Dzisiaj jest: 9.5.2024, imieniny: Grzegorza, Karoliny, Karola

Pani wyjątkowo praktyczna

Dodano: rok temu Autor:
Redakcja poleca!

?W latach osiemdziesiątych na ogólnodostępnym rynku odzieżowym nie było właściwie nic. Za to w butikach można było kupić cuda. Wszystkie zamożne kobiety ubierały się właśnie w takich sklepach?

Pani wyjątkowo praktyczna

„W latach osiemdziesiątych na ogólnodostępnym rynku odzieżowym nie było właściwie nic. Za to w butikach można było kupić cuda. Wszystkie zamożne kobiety ubierały się właśnie w takich sklepach” - wspomina Maria Łężna, właścicielka zakładu krawieckiego „Praktyczna Pani” przy ulicy Żeromskiego. 

B.Ł - Kiedy i jak zaczęła się Pani przygoda z krawiectwem?
M.Ł - Ponad 40 lat temu skończyłam szkołę zawodową, w której zdobyłam dyplom krawcowej. Od tamtej pory zaczęłam funkcjonować w swoim zawodzie. Najpierw pracowałam w firmach odzieżowych, ale nie bardzo mi to pasowało i marzyłam o pracy na swoim. Jako młoda i niedoświadczona krawcowa zawsze dostawałam najgorsze zlecenia. Nudne, pracochłonne i słabo płatne. Czułam, że nie się nie rozwijam. Od samego początku miałam większe ambicje niż praca na taśmie produkcyjnej.
 
B.Ł - Kiedy postanowiła Pani zmienić swoje życie zawodowe?
M.Ł - Chyba w momencie, w którym przeprowadziłam się do Stargardu. Wcześniej jednak, pracując na osiedlu Słonecznym w „Praktycznej Pani”, która należała do „Społem”, przyszło mi do głowy, że powinnam zacząć pracować na własny rachunek. Zaczęłam szyć odzież do butików. To był początek lat 80. Ciuchy sprzedawały się świetne, a ja uwierzyłam w siebie i swoje umiejętności. W tak zwanym „międzyczasie” wyszłam za mąż i przeprowadziłam się ze Szczecina do Stargardu. Wiedziałam, że to najlepszy moment na otworzenie swojego zakładu, bo nie wyobrażałam sobie codziennych dojazdów do pracy.
 
B.Ł - Jaką odzież szyła Pani dla butików? 
M.Ł - Głównie bluzki i spodnie damskie. To były czasy, kiedy w sklepach odzieżowych właściwie nic nie było. Za to w butikach można było się przepięknie ubrać od stóp do głów. Wcześniej, kiedy pracowałam jeszcze w „Elegancji”, takiej firmie, która szyła na rynek zachodni, miałam dostęp do ciekawych wykrojów. Kopiowałam je i dzięki temu potrafiłam uszyć rzeczy, które wyglądały, jak z górnej półki. Klientkom butików bardzo się moje ciuchy podobały. Nie było żadnego problemu ze zbytem.
 
B.Ł - W którym roku otworzyła się „Praktyczna Pani” w Stargardzie?
M.Ł - W 2007 roku. Po tym, jak przez 18 lat zajęta byłam prowadzeniem domu i wychowywaniem dzieci. Oczywiście w tym czasie dorabiałam sobie szyciem i przeróbkami, ale były to raczej drobne rzeczy. Na pracę przez 8 godzin nie miałam ani czasu, ani siły. W momencie, w którym dzieci podrosły, zachęcona przez nie, pomyślałam wreszcie o swoim zakładzie. Taka była historia powstania „Praktycznej Pani” (uśmiech).

B.Ł - Jak wspomina Pani początki prowadzenia własnego biznesu?
M.Ł - Znalazłam lokal i udało mi się zdobyć dotację unijną na otworzenie zakładu krawieckiego. Biznesplan napisałam sama, bo dokładnie wiedziałam czego potrzebuję. Oprócz usług krawieckich zaznaczyłam również, że będę zajmować się wykrojami dla klienta. To było o tyle istotne, że w tamtych czasach kobiety miały w domu maszyny i często szyły same. Nie umiały jednak robić wykrojów. Ułatwiłam więc klientkom sprawę, a one odwdzięczyły się, dając mi zarobić.
 
B.Ł - Jakie usługi świadczyła Pani na początku swojej działalności? Jakie było zapotrzebowanie na rynku? 
M.Ł - Piętnaście lat temu kobiety dużo rzeczy szyły na wymiar. Sukienki, spodnie i płaszcze. Potem rynek zaczął się zmieniać. Materiały były coraz droższe, usługi również. Szycie na miarę zwyczajne przestało się opłacać. Zresztą w sklepach odzieżowych zaczął się pojawiać coraz atrakcyjniejszy asortyment. Było z czego wybierać. Siłą rzeczy, coraz mniej szyłam, a coraz więcej przerabiałam. 

