Smutny, zaniedbany, skazany na niebyt - tak wyglądał świadek historii Stargardzian. Totem pochodzący z lat 70 - tych wykonany przez Mariana Olejniczaka stał i milczał na skwerze u zbiegu Światopełka i Gdańskiej. Teraz dostał nowe życie i zwraca uwagę nie tylko ciekawą kompozycją, ale również ferią barw i kolorów. Inicjatorem renowacji żeliwnej kompozycji był Jerzy Waliszewski. Prace wykonali członkowie Towarzystwa Przyjaciół Stargardu.
B.Ł - Pamietam go od zawsze. Najpierw zdobił i intrygował formą. Potem zmarniał i ukrył się miedzy drzewami, ale dzielnie stał na posterunku. Jaką historię kryje instalacja Mariana Olejniczaka?
J.W. - Ciekawą, jak zawsze. Pochodzi z lat 70-tych. Została wykonana z części maszyn, które były wytwarzane w stargardzkim zakładzie „Bumar - Waryński”. Zaprojektował ją Marian Olejniczak - nasz rodzimy artysta i plastyk.
B.Ł - Zakładu już dawno nie ma…
J.W - Na terenie zakładu buduje się teraz osiedle mieszkaniowe z nazwą „Tarasy”. Zachował się jednak jeden budynek wzniesiony na początku XX wieku. Został co prawda pozbawiony zdobień i stylistyką nie przypomina już tamtego obiektu, ale w swojej bryle i w rytmie okien wskazuje, że to jest ten sam budynek. Widać na nim literę „W”. Ten skromny symbol Waryńskiego wciąż się na nim znajduje. Można zatem pójść i obejrzeć go na własne oczy. Jest ustawiony prostopadle do ulicy Nadbrzeżnej.
B.Ł - O „Bumarze - Waryńskim” niewiele osób pamięta a totem stoi, jak stał. To niesamowite.
J.W - To się właśnie nazywa chichot historii. „Bumar - Waryński” słynął z produkcji ogromnych maszyn: koparek, części do czołgów i sprzętu drogowego. Po Waryńskim ani śladu, a liczący niewiele ponad 2 metry totem wciąż istnieje. Zaświadcza nie tylko o swoim twórcy, ale również o ogromnym przedsiębiorstwie, które kiedyś działało w Stargardzie.
B.Ł - W jaki sposób odbywała się rewitalizacja metalowej konstrukcji?
J.W - Podzieliliśmy prace na 3 etapy. Pierwsza to czyszczenie ze wszystkich naleciałości, potem było gruntowanie a na koniec położenie kolorów. Wszystko dzięki firmie AkzoNobel, która zaopatrzyła nas w potrzebne materiały.
B.Ł - Prawda, że instalacja Mariana Olejniczaka ma indywidualną estetykę?
J.W - Oj, tak. Nie wtapia się w tło (śmiech). Jest jakby z innego świata i przez to intryguje, zaciekawia. Spełnia więc swoją rolę.
B.Ł - Czy na terenie naszego miasta mamy jeszcze inne, nie do końca znane i odkryte dzieła, które również wymagają renowacji?
J.W - Ależ tak! Na ulicy Spokojnej w miejscu w którym znajdują się „Wody Miejskie” stoi twór z betonu. Jest to coś pomiędzy kształtem a bezkształtem (śmiech). Wyobraźnia może podyktować, że to matka z dzieckiem albo jeździec. Dobrze byłoby przywrócić ten obiekt do życia i przenieść go w przestrzeń ogólnomiejską. Podobnie z rzeźbami Andrzeja Gątka, które stoją za budynkiem muzeum. Jest jeszcze rycerz, który znajduje się w Książnicy.
B.Ł - A gdyby tak te wszystkie dzieła zgromadzić w jednym miejscu?
J.W - To byłby zalążek skansenu! I o tym właśnie myślę. Świetnie byłoby umieścić je na skwerze obok totemu. Mógłby to być projekt wypoczynkowo-edukacyjny.
B.Ł - Jak zawsze dowiedziałam się mnóstwa ciekawych rzeczy. Czy Stargardzianie będą mogli posłuchać tych historii na żywo?
J.W - Oczywiście, że tak. Przygotowuję kolejny „Spacer historyczny”. Tym razem podążać będziemy śladami stargardzkich grup artystycznych, które działały w naszym mieście od lat 60-tych do 90-tych. O terminie wycieczki na pewno poinformuję, ale już teraz zapraszam wszystkich, którzy kochają Stargard i jego historię.
Foto oraz video: Stanisław Sobolewski