Reprezentacja Polski rozpoczęła Euro 2020 od porażki ze Słowacją.
To już tradycja. Niemal każdy z ostatnich wielkich turniejów z udziałem reprezentacji Polski zaczynał się od porażki. Nie wróżyło to nic dobrego. Tylko na Euro 2016 było zwycięstwo i skończyło się ćwierćfinałem. Euro 2020 Biało-Czerwoni zaczęli od porażki w Sankt Petersburgu 1:2 ze Słowacją.
Paulo Sousa sporo testował w meczach towarzyskich przed turniejem. Gdy jednak przyszło walczyć o punkty, wrócił do gry z jednym napastnikiem, czyli tego, co proponowali nam wcześniej polscy selekcjonerzy. Pewną niespodzianką w składzie był Karol Linetty i to on zdobył jedynego gola. W ten sposób znakomicie otworzył drugą połowę. Po 33 sekundach Biało-Czerwoni doprowadzili do remisu 1:1, a świetną akcję przeprowadzili Mateusz Klich i Maciej Rybus, który asystował do Linettego.
Po pierwszej części w zdecydowanie lepszych nastrojach byli Słowacy. Polska miała szczególnie na początku dużą przewagę w posiadaniu piłki, ale nie jest to kluczowy element dla oceny meczu. Bardziej martwi, że w całym spotkaniu tylko trzy z 17 strzałów były celne. Rywale wyszli na prowadzenie w 18. minucie. Robert Mak minął Kamila Jóźwiaka i Bartosza Bereszyńskiego. Jego uderzenie trafiło w słupek, a następnie piłka odbiła się od Wojciecha Szczęsnego. Dla bramkarza kolejny turniej zaczął się pechowo, bo to jemu zapisano samobójcze trafienie.
Początek drugiej połowy to nie tylko wyrównujący gol, ale też najlepszy moment w tym spotkaniu. Biało-Czerwoni nie zdołali jednak wyjść na prowadzenie, a w 62. minucie znaleźli się w sporych opałach. Grzegorz Krychowiak nadepnął na stopę Jakuba Hromady i sędzia ukarał go drugą żółtą kartką. Gra w dziesięciu szybko miała swoje konsekwencje. Słowacy nie tylko przejęli inicjatywę, ale co najistotniejsze odzyskali prowadzenie.
Po strzale Lukasa Haraslina Słowacja miała rzut rożny. Dośrodkowanie Maka na gola zamienił Milan Skriniar, który mocnym uderzeniem z okolic jedenastego metra pokonał Wojciecha Szczęsnego. Końcówka była jeszcze gorąca z szansami na remis. W doliczonym czasie fatalnie spudłował Jan Bednarek, a po podaniu Roberta Lewandowskiego Martina Dubravki nie pokonał Karol Świderski.
W kolejnym "meczu o wszystko" Polska zagra 19 czerwca (21:00) w Sevilli z Hiszpanią. Teoretycznie jednak to Słowacja miała być najłatwiejszym rywalem. Choć z grupy mogą wyjść nawet trzy zespoły, to na ten moment szanse na to nie są duże. Pompowania balonika nie było, ale taka porażka to i tak duże rozczarowanie, bo samo wyjście z grupy powinno być obowiązkiem. Gra obronna podobnie, jak w innych tegorocznych meczach była tragiczna, a w ataku panował duży chaos.
Polska - Słowacja 1:2 (1:1)
0:1 - Wojciech Szczęsny (sam.) 18'
1:1 - Karol Linetty 46'
1:2 - Milan Skriniar 69'
To już tradycja. Niemal każdy z ostatnich wielkich turniejów z udziałem reprezentacji Polski zaczynał się od porażki. Nie wróżyło to nic dobrego. Tylko na Euro 2016 było zwycięstwo i skończyło się ćwierćfinałem. Euro 2020 Biało-Czerwoni zaczęli od porażki w Sankt Petersburgu 1:2 ze Słowacją.
Paulo Sousa sporo testował w meczach towarzyskich przed turniejem. Gdy jednak przyszło walczyć o punkty, wrócił do gry z jednym napastnikiem, czyli tego, co proponowali nam wcześniej polscy selekcjonerzy. Pewną niespodzianką w składzie był Karol Linetty i to on zdobył jedynego gola. W ten sposób znakomicie otworzył drugą połowę. Po 33 sekundach Biało-Czerwoni doprowadzili do remisu 1:1, a świetną akcję przeprowadzili Mateusz Klich i Maciej Rybus, który asystował do Linettego.
Po pierwszej części w zdecydowanie lepszych nastrojach byli Słowacy. Polska miała szczególnie na początku dużą przewagę w posiadaniu piłki, ale nie jest to kluczowy element dla oceny meczu. Bardziej martwi, że w całym spotkaniu tylko trzy z 17 strzałów były celne. Rywale wyszli na prowadzenie w 18. minucie. Robert Mak minął Kamila Jóźwiaka i Bartosza Bereszyńskiego. Jego uderzenie trafiło w słupek, a następnie piłka odbiła się od Wojciecha Szczęsnego. Dla bramkarza kolejny turniej zaczął się pechowo, bo to jemu zapisano samobójcze trafienie.
Początek drugiej połowy to nie tylko wyrównujący gol, ale też najlepszy moment w tym spotkaniu. Biało-Czerwoni nie zdołali jednak wyjść na prowadzenie, a w 62. minucie znaleźli się w sporych opałach. Grzegorz Krychowiak nadepnął na stopę Jakuba Hromady i sędzia ukarał go drugą żółtą kartką. Gra w dziesięciu szybko miała swoje konsekwencje. Słowacy nie tylko przejęli inicjatywę, ale co najistotniejsze odzyskali prowadzenie.
Po strzale Lukasa Haraslina Słowacja miała rzut rożny. Dośrodkowanie Maka na gola zamienił Milan Skriniar, który mocnym uderzeniem z okolic jedenastego metra pokonał Wojciecha Szczęsnego. Końcówka była jeszcze gorąca z szansami na remis. W doliczonym czasie fatalnie spudłował Jan Bednarek, a po podaniu Roberta Lewandowskiego Martina Dubravki nie pokonał Karol Świderski.
W kolejnym "meczu o wszystko" Polska zagra 19 czerwca (21:00) w Sevilli z Hiszpanią. Teoretycznie jednak to Słowacja miała być najłatwiejszym rywalem. Choć z grupy mogą wyjść nawet trzy zespoły, to na ten moment szanse na to nie są duże. Pompowania balonika nie było, ale taka porażka to i tak duże rozczarowanie, bo samo wyjście z grupy powinno być obowiązkiem. Gra obronna podobnie, jak w innych tegorocznych meczach była tragiczna, a w ataku panował duży chaos.
Polska - Słowacja 1:2 (1:1)
0:1 - Wojciech Szczęsny (sam.) 18'
1:1 - Karol Linetty 46'
1:2 - Milan Skriniar 69'
Źródło grafiki EURO 2020: www.uefa.com
Materiał sponsorowany