B.Ł - Czy to znaczy, że teraz nie szyje Pani ubrań na wymiar?
M.Ł - Nie do końca, albowiem mam grono stałych klientek, które nie kupują konfekcji w sklepach. Wolą mieć uszyte na miarę. Nadal więc szyję sukienki, spodnie, bluzki i marynarki, ale zdecydowanie mniej niż kiedyś. 

B.Ł - Czy Pani klientkami są głównie kobiety?
M.Ł - Ależ skąd! Mam tyle samo klientów, co klientek. Mężczyźni w moim zakładzie pojawiają się równie często. Odwiedzają mnie młodzi chłopcy, którzy chcą coś zmienić w garderobie i dojrzali panowie z klasą, którzy lubią mieć wszystko idealnie dopasowane. Przynoszą głównie marynarki i spodnie. To są z reguły drogie i bardzo dobre jakościowo rzeczy. Mężczyźni doskonale wiedzą, że w taliowanej marynarce wyglądają lepiej i smuklej, dlatego często decydują się na drobne poprawki. 

B.Ł - A z czym przychodzą kobiety?
M.Ł - Klientki są mistrzyniami przeróbek (śmiech). Poprawiają i dopasowują wszystko. Od bielizny, przez stroje kąpielowe aż po suknie balowe. Do tego dochodzą zasłony, firany, poduszeczki, obrusy i ściereczki. Naprawdę mam co robić. Nie ma rzeczy, której kobieta nie chciałaby poprawić (śmiech). 

B.Ł - Czy zdarza się, że odmawia Pani wykonania usługi?
M.Ł - Owszem, czasem tak bywa. Jeśli wiem, że po przeróbce odzież może stracić fason, albo, że moja ingerencja wcale nie poprawi wyglądu danej rzeczy, wtedy odmawiam. 

B.Ł - Czyli nie tylko świadczy Pani usługi krawieckie, ale również doradza. Trochę jak stylistka?
M.Ł - Trochę może tak, ale to wszystko zależy od klienta. Jedni chcą mojej porady i zdarza się, że przychodzą tylko po to, żeby dowiedzieć się, czy dobrze w danym ubraniu wyglądają. Są też tacy, którzy żadnych rad nie potrzebują i obojętnie co im powiem, to i tak zrobią po swojemu. Wtedy nie nalegam i nie doradzam. Przecież klient to mój pan.
 
B.Ł - Z jakimi klientami pracuje się najlepiej?
M.Ł - Z takimi, którzy wiedzą, czego chcą, ale jednocześnie są otwarci na sugestie. Wtedy mam pewność, że jedna i druga strona będzie zadowolona. Klient dostaje to, czego chce, a ja mam poczucie, że doradziłam najlepiej, jak umiałam.

B.Ł - Wydaje mi się, że dawno minęły czasy, w których rola krawcowej ograniczała się do obcięcia czy podwinięcie spodni. Teraz oczekujemy czegoś więcej. Chcemy nie tylko dobrze wyglądać, ale mieć również poczucie idealnego dopasowania garderoby, bo to świadczy o dobrym guście i znajomości siebie. Czy tak jest w istocie?

M.Ł - Zdecydowanie tak. Dzisiejsi klienci chcą obsługi kompleksowej. Nie wystarczy zwęzić sukienki w biuście. Dobra krawcowa powinna zasugerować rodzaj biustonosza, żeby dekolt wyglądał perfekcyjne. Czasem trzeba go wszyć do środka, a czasem pomyśleć o dodatkowych fiszbinach. Klientka w sukience po przeróbkach powinna wyglądać idealnie.

B.Ł - Jakie cechy powinna mieć dobra krawcowa?
M.Ł - Na pewno powinna być cierpliwa i umieć skupić się na detalach. Ważne jest też, żeby była komunikatywna, bo z klientami trzeba umieć się dogadać. Musi też mieć zmysł estetyczny, bo często trzeba klientom doradzić i podpowiedzieć, w czym będą wyglądać lepiej.
 
B.Ł - A jaka nie powinna być? 
M.Ł - Na pewno nie powinna być plotkarą. W zakładzie krawieckim jest podobnie, jak u fryzjera i kosmetyczki. Klienci lubią się wygadać. Siłą rzeczy krawcowe dużo wiedzą. Nigdy nie powinny wykorzystywać i przekazywać informacji, które usłyszały. To jest bardzo nieprofesjonalne. 

B.Ł - Myśli Pani czasem o przejściu na emeryturę? 
M.Ł - Na jaką emeryturę?! Mam zamiar pracować tak długo, jak starczy mi sił. Kocham swoją pracę i swoich klientów. Nie wyobrażam sobie siedzenia w domu. Przebywanie wśród ludzi to jedna z największych przyjemności mojego zawodu i nie mam zamiaru z niej rezygnować! 


 

Zapisz się do newslettera:
Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych w celach marketingu usług i produktów partnerów właściciela serwisów.
Rada Powiatu Stargardzkiego - 06.05.2024 r. Fotorelacja