Dzisiaj jest: 7.5.2024, imieniny: Augusta, Gizeli, Ludomiry

Filip Siewruk: Jestem głodny gry. Ustalenia przed sezonem były kompletnie inne

Dodano: 3 lata temu Autor:
Redakcja poleca!

Wracając z Hiszpanii do Polski, liczył na regularną grę w Energa Basket Lidze. Rzeczywistość okazała się jednak inna.

Filip Siewruk: Jestem głodny gry. Ustalenia przed sezonem były kompletnie inne
Filip Siewruk przypomniał się kibicom PGE Spójni Stargard i nie tylko. W niedzielnym meczu z UKS GIM 92 Ursynów Warszawa zdobył aż 44 punkty, a drużyna w niesamowitych okolicznościach awansowała do półfinału mistrzostw Polski do lat 19.

Skrzydłowy dla naszego portalu skomentował awans z drużyną juniorów starszych do półfinału MP, swój powrót do Polski, wybór klubu oraz małą liczbę minut na parkietach Energa Basket Ligi.

Patryk Neumann: Gratulacje panie Filipie. Z drużyną juniorów starszych PGE Spójni Stargard awansowaliście do półfinałów mistrzostw Polski. W decydującym meczu zrobiliście to, odrabiając 23 punkty straty. Awans w takim stylu smakował szczególnie? Po meczu bardzo się cieszyliście.

Filip Siewruk: Przede wszystkim bardzo dziękuję. To prawda, był to bardzo ciężki dla nas mecz. Przegrywaliśmy 23 punktami, ale ostatecznie udało nam się go wygrać, zmieniając mental i uruchamiając wszystkich na boisku w 100 procentach. Każdy zostawił serce na boisku. Było to niesamowite uczucie, wielka adrenalina, olbrzymia koncentracja. Wygrana była nagrodą dla każdego.

Pan poprowadził zespół do tego sukcesu. Szczególnie drugi mecz był imponujący, a przede wszystkim 44 punkty i aż sześć bloków. W relacji z turnieju podkreślałem, że to były kosmiczne osiągnięcia. Zgodzi się pan z tym stwierdzeniem?

- Bardzo dziękuję za takie słowa. To był bardzo dobry mecz i cieszę się, że mogliśmy go wygrać. Jestem głodny gry, ponieważ były to moje jedne z pierwszych meczów od roku, z powodu przerwanego sezonu przez pandemię. Na boisku zawsze daję z siebie 100 procent i zostawiam serce. Chcę jak najbardziej pomóc zespołowi. Chciałbym zajść jak najdalej i wygrać każdy mecz, który gramy.

Jak w ogóle patrzy pan na swoje indywidualne osiągnięcia w takich meczach? Jakie to ma dla pana osobiste znaczenie?

- Jak dla każdego sportowca taki wynik daje satysfakcję i daje mi radość z dobrze wykonanej pracy. Z pewnością dodaje mi motywacji oraz energii na kolejne etapy. Dla mnie w tym momencie jest to ważne, bo nie miałem za dużo możliwości pokazania się w seniorach na parkiecie, nad czym ubolewam. Ostatni mecz w juniorach był moim piątym meczem zagranym na dużej intensywności od lutego 2020. Mam nadzieję, że mój trener z ekstraklasy dostrzeże mój potencjał i znajdzie odrobinę czasu na boisku dla mnie.

Na półfinałowy turniej pojedziecie do Gdańska. Oprócz gospodarzy zmierzycie się tam z drużynami z Bydgoszczy i Lublina. Pana zdaniem PGE Spójnia ma szanse na miejsce w pierwszej dwójce, które da awans do finału?

- Wierzę, że tak, w sporcie wszystko jest możliwe. Czekają nas ciężkie mecze, ale możemy je wygrać i do tego będziemy dążyć, jako zespół.

Zostając z drużyną w Stargardzie, nie pojechał pan do Lublina z pierwszym zespołem na Suzuki Puchar Polski. Żałuje pan trochę, że terminy tak się ułożyły? Tym bardziej, że koledzy odnieśli sukces i zagrali w finale.

- Żałuje, że ja i klub staliśmy przed takim wyborem. Bardzo chciałem być na tej imprezie z pierwszym zespołem, bo do tego momentu nie opuściłem żadnego treningu i meczu w seniorach. Bardzo chciałem tam być. Cieszę się z sukcesu kolegów, cały czas trzymałem za nich kciuki, składam gratulacje za finał.

Dlaczego po kilku latach spędzonych w Hiszpanii zdecydował się pan na powrót do Polski. Co o tym zdecydowało?

- Przede wszystkim głównym powodem była tamtejsza sytuacja epidemiologiczna. Sytuacja nie była pewna. Moja liga nie startowała do grudnia, podczas gdy Energa Basket Liga startowała dużo wcześniej. Miał być to też rok przejściowy dla ligi, gdzie dużo młodych zawodników dostałoby szansę. Po bardzo dobrych występach w Toruniu dostałem ofertę od PGE Spójni Stargard i zdecydowałem się zostać w Polsce. Liczyłem na kontynuowanie swojego rozwoju na profesjonalnym poziomie, dostając kilka minut na parkiecie.

Początkowo trenował pan z Polskim Cukrem Toruń, ale ostatecznie trafił do PGE Spójni Stargard. Dlaczego akurat taki wybór i czy trener Jacek Winnicki prowadzący też młodzieżową reprezentację Polski miał na to wpływ?

- W momencie wyboru sytuacja drużyny z Torunia nie była do końca pewna. Było dużo niewiadomych, nawet, kto będzie trenerem. PGE Spójnia Stargard bardzo o mnie zabiegała, abym do niej dołączył. Decydującym powodem był tak jak Pan wspomniał trener Jacek Winnicki, z którym już wcześniej miałem możliwość pracować na zgrupowaniu reprezentacji Polski do lat 20 i bardzo dobrze nam się pracowało. Ruch wyglądał na jak najbardziej dobry. Tym bardziej, że miałem normalnie wychodzić na parkiet i mieć swoje minuty. Wiem, że z każdym meczem i z każdymi minutami moja realna przydatność dla zespołu rosłaby.

Statystyki pokazują, że w Energa Basket Lidze spędził pan na parkiecie łącznie 21 minut. Jest pan rozczarowany, że tych szans było tak mało? A może spodziewał się pan, że w doświadczonym zespole o minuty może być trudno?

- Na pewno jestem rozczarowany. Od początku sezonu daję z siebie wszystko na każdym treningu i każdy tydzień pracuję z nadzieją, że w następnym meczu dostanę realną szansę wyjść na parkiet w rotacji, jako pełnoprawny zawodnik. Ustalenia przed sezonem były kompletnie inne, miałem regularnie wychodzić na boisko, mieć swoje zadania do realizacji i wspomóc drużynę. Sytuacja wygląda inaczej i czuję się rozczarowany, może nawet trochę pokrzywdzony. Ja naprawdę ciężko pracowałem i pracuję, aby grać w Hiszpanii i by w tak młodym wieku być w ekstraklasie.
Mam nadzieję, że trener tę ciężką pracę doceni, jest przecież jeszcze trochę meczów do końca sezonu. Ja będę gotowy.

 
Materiał sponsorowany
Zapisz się do newslettera:
Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych w celach marketingu usług i produktów partnerów właściciela serwisów.
20 lat w Unii Europejskiej. Fotorelacja