje organy i jest jednym z najlepszych fachowców w tej dziedzinie w Polsce. To właśnie w Zakładach Organowych „Zych” powstały organy, którymi poszczycić się może stargardzka kolegiata. Zostałem zaproszony, żeby pomóc w procesie intonacji instrumentu.
 
B.Ł - Na czym to zadanie polegało?
P.K - Najprościej mówiąc, chodziło o nadanie organom określonego brzmienia. Byłem „drugimi uszami” intonatory firmy „Zych”, czyli Jarosława Jankowiaka, któremu należą się najniższe ukłony. To dzięki jego umiejętnościom organy brzmią tak fantastycznie.
 
B.Ł - Rozumiem, że pańska misja również zakończyła się sukcesem i stąd zaproszenie na oficjalne otwarcie kolegiaty?
P.K - Można tak powiedzieć (śmiech). Kiedy ksiądz Janusz Posadzy usłyszał moją grę, zaprosił mnie na tę wyjątkowa, sierpniową uroczystość. Bardzo mu za to dziękuję, albowiem było to niesamowite przeżycie. Dawno nie widziałem tak wspaniałej publiczności i takiej pozytywnej energii, która utworzyła się pomiędzy muzykiem a słuchaczami.
 
B.Ł - Czy organy w kolegiacie faktycznie są tak wyjątkowe, jak się mówi? 
P.K - Wyjątkowe to mało powiedziane. Instrument, którym może poszczycić się stargardzki kościół jest jednym z najwspanialszych, nie tylko w Polsce. To realizacja na poziomie światowym. Zostały skonstruowane na wzór organów Grüneberga. Barnim Grüneberg, urodzony w 1828 roku był właścicielem warsztatu organmistrzowskiego w Szczecinie. Z pewnością był jednym z najsławniejszych rodowitych szczecinian.
 
B.Ł - Jak brzmią stargardzkie organy? 
P.K - Fenomenalnie! Są ciepłe, łagodne i delikatne. Nie porażają głośnością, ale masą i głębią brzmienia. Na własne oczy widziałem, że ławki drżą (śmiech). Kościół pw. NMP Królowej Świata ma również wspaniałą akustykę. To czynnik, który powoduje jeszcze większe i głębsze doznania muzyczne, zarówno dla słuchaczy, jak i dla grającego.
 
B.Ł - Koncert w Stargardzie był wyjątkowym doznaniem? 
P.K - Zdecydowanie tak. Wszystko było idealne. Począwszy od instrumentu, na publiczności skończywszy. Takiej frekwencji, serdeczności i otwartości na muzykę organową dawno nie widziałem i życzyłbym sobie, żeby na moich koncertach zawsze panowała taka atmosfera. Niesamowicie wzruszający był dla mnie wieczór poprzedzający koncert, podczas którego prezentowano nowe oświetlenie kościoła. Kiedy światła padły na nowy instrument, zgromadzeni zaczęli bić brawo. To było niesamowite! 

B.Ł - Aż chciałoby się wrócić? 
P.K - Dokładnie tak! Powiem w tajemnicy, że istnieje taka szansa. Stargard to wyjątkowe miasto, które zasługuje na wyjątkowe wydarzenia muzyczne. Mógłby to być na przykład festiwal młodych organistów. Ludzi z całej Polski, którzy mogliby zaprezentować swoje umiejętności i kunszt muzyczny. 

B.Ł - A przy okazji odczarować wizerunek starszego, siwiutkiego organisty, który z trudem wdrapuje się po schodach?
P.K - Najwyższy czas pozbyć się stereotypów. Zawód organisty uprawia coraz więcej młodych ludzi. Widzę to bardzo wyraźnie, bo zajmuję się również nauczaniem. Na co dzień mam do czynienia z młodymi muzykami, których uczę improwizacji i gry liturgicznej.
 
B.Ł - Czy muzyka organowa może być twórcza i kreatywna?
P.K - Oczywiście, że tak, ale pod jednym warunkiem. Musimy obudzić w sobie maksimum kreatywnego myślenia. Nie można zamykać się na zapis nutowy. Trzeba go potraktować jedynie jako bazę a resztę odnaleźć w swoim wnętrzu. Jestem promotorem improwizacji organowej. Jest to sztuka, w której nie ma żadnych ograniczeń. 

B.Ł - Czy brak tekstu nie wpływa na jakość odbioru muzyki przez słuchaczy?
P.K - Wręcz przeciwnie. Uważam, że pobudza wyobraźnię, zachęca do rozważań i kontemplacji. Wszystko zależy od tego, co i w jaki sposób przekazujemy słuchaczom. 

B.Ł - Skąd wzięła się miłość do improwizacji? 
P.K - Z tradycji muzycznych we Francji. W tym kraju improwizacja jest niezwykle ważnym elementem pracy organisty. Jest też powrotem do korzeni, do muzyki pierwotnej. Proszę zauważyć, że kiedyś nie było zapisu nutowego. Muzyka była sztuką improwizacji. Na każdym koncercie wprowadzam element spontaniczności. Publiczność wybiera tematy, na jakie będę improwizował. Ten rodzaj muzyki zawsze jest autentyczny i nigdy się nie powtarza. To największa wartość improwizacji.  

B.Ł - Kiedy więc po raz kolejny usłyszymy improwizację w Pańskim wykonaniu? 
P.K - Mam nadzieję, że wkrótce. Liczę też, że nie tylko moją, ale wielu wspaniałych i utalentowanych organistów. 


 

Zapisz się do newslettera:
Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych w celach marketingu usług i produktów partnerów właściciela serwisów.
Dzień Pionierów 12.05.2024. Fotorelacja