Przypomnijmy, że goście wygrali aż 5:0. - Cóż można powiedzieć po takim meczu? Generalnie zdecydowanie za wysoka porażka. To obnażyło nasze błędy przede wszystkim w grze obronnej. To jest kolejny mecz, gdzie po pierwszej straconej bramce kompletnie tracimy nadzieję, że można to odrobić i konsekwencją są kolejne bramki. W drugiej połowie wyszliśmy inaczej taktycznie ustawieni. Tak naprawdę ani z przodu nie było widać tej zmiany taktycznej ani z tyłu - analizował Tomasz Grzegorczyk.
Błękitni ponownie nie popisali się w drugiej połowie. To w tej części stracili cztery gole. Porażki z czołowym zespołem II ligi można było się spodziewać, ale na pewno nie w takim stylu.
- Cały czas konsekwentnie indywidualnymi błędami prowokowaliśmy Stal Rzeszów żeby strzeliła kolejne bramki. Kuriozum jest piąta bramka, gdzie w polu karnym zawodnik skacze wyprostowaną nogą na zawodnika z Rzeszowa i z tego dostajemy karny. To jest kolejny mecz, w którym tracimy dużą liczbę bramek. Nad tym trzeba się zastanowić. Mamy szansę do rehabilitacji w sobotę, ale przede wszystkim musimy się pozbierać, podnieść głowy do góry i zacząć momentami walczyć na tym boisku. To nie chodzi o ustawienie taktyczne, czy fazę meczu tylko przede wszystkim o nastawienie w głowach. Tego nam zabrakło - ostro skomentował postawę swojego zespołu trener Błękitnych Stargard.
Zapytaliśmy, czy dokonywane zmiany mogły wpłynąć na destabilizację w grze gospodarzy? Trener porównał to do meczu w Chojnicach, gdy w przerwie wymienił trzech piłkarzy i poprawiło to grę. Teraz tych roszad dokonywał stopniowo.
- W Chojnicach strzeliliśmy sobie dwie bramki sami i też tak bojaźliwie wyszliśmy. Nie możemy tracić tak łatwo bramek. Nie wiem, czy Krystian Pieczara przy pierwszej bramce wykonał jakikolwiek sprint. Stoi sam w polu karnym i dokłada tylko nogę jeszcze na krótki słupek bramkarza. W Chojnicach trzy zmiany przyniosły od razu rezultat. Nasza gra była zdecydowanie lepsza i dominująca. W tym meczu zmiany nie przyniosły rezultatu, jeżeli chodzi o akcje ofensywne, ale przede wszystkim boli gra obronna. Nie można tracić u siebie pięć bramek - stwierdził Tomasz Grzegorczyk.
- Nie chciałbym iść tak daleko i mówić, że moim zawodnikom zabrakło ambicji, czy woli. Jesteśmy zdecydowanie za grzeczni na boisku. To jest nie pierwszy mecz. Nie ma, co oszukiwać. Każda piłka przebijana w kontakcie jeden na jeden jest zawsze do przeciwnika. To musimy poprawić, ale to jest problem, na który zwróciliśmy uwagę po pierwszym, czy drugim meczu i konsekwentnie trzeba nad tym pracować. To jest młody zespół i widać, że brakuje doświadczonego zawodnika. Terminarz też nas nie rozpieszczał, ale to absolutnie nie jest powód do tego żeby się usprawiedliwiać, że graliśmy z całą czołówką, bo przede wszystkim za wysoko przegraliśmy w tym meczu - ocenił trener Błękitnych Stargard.
W innym nastroju był oczywiście szkoleniowiec Stali Rzeszów. - Bardzo się cieszymy, że z tak dalekiej podróży przywozimy trzy punkty. Wstrzeliliśmy się, bo brakowało nam tych sytuacji w poprzednich meczach. Tutaj zespół ze Stargardu chciał grać otwartą piłkę i został troszeczkę przez nas skarcony. Mam trochę żalu, że nie byliśmy tak konsekwentni w pierwszej połowie, jak w drugiej. Ten mecz mogliśmy już domknąć w pierwszej połowie, ale cieszy postawa wszystkich zawodników, bo każdy chciał wygrać - skomentował środowy mecz Marcin Wołowiec.
W jego zespole nie zadebiutował jeszcze najgłośniejszy letni transfer Stali. Jarosław Fojut - obrońca znany z występów między innymi w Pogoni Szczecin, Śląsku Wrocław, czy ostatnio Wiśle Płock nie znalazł się w kadrze meczowej. Kiedy będzie gotowy do gry?
- Jarek jeszcze jest nie do końca przygotowany. Miał dość długą przerwę z piłką. Wraca już fizycznie wszystko jest praktycznie dobrze. Czucie piłki wróciło. Wygląda coraz lepiej, ale myślę, że jeszcze jeden pełny mikrocykl musi z nami zrobić żeby był gotowy - tłumaczył Marcin Wołowiec.
