Doświadczony strzelec po roku spędzonym w Zastalu Zielona Góra wrócił do PGE Spójni Stargard.
W czwartkowym sparingu z Treflem Sopot Paweł Kikowski na parkiecie spędził 25,5 minuty i zdobył 11 punktów (3/6 za trzy). Biało-Bordowi przeważali przez trzy kwarty, ale ostatecznie przegrali z mistrzem Polski 76:81.
Patryk Neumann, e-stargard.pl: Stoczyliście ciekawy przedsezonowy pojedynek. Postawiliście trudne warunki mistrzowi Polski, Treflowi Sopot.
Paweł Kikowski, koszykarz PGE Spójni Stargard: Tak, przyjechała bardzo dobra, kompletna drużyna Trefla Sopot, obrońca tytułu. Nie grał Van Vliet, ale ogólnie widać, że są zgrani, widać, że potrafią grać w koszykówkę, natomiast my się postawiliśmy całkiem nieźle. Widać, że już przepracowaliśmy kilka dni więcej i idziemy w dobrym kierunku. Mam nadzieję, że będzie coraz lepiej.
Przez trzy kwarty niespodziewanie prowadziliście, ale w czwartej kwarcie troszkę ten wynik uciekł.
- Tak, natomiast trzeba wiedzieć też, że na razie my troszeczkę krócej trenujemy od innych, więc nogi są ciężkie. Trener nawet w środę nam powiedział, że gramy na maksa, ale jego nie obchodzi aż tak mocno wynik końcowy tego spotkania. Wiedział, że mamy ciężkie nogi, że będziemy zmęczeni, że czasami nie będziemy trafiać łatwych rzutów, ale myślę, że całkiem nieźle się prezentowaliśmy i jest to dobry prognostyk na przyszłość.
No właśnie, trochę tej skuteczności jeszcze brakowało, ale jest miesiąc do pierwszego meczu w Orlen Basket Lidze, więc macie jeszcze czas, żeby to poprawić.
- Na spokoju, po to są sparingi, żeby wystrzelać czasem ślepaki, więc tego się trzymajmy. Na razie kilka ślepaków wystrzelaliśmy, oby w sezonie była lepsza skuteczność.
Jak się pracuje pod wodzą trenera Andreja Urlepa?
- na pewno ciężko, natomiast jest dużo szczegółów, dużo informacji, więc każdy stara się być skoncentrowany i dawać z siebie maksimum.
Gdy wracałeś do PGE Spójni Stargard, drużynę miał nadal prowadzić trener Sebastian Machowski, więc pewnie było trochę zaskoczenie, że tak się to potoczyło.
- Na pewno są to zupełnie dwie różne postaci, dwie filozofie koszykówki. Na pięć dni przed startem przygotowań nikt się tego nie spodziewał, ale no cóż, jest, jak jest i trzeba się do tego dostosowywać. W życiu są czasami dobre niespodzianki, czasem złe, oby to była ta dobra.
Jak do tego doszło, że po rocznej przerwie wróciłeś do PGE Spójni Stargard? Kto ciebie najbardziej namawiał na ten transfer?
- Czy ktoś mnie namawiał? No na pewno to, że blisko domu jest, to jest po pierwsze. Dobrze mi tu było dwa sezony temu, więc mam nadzieję, że będę się dalej tutaj dobrze czuł i za bardzo nikt mnie nie musiał namawiać. Czekałem na ofertę, w tamtym roku się nie pojawiła, w tym roku się pojawiła, więc za długo też się nie zastanawiałem.
Jakie twoim zdaniem są obecne możliwości drużyny PGE Spójni Stargard? O co powalczycie w ciekawie zapowiadającym się sezonie Orlen Basket Ligi?
- tak, jak już chyba na konferencji zostało powiedziane przez trenerów i prezesów, że naszym celem są play-offy. Tego się trzymajmy, natomiast najpierw musimy zbudować drużynę. Jak ją zbudujemy, to wtedy będziemy wiedzieć, gdzie stoimy, czego nam brakuje i o co będziemy walczyć w tym sezonie.
Będzie też jeszcze FIBA Europe Cup, więc w październiku głównie będziecie grać i podróżować.
- No tak, dlatego dość intensywnie jest tutaj. Ciężkie treningi, dużo meczów, więc trzeba dbać o siebie na pewno.
W czwartkowym sparingu z Treflem Sopot wyszedłeś w pierwszej piątce. Jaką rolę będziesz pełnił w drużynie PGE Spójni Stargard w sezonie 2024/2025?
- Zobaczymy. Myślę, że drużyna się kształtuje. Ja mam na pewno zrobić swoje, czyli dać kilka minut dobrej koszykówki i tego się trzymajmy.
Foto: Tomek Burakowski
Materiał sponsorowany