Po środowej kolejce Błękitni awansowali z 14. na 11. pozycję w tabeli II ligi. W ich sytuacji jednak niewiele się zmieniło, bo nad strefą spadkową nadal mają tylko punkt przewagi. To za sprawą zwycięstwa Znicza Pruszków nad Górnikiem Polkowice (2:1). O szalonym sezonie, zwycięstwie w Legionowie (1:0) i kolejnym meczu z Garbarnią rozmawialiśmy z Hubertem Krawczunem. Pomocnik Błękitnych strzelił w środę gola, który dał trzy punkty.
Patryk Neumann: Jak pan ocenia mecz z Legionovią? Zdobyliście bardzo ważne trzy punkty szczególnie patrząc na wyniki innych spotkań z 32. kolejki.
Hubert Krawczun: Wychodzi na to, że trzy punkty dały nam trochę oddechu, bo jakbyśmy nie wygrali to byśmy byli w strefie spadkowej. Na pewno bardzo ciężki mecz. Taki z gatunku o życie. Udało nam się zebrać do kupy po tych kilku porażkach. Byliśmy w dołku, ale myślę, że po tym meczu można uznać, że będziemy z niego wychodzili.
To był bardziej fizyczny dołek, czy nerwy, że końcówka sezonu tak się układa?
- Ciężko powiedzieć. Wyniki są zwariowane. Tak naprawdę ta ilość punktów nie powinna nam już stwarzać problemów, a jest inaczej. Myślę, że każda drużyna miała dołek. My na pewno nie zasługiwaliśmy z przebiegu spotkań na te ostatnie porażki, ale wyszło, jak wyszło. Już nie ma, co gdybać. Najważniejsze, że teraz wygraliśmy ten mecz. Mamy w niedzielę kolejny mecz o życie i myślę, że ten mecz zamknie sytuację oczywiście pozytywnie.
Jak wpłynęła na was wczesna godzina spotkania. Zwykle w środku tygodnia jednak nie gra się o 12:00. Na pewno pozytyw był taki, że z tej dalekiej podróży wróciliście do domu w dniu meczu.
- To był chyba największy plus, że wróciliśmy około 11 wieczorem do domu, a nie o 5/4 rano. Można było wstać o tej godzinie (10:30 przyp. Red.) i udzielić wywiadu (śmiech). Myślę, że to nie miało wielkiego znaczenia. Obie drużyny grały o tej samej porze. Jak ktoś ustalił taką godzinę to trzeba było się zebrać i walczyć. Najważniejsze, że się udało. Nieważne, czy gralibyśmy o 8 rano, czy o 20. Najważniejszy był wynik.
Jaka była atmosfera w klubie przed środowym meczem? Wiadomo, że zwykle po seriach porażek robi się nerwowo.
- Wiadomo, jak w klubie. Trochę władze się niecierpliwiły. Nie ma, co ukrywać. My tak samo trochę byliśmy zdenerwowani, ale wiedzieliśmy, co do nas należy. Wiedzieliśmy, że nie jesteśmy złą drużyną, potrafimy grać w piłkę i musimy zakończyć czarną serię. Nieważne, jaki był styl. Ważne, jaki był wynik.
W tym momencie sezonu styl schodzi na dalszy plan. Pan strzelił pierwszego gola w tych rozgrywkach, ale za to na wagę bardzo ważnych trzech punktów.
- Bardzo się cieszę z tej bramki. Trzeba też o tym powiedzieć, że nieważne, kto strzelił bramkę. Ważne, że wygraliśmy całą drużyną, że walczyliśmy i daliśmy radę.
To jest bardzo nietypowy sezon. Skończy się 25 lipca, a niedługo zacznie się następny. Czy jest to gdzieś w głowach, że za chwilę trzeba będzie grać w tym lub w innym klubie?
- Mamy świadomość tego, że gramy jeszcze dwie kolejki. Później będziemy mieli przypuszczam tydzień lub 10 dni wolnego i trzeba będzie wracać. Tak naprawdę łączymy przyjemne z pożytecznym. To, co robimy też kochamy. Dla mnie to nie jest problem. Jestem zadowolony z tego, że będę mógł robić to, co kocham.
Rozegraliście już 10 spotkań po wznowieniu sezonu. Czy czuje pan zmęczenie?
- Wiadomo to wszystko się nawarstwia, ale natężenie treningów jest mniejsze. Więcej odpoczywamy niż robimy ciężkich treningów. Myślę, że to wszystko siedzi w głowie. Zależy, jak kto się przygotował. Mi na przykład to odpowiada.
Jak pana zdaniem może wyglądać niedzielny mecz? Przeciwnik, czyli Garbarnia Kraków też ma 44 punkty. Stawka będzie duża.
