Dzisiaj jest: 19.5.2024, imieniny: Celestyny, Iwony, Piotra

Kolega ze szkoły ? Grzegorz Grzyb. Czyli jak Grzyb ze Śliwą miłością do jazzu pałali.

Dodano: 2 lata temu Autor:
Redakcja poleca!

Już w ten weekend rozpocznie się 3 edycja Grzybogrania. Norbert Śliwa wspomina Grzegorza.

Kolega ze szkoły ? Grzegorz Grzyb. Czyli jak Grzyb ze Śliwą miłością do jazzu pałali.

Już w ten weekend rozpocznie się 3 edycja Grzybogrania. Norbert Śliwa wspomina Grzegorza.

Moja przygoda z Grzegorzem Grzybem zaczęła się w na początku lat 90-ch minionego stulecia (jak to brzmi J) od wspólnych prób i występów w szkolnym zespole Zespołu Szkół Transportowych (tak zwanej „Kolejówce”) pod kierownictwem Pana Piotra Dyczko.

Ja, wtedy uczeń klasy pierwszej Technikum Kolejowego i On – Grzegorz Grzyb – uczeń Zasadniczej Szkoły Zawodowej w zawodzie: ślusarz-spawacz. Grzegorz już wtedy cieszył się w naszym mieście estymą świetnego perkusisty. Pierwszy raz zobaczyłem go jako uczeń ósmej klasy na prezentacji szkół ponadpodstawowych, która odbywała się w Domu Kultury Kolejarza. Wtedy grał z kolegami ze starszych klas i podczas tego krótkiego koncertu uświadomiłem sobie, że ta szkoła to jest moje miejsce, gdzie rozwinę swoją pasję muzyczną, a nie tylko zamiłowanie do pociągów, kolejek PIKO czy H0 i lokomotyw.
W szkole Grzegorz grał ze starszymi kolegami, a my młodsi czekaliśmy na swoją kolej prób i zawsze przychodziliśmy wcześniej by pogadać ze starszymi kumplami (Rybą, Wysockim czy Grzybem) o muzyce. Dzień, w którym nasza relacja zaczęła się zacieśniać, pamiętam doskonale, ponieważ zafascynowany muzyką rockową i heavy metalem na jednej z prób rzuciłem do Grzyba zdanie o wyższości muzyki rockowej nad jazzem …….. i wtedy się zaczęło. Grzesiek, w sympatyczny jak zawsze dla siebie sposób, udzielił mi wykładu o wkładzie jazzu w muzykę rockową (jazz-rock, fusion, itp.). To otworzyło moją głowę na poszukiwania muzyczne, ponieważ prosiłem Grzecha, aby mi to udowodnił i pokazał na przykładzie konkretnych płyt i zespołów czy artystów, co też uczynił. I tak, dzięki Grześkowi trafiłem na kopalnię wartościowej muzyki i przy każdej możliwej okazji szkolnych występów dyskutowaliśmy z Grzybem o ćwiczeniach, solówkach, perkusistach i jazzie. O rowerach niestety nie miałem pojęcia, więc w tym temacie kompana we mnie nie znalazł, a kolarstwo to była druga po jazzie wielka miłość Grzyba.

Po zakończeniu edukacji Grzyba w „kolejówce” każdy z nas poszedł w swoją stronę (choć docierały do mnie wieści o współpracy Grzesia z Markiem Kazaną czy Zbigniewem Namysłowskim), aż do czasu, kiedy podczas moich studiów w Warszawie trafiłem do klubu Akwarium, aby na żywo i na wysokim poziomie posłuchać jazzu w tak zwanej „Stolycy”. Jakaż była moja radość, gdy wchodząc do klubu, zauważyłem za bębnami Grześka. Przegadaliśmy wtedy sporo czasu pomiędzy poszczególnymi setami koncertu oraz po koncercie, kiedy zaprosił mnie do garderoby. Grzechu opowiadał mi jak radzi sobie w Warszawie (lekko wtedy nie miał), ale byłem mega dumny, że oto mój kumpel ze szkoły, z małego miasta, daje radę.
Później śledziłem jego karierę na bieżąco, ponieważ przez blisko 10 lat byliśmy sąsiadami z najstarszą siostrą Grześka – Elżbietą. A Grzesiek zawsze przy wizytach w Stargardzie odwiedzał rodzinę i kumpli (wiedziałem od Eli kiedy przyjeżdża, a ona widząc naszą relację, zawsze dbała, bym wiedział kiedy Grzesiek przyjeżdża i to dawało nam możliwość na w miarę stały kontakt i kontynuację naszych rozmów o jazzie, często podczas wizyt w stargardzkim klubie Jazz-Gent, gdzie tętniło jazzowe serce Stargardu w ówczesnym czasie). Dzięki temu zawsze byłem „na bieżąco” z muzyką, której Grzesiek słuchał, chłonąłem z wypiekami na twarzy Jego opowieści z tras koncertowych po całym świecie, współpracy ze znanymi muzykami, z pracy w studiu nagrań przy produkcji płyt, które nagrywał.

Później kiedy nadeszła era telefonii komórkowej radziliśmy sobie sami z Grześkiem i umawialiśmy się w siedzibie mojej firmy, gdzie Grzesiek po powrocie na stałe do Stargardu, miał w mojej firmie swoje pomieszczenie, gdzie mógł ćwiczyć do woli i trzymać tam perkusję. Z wdzięczności za tę pomoc uczył mojego syna Mateusza gry na perkusji. Pamiętam, że kiedy przychodził ćwiczyć na perkusji podczas moich godzin pracy w firmie, wykorzystywaliśmy ten czas, by w przerwie po jammować razem (ja na gitarze, on na perkusji) oraz jeść pączki i snickersy (które Grzesiek uwielbiał) i rozmawiać o muzyce, snuć plany współpracy muzycznej Grześka z naszym Kawusiem oraz rozmawiać o rodzinie (Grzesiek nie miał własnych dzieci, ale zawsze interesował się moją rodziną i dopytywał o szczegóły, jak to jest być ojcem rodziny wielodzietnej – żartowaliśmy, że gdyby on miał dzieci, to one były by „Podgrzybki” i bawiły by się z moimi ”Śliweczkami”). W prywatnym kontakcie Grzesiek był bardzo ciepłym, otwartym i szczerym człowiekiem. Faktycznie był tytanem pracy i dużo ćwiczył. Ostatni koncert zagraliśmy razem z Grześkiem 15 czerwca 2018 w koncercie „Szyby” pamięci Mariana Bęćkowskiego. Z tego koncertu kilka fotek pod materiałem.

Kiedy Grzesiek zginął w wypadku, nie byłem w stanie w to uwierzyć, ponieważ jego perkusja stała w mojej firmie tak, jakby za chwilę miał wrócić i dokończyć ćwiczenia. Przed pogrzebem rodzina Grzesia podjęła decyzję, aby jedną z jego perkusji (tej, na której Grześ ćwiczył w mojej firmie) podarować mojemu synowi – Mateuszowi – ostatniemu uczniowi Grześka przed śmiercią. I w ten sposób pamięć o Grześku podąża teraz wraz z jego perkusją po scenach, na których gra obecnie mój syn. Ale to już jest temat na inną opowieść…….

Od redakcji: materiał ukazał się przed 2 edycją Grzybogrania.

Autor zdjęć:
Adam Socik - dziękujemy
Cały album z koncertu dostępny:
TUTAJ

Zapisz się do newslettera:
Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych w celach marketingu usług i produktów partnerów właściciela serwisów.
Dzień Pionierów 12.05.2024. Fotorelacja