Zwycięstwo 3:1 w starciu z Sokołem Ostróda to nie jedyna dobra informacja dla Błękitnych Stargard. Do drużyny powrócił również po przerwie spowodowanej koronawirusem trener Adam Topolski. Szkoleniowiec wspierał zespół i motywował go, gdy było trudno. Na tradycyjną pomeczową konferencję wysłał jednak swojego asystenta. Trudno się dziwić, bo szczególnie końcówka spotkania dostarczyła wielkich emocji.
- Najważniejsze dla nas było zwycięstwo i to osiągnęliśmy. Mecz nie zaczął się dobrze, bo w trzeciej minucie straciliśmy bramkę ze stałego fragmentu gry. Uczulaliśmy, że wysocy zawodnicy Sokoła są bardzo groźni w tym elemencie. Znowu popełniliśmy błąd w indywidualnym kryciu - analizował trener Jarosław Piskorz.
Reakcja Błękitnych nie była natychmiastowa. Kolejne sytuacje stwarzał Sokół i gdyby był skuteczniejszy, zapewne wywiózłby ze Stargardu komplet punktów. - Od 3. minuty mieliśmy mecz pod górę. Pierwsza połowa nam się nie układała. Nie graliśmy dobrze w piłkę. Nie było zaangażowania i agresywnego podejścia tak, jak sobie mówiliśmy przed meczem. W drugiej połowie wyszła drużyna odmieniona, która za wszelką cenę chciała zmienić wynik, doprowadzając do remisu. To się udało po ładnym strzale Dawida Polkowskiego. Później chcieliśmy strzelić drugą bramkę. To też nam się udało - przyznał szkoleniowiec Błękitnych.
- Drużyna zasłużyła na zwycięstwo. Pokazała w drugiej połowie, że ma charakter. Chciała wygrać. Zwycięstwo było tej drużynie potrzebne, bo jeszcze wiosną nie wygraliśmy u siebie. To na pewno chłopaków podbuduje. Cieszymy się, ale od niedzieli myślimy już o Hutniku Kraków, bo są trzy dni krótkiej regeneracji. Już we wtorek jedziemy na kolejny ważny mecz - powiedział Jarosław Piskorz.
Błękitni potrzebowali zwycięstwa w meczu z beniaminkiem. Wrócili w ten sposób na właściwe tory i awansowali na 15. pozycję w tabeli. Choć długo mecz im się nie układał, to finał był szczęśliwy. - Osiągnęliśmy to, co sobie zakładaliśmy. Nieważne w jakim stylu. Chcieliśmy widzieć drużynę, która ma wspólny cel i pokarze charakter. Drużyna to pokazała, walcząc do 94. minuty i udało się ten mecz wygrać - podsumował trener, którego zapytaliśmy o roszadę taktyczną w szeregach rywala.
Sokół zagrał na trzech obrońców. W ataku wystąpił duet Dawid Wolny i Krzysztof Wicki. Wspierał ich doświadczony Rafał Siemaszko. Co ciekawe strzelec gola dla gości częściej niż w ataku gra w obronie. Czy takie ustawienie zaskoczyło Błękitnych?
- W ostatnich dwóch meczach Wicki, który zagrał tutaj na "dziewiątce" grał w środku pomocy i na środku obrony. Znaliśmy go też z Gryfa Wejherowo, gdzie grał też w ataku i na stoperze. Gdzieś element zaskoczenia był. Wiedzieliśmy, że Sokół Ostróda tymi prostymi środkami na Wickiego, Wolnego i Siemaszkę będzie chciał sobie stworzyć sytuacje bramkowe - wyjaśnił Jarosław Piskorz.
- Najważniejsze dla nas było zwycięstwo i to osiągnęliśmy. Mecz nie zaczął się dobrze, bo w trzeciej minucie straciliśmy bramkę ze stałego fragmentu gry. Uczulaliśmy, że wysocy zawodnicy Sokoła są bardzo groźni w tym elemencie. Znowu popełniliśmy błąd w indywidualnym kryciu - analizował trener Jarosław Piskorz.
Reakcja Błękitnych nie była natychmiastowa. Kolejne sytuacje stwarzał Sokół i gdyby był skuteczniejszy, zapewne wywiózłby ze Stargardu komplet punktów. - Od 3. minuty mieliśmy mecz pod górę. Pierwsza połowa nam się nie układała. Nie graliśmy dobrze w piłkę. Nie było zaangażowania i agresywnego podejścia tak, jak sobie mówiliśmy przed meczem. W drugiej połowie wyszła drużyna odmieniona, która za wszelką cenę chciała zmienić wynik, doprowadzając do remisu. To się udało po ładnym strzale Dawida Polkowskiego. Później chcieliśmy strzelić drugą bramkę. To też nam się udało - przyznał szkoleniowiec Błękitnych.
- Drużyna zasłużyła na zwycięstwo. Pokazała w drugiej połowie, że ma charakter. Chciała wygrać. Zwycięstwo było tej drużynie potrzebne, bo jeszcze wiosną nie wygraliśmy u siebie. To na pewno chłopaków podbuduje. Cieszymy się, ale od niedzieli myślimy już o Hutniku Kraków, bo są trzy dni krótkiej regeneracji. Już we wtorek jedziemy na kolejny ważny mecz - powiedział Jarosław Piskorz.
Błękitni potrzebowali zwycięstwa w meczu z beniaminkiem. Wrócili w ten sposób na właściwe tory i awansowali na 15. pozycję w tabeli. Choć długo mecz im się nie układał, to finał był szczęśliwy. - Osiągnęliśmy to, co sobie zakładaliśmy. Nieważne w jakim stylu. Chcieliśmy widzieć drużynę, która ma wspólny cel i pokarze charakter. Drużyna to pokazała, walcząc do 94. minuty i udało się ten mecz wygrać - podsumował trener, którego zapytaliśmy o roszadę taktyczną w szeregach rywala.
Sokół zagrał na trzech obrońców. W ataku wystąpił duet Dawid Wolny i Krzysztof Wicki. Wspierał ich doświadczony Rafał Siemaszko. Co ciekawe strzelec gola dla gości częściej niż w ataku gra w obronie. Czy takie ustawienie zaskoczyło Błękitnych?
- W ostatnich dwóch meczach Wicki, który zagrał tutaj na "dziewiątce" grał w środku pomocy i na środku obrony. Znaliśmy go też z Gryfa Wejherowo, gdzie grał też w ataku i na stoperze. Gdzieś element zaskoczenia był. Wiedzieliśmy, że Sokół Ostróda tymi prostymi środkami na Wickiego, Wolnego i Siemaszkę będzie chciał sobie stworzyć sytuacje bramkowe - wyjaśnił Jarosław Piskorz.
Materiał sponsorowany