Materiał sponsorowany
Prezentujemy drugą część wywiadu z kapitanem Spójni Stargard, Hubertem Pabianem
Oddziela pan sferę prywatną od zawodowej?
- Wiadomo jest ciężko, ale staram się oddzielać. Nie pozwolę sobie żeby sprawy zawodowe przynosić do domu. Poza analizowaniem przeciwnika z żoną rzadko rozmawiamy o koszykówce za co jej bardzo dziękuję. To dla mnie istotne. Mam odskocznię żeby cały czas o tym nie rozmawiać. Dzięki temu przychodząc na trening lub jadąc na mecz czuję głód zwycięstwa, pokazania swoich możliwości.
Jak przeżywa pan dzień meczowy?
- Mówi się, że dla nas sobota jest jak niedziela, czyli dzień świąteczny. Wszystko jest podporządkowane meczowi. Wypracowałem swoje standardy w domu. Poszedłem na kompromis z żoną, że w ten dzień jestem zwolniony z obowiązków domowych. Jedyne za co odpowiadam to przygotowanie obiadu. Nie można tego nazwać dietą, ale w dzień meczowy zawsze jem to samo. Przychodzę po rannym treningu, na którym muszę oddać około stu rzutów i później się wyciszam spokojnie czekając na mecz.
Jak lubi pan spędzać czas wolny?
- Dzieci i rodzina bardzo mi pomagają. To dla mnie niesamowita odskocznia od koszykówki. Czuję się fantastycznie będąc w domu pomimo iż dzieci są małe i trzeba wstawać o 6:30. Jest wtedy czas przed treningiem żeby się z nimi pobawić. Można też nadrobić zaległości, czy ugotować coś fajnego na obiad. Znajduję także czas żeby po meczu wyjechać nad morze z żoną i dziećmi na jeden dzień do Kołobrzegu lub Pobierowa. Chodzimy również na spacery. W wolnym czasie oglądam bardzo dużo meczów EuroLigowych, EBL lub I ligi. To mi zabiera dużo czasu. Żona jest bardzo wyrozumiała. Stara się to akceptować.
Macie możliwość żeby z żoną wyjść do kina, czy na imprezę do znajomych? Ma kto w tym momencie przypilnować dzieci?
- Zdarzyło nam się raz. Tutaj ukłon w stronę mojego kolegi Dawida Bręka. On zadeklarował się, że zostanie z dziećmi. Nie mam tutaj takich osób zaufanych żeby zostawiać dzieci. Kilka razy pomagała nam rodzina. Moi rodzice, a ostatnio brat mojej żony.
Jakiej muzyki pan słucha?
- Nie mam specjalnych wymagań. Słucham wszystkiego. Od polskiego rapu po muzykę rozrywkową. Muzyka nie jest dla mnie na tyle istotna. Z tego, co się orientuję większość zawodników słucha przed meczem swojej ulubionej piosenki. Ja nie mam czegoś takiego. Bardziej jestem z muzykom na bakier. Jak już czegoś słucham to tego, co mi w ucho wpadnie.
W kuchni pan sobie daje radę?
- Jestem fanem gotowania i niejedzenia na mieście. To się pewnie wiąże też z tym, że w dość młodym wieku wyjechałem z domu rodzinnego i musiałem sobie sam radzić. Mam swoje ulubione potrawy. Interesuję się kuchnią. To nie jest mój konik, ale lubię oglądać programy kulinarne. Nie mówię, że jestem super kucharzem, ale gotowanie nie jest mi obce. Dużo rzeczy czerpię od mamy i babci. Nie mam ręki do ciast, ale bez problemu przygotuję obiad, czy kolację.
Jak spędza pan wakacje?
- Na wakacje wracam do domu. Mieszkamy z żoną i dziećmi u moich rodziców na wsi. Zawsze mam sprecyzowane plany. Jest czas na odpoczynek. W tym roku w porozumieniu z moimi rodzicami udało nam się „wynegocjować” tydzień wakacji wspólnie z żoną. Na pewno wylecimy za granicę, a dzieci zostaną z dziadkami.
Nie traktuję wakacji, jako odpoczynek fizyczny. Nie jestem mocno zmęczony po tym sezonie. Obyło się bez kontuzji. Bardzo dobrze trenowaliśmy. Bardziej jadę odpocząć pod względem psychicznym, trochę się wyluzować i oderwać. Do mojej rutyny wakacyjnej należy też wyjazd ze znajomymi na kilka dni nad jezioro na biwak. Inną rutyną jest czas na trening. Lubię biegać. Mam dosyć dużo terenu, bo mieszkam blisko lasu. To jest lekki trening żeby nie wypaść z rytmu.
Właściwa praca zaczyna się na przełomie czerwca i lipca. W Opalenicy mamy wielu utalentowanych zawodników grających w I lidze w Biofarmie Basket Poznań, czy w drużynach z Pruszkowa (bracia Stopierzyńscy) i Leszna (Szymon Milczyński). Spotykamy się. Staramy się razem trenować. Tydzień kończy się gierką kontrolną. Ostatnim aspektem okresu wakacyjnego jest praca u mojego taty w firmie.
Z wielu względów to dla mnie bardzo istotne. Tata jest dekarzem i cieślą. Zajmuje się budową konstrukcji dachowych. To dosyć ciężka praca w okresie wakacyjnym, bo zajmuje kilkanaście godzin dziennie. Dla mnie to też droga na przyszłość, bo po zakończeniu przygody koszykarskiej, która nie trwa wiecznie nie chciałbym być zdziwionym i zadawać sobie pytania, co będę robił dalej.
