Nasi koszykarze przegrali czwarty ligowy mecz z rzędu i po pięciu kolejkach mają najgorszy bilans od awansu do Energa Basket Ligi. W piątek lepszy okazał się King Szczecin, który wygrał derbowy pojedynek w Stargardzie 72:64.
- Gratulacje dla zespołu ze Szczecina. Kolejny nasz mecz, kiedy nie jesteśmy w stanie być skoncentrowani pełne 40 minut. Brakuje nam takiej pełnej mobilizacji. Przespane pięć minut do końca drugiej kwarty. Przegrywaliśmy trzema punktami i mieliśmy piłkę. Mogliśmy ten rezultat trzymać, być bardzo blisko w grze. Przegrywamy ten fragment 7:13. Przewaga rośnie do dziewięciu punktów. Później wracamy do gry. Znowu popełniamy błąd - analizował trener Jacek Winnicki.
Faktycznie przestój w drugiej kwarcie okazał się kosztowny. Co jednak napisać o pięciu minutach otwierających czwartą kwartę? King nie zdobył punktu. PGE Spójnia miała do odrobienia 10 oczek. To spokojnie było do zrobienia. Gospodarze jednak zdobyli w tym czasie zaledwie punkt. Generalnie przez całą drugą połowę było aż nadto czasu żeby zastanawiać się, jaki jest pomysł na grę w ataku. Szybkie kontry kończone w fatalny sposób i jeszcze większe problemy w ataku pozycyjnym dawały wiele do myślenia. Do tego fatalna skuteczność.
- Nie trafiamy 13 rzutów wolnych. To jest element, nad którym pracujemy cały czas, ale 53% z rzutów wolnych to katastrofa. Kolejny raz nie tylko przez rzuty wolne przegrywamy mecz - powiedział szkoleniowiec PGE Spójni Stargard.
Trafne podsumowanie. Oczywiście rzuty wolne to najbardziej widoczny element, ale w innych wcale nie było lepiej, co szeroko analizowaliśmy już w pomeczowej relacji. Małym usprawiedliwieniem może być sytuacja kadrowa, choć tutaj trzeba nakreślić kontekst sytuacji. Rywal również miał swoje problemy. W Kingu debiutował Michael Fakuade i od razu wyszedł w pierwszej piątce. Brakowało, bowiem na jego pozycji Clevelanda Melvina, czyli najlepszego strzelca szczecińskiej drużyny.
Do tego trener Łukasz Biela od początku sezonu musi sobie radzić bez Pawła Kikowskiego i Jakuba Parzeńskiego. King jednak zbudował szerszą kadrę i pomimo tylu osłabień wygrał cztery z pięciu spotkań. Oczywiście terminarz korzystnie ułożył się dla Wilków, ale bezpośredni pojedynek pokazał, kto na ten moment ma lepszy zespół.
- Nie jesteśmy w stanie złapać rytmu grania. Mamy problemy. Kostek z Ray’em Cowelsem w środę przyszli pierwszy raz na trening. Blackshear wypadł z rotacji ze względu na chorobę. Nie mamy możliwości żeby w pełnym składzie poćwiczyć. Widać ewidentnie, że brakuje nam rytmu meczowego - tłumaczył Jacek Winnicki.
Sytuacja po pięciu kolejkach robi się nieciekawa. Zespół, który miał walczyć o czołową ósemkę za chwilę może rozpaczliwie walczyć o utrzymanie. Przypomina się przypadek Trefla Sopot sprzed dwóch lat. Tym bardziej, że przed Biało-Bordowymi trudny wyjazd do Legii Warszawa (wtorek 29 września godz. 17:35). Przy kolejnym niepowodzeniu do miana meczu o cztery punkty urośnie domowy pojedynek z MKS-Em Dąbrowa Górnicza (4 października godz. 17:30).
- Musimy cały czas pracować, poprawić swoją grę, znaleźć ten rytm i zacząć wygrywać. We wszystkich meczach jesteśmy blisko. Niestety kolejna porażka i to stawia nas w trudnej sytuacji. Musimy być bardzo mocno zdeterminowani przed meczem we wtorek w Warszawie - zakończył trener PGE Spójni.
Na konferencji prasowej piątkowe derby skomentował również Kacper Młynarski. - Tak, jak trener powiedział mamy duże problemy z rytmem gry. Nie klei nam się gra. Dodatkowo parę ważnych dobitek drużyny ze Szczecina na zbiórce. Mamy problem ze zdobywaniem punktów. Na pewno te rzuty wolne też mają duży wpływ. Trafiliśmy pięć trójek. Nie trafiliśmy trzynastu wolnych i mamy tylko dziewięć asyst. To na pewno jest jakiś problem. We wtorek mamy mecz w Warszawie i zrobimy wszystko żeby go wygrać - podsumował skrzydłowy Biało-Bordowych.
