- Gratulacje dla drużyny Śląska za zwycięstwo w tym meczu. Było widać, że 20 dni bez prawdziwego grania pięciu na pięciu odbiło się na nas. Śląsk bardzo mocno wszedł w ten mecz i zdominował nas od początku. My trochę wyglądaliśmy, jak dzieci we mgle - powiedział na pomeczowej konferencji prasowej trener Marek Łukomski.
Pierwsza kwarta wyglądała fatalnie i to w tej części rozstrzygnęły się losy meczu. Trzy kolejne odsłony były wyrównane, a dwie z nich minimalnie wygrała PGE Spójnia Stargard.
- Później jak już mecz trwał łapaliśmy swój rytm. Były takie sytuacje, że graliśmy w dobrym rytmie, a Śląsk ten rytm stracił. To był moment, gdzie mogliśmy powalczyć o coś więcej niż porażka 15 punktami natomiast my tego nie wykorzystaliśmy - przyznał trener Biało-Bordowych.
Kilka razy różnica malała do 10 punktów. Czego zabrakło żeby jeszcze bardziej zbliżyć się do przeciwnika? - Mieliśmy kilka kontr, gdzie nawet nie oddawaliśmy rzutu. Traciliśmy piłkę, a w drugą stronę poszły łatwe punkty dla Śląska. Wtedy morale idzie w dół. Jeżeli chce się wygrywać bądź walczyć o zwycięstwo z taką klasową drużyną to nie można popełniać takich błędów - analizował Marek Łukomski.
Po 20 minutach WKS prowadził 64:46. Można było obawiać się o rekord straconych punktów przez PGE Spójnię. Ostatecznie rywale przekroczyli "setkę", ale w drugiej połowie dołożyli już tylko 41 "oczek".
- Prowadząc wysoko nie jest łatwo wrócić do koncentracji z początku meczu. Byliśmy zespołem, który do końca się szarpał i odgryzał się. To dobrze dla nas rokuje. Zdajemy sobie sprawę, że mieliśmy już takie mecze w sezonie, że jak źle szło to zakopywaliśmy się. Tutaj nie poddaliśmy się i na pewno nie było to do końca łatwe zwycięstwo Śląska, z czego się cieszymy - tłumaczył Marek Łukomski.
Powodów do radości nie ma za to oceniając grę PGE Spójni pod koszem. Stargardzianie zdobyli 90 punktów, ale aż 51 trafieniami z dystansu. Brak Jonasa Zohore i Kacpra Młynarskiego oraz nie będący w pełni sił Jake O'Brien to było poważne osłabienie. Nie dość, że brakowało punktów podkoszowych w ataku, to jeszcze rywale po drugiej stronie mieli łatwy sposób na powiększanie przewagi. Gdy wymagała tego sytuacja grali do swoich wysokich, a szczególnie Aleksander Dziewa i Kerem Kanter skrzętnie z tego korzystali.
- Wiedzieliśmy, że będziemy mocno cierpieć na tym. Punkty w "pomalowanym" 50:26. To jest miażdżąca przewaga. To był nasz duży problem. Nie mogliśmy sobie poradzić. Próbowaliśmy podwojeń. Będziemy musieli ten element poprawić w grze - podsumował trener PGE Spójni Stargard.
Materiał sponsorowany