Stal jednak może sobie pozwolić na ostrożne wprowadzenie doświadczonego obrońcy do gry. Ekipa z Podkarpacia w sześciu meczach zdobyła 13 punktów, straciła tylko dwa gole i została wiceliderem II ligi. Powodów do pośpiechu, czy nerwowych ruchów, zatem nie ma.
Błękitni ponownie nie popisali się w drugiej połowie. To w tej części stracili cztery gole. Porażki z czołowym zespołem II ligi można było się spodziewać, ale na pewno nie w takim stylu.
- Cały czas konsekwentnie indywidualnymi błędami prowokowaliśmy Stal Rzeszów żeby strzeliła kolejne bramki. Kuriozum jest piąta bramka, gdzie w polu karnym zawodnik skacze wyprostowaną nogą na zawodnika z Rzeszowa i z tego dostajemy karny. To jest kolejny mecz, w którym tracimy dużą liczbę bramek. Nad tym trzeba się zastanowić. Mamy szansę do rehabilitacji w sobotę, ale przede wszystkim musimy się pozbierać, podnieść głowy do góry i zacząć momentami walczyć na tym boisku. To nie chodzi o ustawienie taktyczne, czy fazę meczu tylko przede wszystkim o nastawienie w głowach. Tego nam zabrakło - ostro skomentował postawę swojego zespołu trener Błękitnych Stargard.
Zapytaliśmy, czy dokonywane zmiany mogły wpłynąć na destabilizację w grze gospodarzy? Trener porównał to do meczu w Chojnicach, gdy w przerwie wymienił trzech piłkarzy i poprawiło to grę. Teraz tych roszad dokonywał stopniowo.
- W Chojnicach strzeliliśmy sobie dwie bramki sami i też tak bojaźliwie wyszliśmy. Nie możemy tracić tak łatwo bramek. Nie wiem, czy Krystian Pieczara przy pierwszej bramce wykonał jakikolwiek sprint. Stoi sam w polu karnym i dokłada tylko nogę jeszcze na krótki słupek bramkarza. W Chojnicach trzy zmiany przyniosły od razu rezultat. Nasza gra była zdecydowanie lepsza i dominująca. W tym meczu zmiany nie przyniosły rezultatu, jeżeli chodzi o akcje ofensywne, ale przede wszystkim boli gra obronna. Nie można tracić u siebie pięć bramek - stwierdził Tomasz Grzegorczyk.
- Nie chciałbym iść tak daleko i mówić, że moim zawodnikom zabrakło ambicji, czy woli. Jesteśmy zdecydowanie za grzeczni na boisku. To jest nie pierwszy mecz. Nie ma, co oszukiwać. Każda piłka przebijana w kontakcie jeden na jeden jest zawsze do przeciwnika. To musimy poprawić, ale to jest problem, na który zwróciliśmy uwagę po pierwszym, czy drugim meczu i konsekwentnie trzeba nad tym pracować. To jest młody zespół i widać, że brakuje doświadczonego zawodnika. Terminarz też nas nie rozpieszczał, ale to absolutnie nie jest powód do tego żeby się usprawiedliwiać, że graliśmy z całą czołówką, bo przede wszystkim za wysoko przegraliśmy w tym meczu - ocenił trener Błękitnych Stargard.
W innym nastroju był oczywiście szkoleniowiec Stali Rzeszów. - Bardzo się cieszymy, że z tak dalekiej podróży przywozimy trzy punkty. Wstrzeliliśmy się, bo brakowało nam tych sytuacji w poprzednich meczach. Tutaj zespół ze Stargardu chciał grać otwartą piłkę i został troszeczkę przez nas skarcony. Mam trochę żalu, że nie byliśmy tak konsekwentni w pierwszej połowie, jak w drugiej. Ten mecz mogliśmy już domknąć w pierwszej połowie, ale cieszy postawa wszystkich zawodników, bo każdy chciał wygrać - skomentował środowy mecz Marcin Wołowiec.
W jego zespole nie zadebiutował jeszcze najgłośniejszy letni transfer Stali. Jarosław Fojut - obrońca znany z występów między innymi w Pogoni Szczecin, Śląsku Wrocław, czy ostatnio Wiśle Płock nie znalazł się w kadrze meczowej. Kiedy będzie gotowy do gry?
- Jarek jeszcze jest nie do końca przygotowany. Miał dość długą przerwę z piłką. Wraca już fizycznie wszystko jest praktycznie dobrze. Czucie piłki wróciło. Wygląda coraz lepiej, ale myślę, że jeszcze jeden pełny mikrocykl musi z nami zrobić żeby był gotowy - tłumaczył Marcin Wołowiec.
Stal jednak może sobie pozwolić na ostrożne wprowadzenie doświadczonego obrońcy do gry. Ekipa z Podkarpacia w sześciu meczach zdobyła 13 punktów, straciła tylko dwa gole i została wiceliderem II ligi. Powodów do pośpiechu, czy nerwowych ruchów, zatem nie ma.
Materiał sponsorowany