- Gratulacje dla zespołu ze Szczecina. Kolejny nasz mecz, kiedy nie jesteśmy w stanie być skoncentrowani pełne 40 minut. Brakuje nam takiej pełnej mobilizacji. Przespane pięć minut do końca drugiej kwarty. Przegrywaliśmy trzema punktami i mieliśmy piłkę. Mogliśmy ten rezultat trzymać, być bardzo blisko w grze. Przegrywamy ten fragment 7:13. Przewaga rośnie do dziewięciu punktów. Później wracamy do gry. Znowu popełniamy błąd - analizował trener Jacek Winnicki.
Faktycznie przestój w drugiej kwarcie okazał się kosztowny. Co jednak napisać o pięciu minutach otwierających czwartą kwartę? King nie zdobył punktu. PGE Spójnia miała do odrobienia 10 oczek. To spokojnie było do zrobienia. Gospodarze jednak zdobyli w tym czasie zaledwie punkt. Generalnie przez całą drugą połowę było aż nadto czasu żeby zastanawiać się, jaki jest pomysł na grę w ataku. Szybkie kontry kończone w fatalny sposób i jeszcze większe problemy w ataku pozycyjnym dawały wiele do myślenia. Do tego fatalna skuteczność.
- Nie trafiamy 13 rzutów wolnych. To jest element, nad którym pracujemy cały czas, ale 53% z rzutów wolnych to katastrofa. Kolejny raz nie tylko przez rzuty wolne przegrywamy mecz - powiedział szkoleniowiec PGE Spójni Stargard.
Trafne podsumowanie. Oczywiście rzuty wolne to najbardziej widoczny element, ale w innych wcale nie było lepiej, co szeroko analizowaliśmy już w pomeczowej relacji. Małym usprawiedliwieniem może być sytuacja kadrowa, choć tutaj trzeba nakreślić kontekst sytuacji. Rywal również miał swoje problemy. W Kingu debiutował Michael Fakuade i od razu wyszedł w pierwszej piątce. Brakowało, bowiem na jego pozycji Clevelanda Melvina, czyli najlepszego strzelca szczecińskiej drużyny.
Do tego trener Łukasz Biela od początku sezonu musi sobie radzić bez Pawła Kikowskiego i Jakuba Parzeńskiego. King jednak zbudował szerszą kadrę i pomimo tylu osłabień wygrał cztery z pięciu spotkań. Oczywiście terminarz korzystnie ułożył się dla Wilków, ale bezpośredni pojedynek pokazał, kto na ten moment ma lepszy zespół.
- Nie jesteśmy w stanie złapać rytmu grania. Mamy problemy. Kostek z Ray’em Cowelsem w środę przyszli pierwszy raz na trening. Blackshear wypadł z rotacji ze względu na chorobę. Nie mamy możliwości żeby w pełnym składzie poćwiczyć. Widać ewidentnie, że brakuje nam rytmu meczowego - tłumaczył Jacek Winnicki.
Sytuacja po pięciu kolejkach robi się nieciekawa. Zespół, który miał walczyć o czołową ósemkę za chwilę może rozpaczliwie walczyć o utrzymanie. Przypomina się przypadek Trefla Sopot sprzed dwóch lat. Tym bardziej, że przed Biało-Bordowymi trudny wyjazd do Legii Warszawa (wtorek 29 września godz. 17:35). Przy kolejnym niepowodzeniu do miana meczu o cztery punkty urośnie domowy pojedynek z MKS-Em Dąbrowa Górnicza (4 października godz. 17:30).
- Musimy cały czas pracować, poprawić swoją grę, znaleźć ten rytm i zacząć wygrywać. We wszystkich meczach jesteśmy blisko. Niestety kolejna porażka i to stawia nas w trudnej sytuacji. Musimy być bardzo mocno zdeterminowani przed meczem we wtorek w Warszawie - zakończył trener PGE Spójni.
Na konferencji prasowej piątkowe derby skomentował również Kacper Młynarski. - Tak, jak trener powiedział mamy duże problemy z rytmem gry. Nie klei nam się gra. Dodatkowo parę ważnych dobitek drużyny ze Szczecina na zbiórce. Mamy problem ze zdobywaniem punktów. Na pewno te rzuty wolne też mają duży wpływ. Trafiliśmy pięć trójek. Nie trafiliśmy trzynastu wolnych i mamy tylko dziewięć asyst. To na pewno jest jakiś problem. We wtorek mamy mecz w Warszawie i zrobimy wszystko żeby go wygrać - podsumował skrzydłowy Biało-Bordowych.
Materiał sponsorowany