- Dla nas będzie łatwiej, bo gramy u siebie. Mamy czarną serię domowych meczów, ale wierzę, że ją zakończymy. Kibice nam pomogą. Liczę na to, że przyjdą na stadion i będą nas wspierać pomimo obostrzeń. Co do samego meczu na pewno będzie dużo walki, szachów. Nikt nie będzie odpuszczał. Na pewno obie drużyny nastawią się na wielką walkę i zamknięcie tego sezonu.
Patryk Neumann: Jak pan ocenia mecz z Legionovią? Zdobyliście bardzo ważne trzy punkty szczególnie patrząc na wyniki innych spotkań z 32. kolejki.
Hubert Krawczun: Wychodzi na to, że trzy punkty dały nam trochę oddechu, bo jakbyśmy nie wygrali to byśmy byli w strefie spadkowej. Na pewno bardzo ciężki mecz. Taki z gatunku o życie. Udało nam się zebrać do kupy po tych kilku porażkach. Byliśmy w dołku, ale myślę, że po tym meczu można uznać, że będziemy z niego wychodzili.
To był bardziej fizyczny dołek, czy nerwy, że końcówka sezonu tak się układa?
- Ciężko powiedzieć. Wyniki są zwariowane. Tak naprawdę ta ilość punktów nie powinna nam już stwarzać problemów, a jest inaczej. Myślę, że każda drużyna miała dołek. My na pewno nie zasługiwaliśmy z przebiegu spotkań na te ostatnie porażki, ale wyszło, jak wyszło. Już nie ma, co gdybać. Najważniejsze, że teraz wygraliśmy ten mecz. Mamy w niedzielę kolejny mecz o życie i myślę, że ten mecz zamknie sytuację oczywiście pozytywnie.
Jak wpłynęła na was wczesna godzina spotkania. Zwykle w środku tygodnia jednak nie gra się o 12:00. Na pewno pozytyw był taki, że z tej dalekiej podróży wróciliście do domu w dniu meczu.
- To był chyba największy plus, że wróciliśmy około 11 wieczorem do domu, a nie o 5/4 rano. Można było wstać o tej godzinie (10:30 przyp. Red.) i udzielić wywiadu (śmiech). Myślę, że to nie miało wielkiego znaczenia. Obie drużyny grały o tej samej porze. Jak ktoś ustalił taką godzinę to trzeba było się zebrać i walczyć. Najważniejsze, że się udało. Nieważne, czy gralibyśmy o 8 rano, czy o 20. Najważniejszy był wynik.
Jaka była atmosfera w klubie przed środowym meczem? Wiadomo, że zwykle po seriach porażek robi się nerwowo.
- Wiadomo, jak w klubie. Trochę władze się niecierpliwiły. Nie ma, co ukrywać. My tak samo trochę byliśmy zdenerwowani, ale wiedzieliśmy, co do nas należy. Wiedzieliśmy, że nie jesteśmy złą drużyną, potrafimy grać w piłkę i musimy zakończyć czarną serię. Nieważne, jaki był styl. Ważne, jaki był wynik.
W tym momencie sezonu styl schodzi na dalszy plan. Pan strzelił pierwszego gola w tych rozgrywkach, ale za to na wagę bardzo ważnych trzech punktów.
- Bardzo się cieszę z tej bramki. Trzeba też o tym powiedzieć, że nieważne, kto strzelił bramkę. Ważne, że wygraliśmy całą drużyną, że walczyliśmy i daliśmy radę.
To jest bardzo nietypowy sezon. Skończy się 25 lipca, a niedługo zacznie się następny. Czy jest to gdzieś w głowach, że za chwilę trzeba będzie grać w tym lub w innym klubie?
- Mamy świadomość tego, że gramy jeszcze dwie kolejki. Później będziemy mieli przypuszczam tydzień lub 10 dni wolnego i trzeba będzie wracać. Tak naprawdę łączymy przyjemne z pożytecznym. To, co robimy też kochamy. Dla mnie to nie jest problem. Jestem zadowolony z tego, że będę mógł robić to, co kocham.
Rozegraliście już 10 spotkań po wznowieniu sezonu. Czy czuje pan zmęczenie?
- Wiadomo to wszystko się nawarstwia, ale natężenie treningów jest mniejsze. Więcej odpoczywamy niż robimy ciężkich treningów. Myślę, że to wszystko siedzi w głowie. Zależy, jak kto się przygotował. Mi na przykład to odpowiada.
Jak pana zdaniem może wyglądać niedzielny mecz? Przeciwnik, czyli Garbarnia Kraków też ma 44 punkty. Stawka będzie duża.
- Dla nas będzie łatwiej, bo gramy u siebie. Mamy czarną serię domowych meczów, ale wierzę, że ją zakończymy. Kibice nam pomogą. Liczę na to, że przyjdą na stadion i będą nas wspierać pomimo obostrzeń. Co do samego meczu na pewno będzie dużo walki, szachów. Nikt nie będzie odpuszczał. Na pewno obie drużyny nastawią się na wielką walkę i zamknięcie tego sezonu.
Materiał sponsorowany