Można zostać działaczem, trenerem.
- To nie wchodzi w grę. Bardzo dużo wymagam od siebie i można powiedzieć, że nie jestem na tyle cierpliwy żeby być trenerem lub działaczem. Może kiedyś ktoś mi zaproponuje jakąś rolę przy koszykówce, ale z ludzi, którzy mnie znają chyba nikt nie wierzy, że potrafiłbym się w tym odnaleźć.
Interesuje się pan innymi dyscyplinami sportu?
- Oglądam piłkę nożną, ale mam takie jedno swoje zainteresowanie związane ze sportem. Jestem fanem snookera. Dużo się interesuję. Oglądam wszystkie turnieje, które są pokazywane. Szkoda, że w wakacje, jak kończy się sezon koszykarski kończy się także sezon snookerowy.
Pana idol?
- Niewątpliwie jest to Ronnie O’Sullivan. Cenię go, jako sportowca, ale przede wszystkim, jako człowieka. W tym sezonie podczas podróży na mecze wyjazdowe przeczytałem jego książkę. Po tym jestem jeszcze bardziej zafascynowany jego postawą.
NBA też pan ogląda?
- Widzę tylko ze skrótów w Internecie. Oglądam dla własnej wiedzy. To jest prosta koszykówka bardziej bazująca na motoryce poszczególnych zawodników i umiejętnościach indywidualnych. Takim wyznacznikiem, czego mógłbym się nauczyć, wziąć od innych zawodników jest EuroLiga lub najlepsze zespoły z EBL. Oglądając mecz patrzę, jak drużyna funkcjonuje z trenerem. Niektóre pomysły taktyczne, które znalazły się w tym roku w wachlarzu Spójni Stargard pochodziły z EuroLigi. Trener przyniósł jakąś zagrywkę. Mi też udało się coś przeforsować żeby trener dołożył to do naszej taktyki. Wychodziło to z niezłym skutkiem.
Koszykarski idol?
- Moim pierwszym idolem był Allen Iverson. Gracz nie z mojej pozycji, bo zawodnik rzucający. Kiedy przychodził temat kupna butów mówiłem mamie, że chcę Iversony, czyli buty sygnowane jego nazwiskiem. Stąd też pewnie się wzięło, że to mój idol z lat młodzieńczych. Obecnie trudno mi kogoś wskazać. Najbardziej obserwuję Kevina Duranta. Mimo iż nie oglądam NBA zdarza mi się obejrzeć cały mecz Golden State Warriors żeby zobaczyć, jak on funkcjonuje. To zawodnik bardzo nieszablonowy. Wysoki, ale obwodowy z niesamowitym wachlarzem zagrań ofensywnych i bardzo dobrą motoryką.
Piłka nożna?
- Mam pojęcie kto, gdzie gra, bo się tym interesuję. Jedyne mecze, które oglądam w czasie sezonu to Liga Mistrzów i są to przeważnie spotkania Realu Madryt, którego jestem fanem. Koszykówka pochłania mi wiele więcej czasu i pewnie inne sporty też. Staram się rozwijać zainteresowania we wszystkich dyscyplinach. Gdy przychodzi sezon zimowy oglądam skoki narciarskie, biathlon, czy biegi narciarskie.
Jak jest w koszykarskiej szatni? Zawodnicy interesują się piłką nożną?
- Często dyskutujemy na te tematy. Bywały też momenty w tym sezonie, że wszyscy razem spotykaliśmy się na meczach Ligi Mistrzów.
Co na koniec może pan powiedzieć o kibicach Spójni?
- Moje osobiste zdanie jest takie, że kibic w Stargardzie ewoluował w trzech ostatnich sezonach. Gdy przychodziłem tutaj z GTK Gliwice na trybunach była cisza. To był smutny sezon. Staraliśmy się robić, co mogliśmy. Nie wyszło nam to najlepiej. Udało się utrzymać na bezpiecznym miejscu. To był jedyny pozytywny aspekt. W kolejnym sezonie było nieźle, a tego, co zauważyłem w tym roku nie da się opisać prostymi słowami. To jest coś niesamowitego. Cała hala dała z siebie wszystko.
Szkoda, że ten sezon I-ligowy się skończył, bo nie wiadomo, jak będzie w ekstraklasie. Kibic ma prawo wymagać żeby zespół wygrywał. Przyjdą nowe oczekiwania. Zostanie nałożona presja. W I lidze przegraliśmy tylko pięć meczów. W EBL nie będzie tak kolorowo. Po porażce będzie niedosyt. Pytanie, jak wtedy kibice zareagują? Mogę porównać, jak to wyglądało w Kutnie. Nie było problemu, że przegraliśmy. Kibice cały czas z nami byli. Mieli świadomość, że to jest wyższy poziom, a zawodnicy ci sami. Życzę wytrwałości i takiego pozytywnego entuzjazmu stargardzkim kibicom.
Różnica jest taka, że Polfarmex Kutno był pierwszy raz na takim poziomie, a w Stargardzie jest wielu kibiców pamiętających czasy ekstraklasy i wicemistrzostwa Polski.
- To jest specyfika Stargardu. Kibic jest bardzo wymagający. Wielu pamięta 1997 rok, kiedy został zdobyty srebrny medal. To są zamierzchłe czasy. Na starą trybunę przychodzi dużo doświadczonych ludzi. Oni chcą doświadczyć tej magii w następnym sezonie.
Wywiad przeprowadzili Dariusz Górski i Patryk Neumann.
Tu jesteś:
- Wiadomości
- Sport
- Hubert Pabian - przy kawie w La Stradzie cz. 2.