To była gorąca pomeczowa rozmowa.
- Przeciwnik górował nad nami wybieganiem i przygotowaniem. W pierwszej połowie miał o dwie sytuacje więcej i mógł prowadzić. Staraliśmy się grać najlepiej, jak potrafimy, ale trzeba powiedzieć, że nasz atak nie grał tego, co powinien, bo miał trudnego przeciwnika. W drugiej połowie doszliśmy do wniosku, że jesteśmy w ciężkiej sytuacji w tabeli i trzeba grać z kontry. Wycofaliśmy się. To był typowy mecz na to żeby nie dopuścić przeciwnika do sytuacji podbramkowej żeby przynajmniej zremisować. Zmiany były takie żeby nie dopuścić do utraty bramki - mówił trener Adam Topolski o sobotnim meczu ze Stalą Rzeszów.
- Nie chcieliśmy stracić bramki. Były dwie sytuacje w pierwszej połowie, ale generalnie nie dopuszczaliśmy do sytuacji sam na sam. W drugiej połowie było to pod kontrolą. Nawet, jak oni nas zepchnęli to staraliśmy się bronić, bo złotem byłby jeden punkt. Przegraliśmy mecz na własne życzenie, bo ktoś kogoś nie upilnował. Jak już tyle z siebie daliśmy nie wolno zrobić takiego błędu - dodał szkoleniowiec Błękitnych.
Zmiana taktyki na bardziej defensywną (ostrożną) ostatecznie również nic nie dała, bo rywale strzelili gola w 89. minucie i wygrali 1:0. - Zabrakło nam kilku minut. To świadczy o dojrzałości zespołu, że w takim momencie nie wypuszcza się remisu. Trzeba go uszanować. Tym bardziej, że w sytuacji, w której jesteśmy to byłby dla nas złoty remis. Tabela pokazuje, że jest coraz gorzej. Remis nam dawał oddech przed meczem z Legionovią - przyznał Adam Topolski.
Błękitni po serii fatalnych wyników i głupio straconych punktów spadli na 14. pozycję w tabeli. Nadal mają wszystko w swoich rękach, bo otwierający strefę spadkową Znicz Pruszków traci do nich punkt. Żeby uspokoić sytuację trzeba wygrać dwa najbliższe mecze. Niestety taki sam cel był przed sobotnim spotkaniem. To miał być początek decydującej rywalizacji o wszystko. Pierwsze podejście jednak zostało oblane. Mobilizacji na boisku i na trybunach wystarczyło na kilka minut pierwszej i drugiej połowy.
- Nie mogę tego zrozumieć. Jak nie umiesz wygrać trzeba zremisować. Takich błędów nie wolno popełniać. Jeden zawodnik stoi w polu karnym. Jeden z naszych daje dograć i na czysto strzela na 1:0. Nasz zapał tygodniowy, przygotowania, ustawienie, wszystkie przemyślenia poszły w łeb. Tylko, dlatego, że ktoś kogoś nie pokrył i dał zacentrować. Trzeba jasno powiedzieć, że gramy teraz tylko o utrzymanie i to się oddala. Mecz w Legionowie nie będzie łatwy. To samo później z Garbarnią. Bardzo się obawiam tego, że zbyt uwierzyliśmy w siebie i zluzowaliśmy. Niby chcemy wygrywać, ale już nie ma tej charyzmy, zadziorności. Wszyscy niby wychodzimy zmobilizowani, ale obraz na boisku pokazuje, co innego - denerwował się trener na pomeczowej konferencji prasowej.
Bezpośrednio po meczu udał się on do szatni, gdzie odbył rozmowę z piłkarzami. - Było bardzo gorąco. Powiedziałem, co mi leży na sercu i podsumowanie całej rundy. Też nie chciałbym się kojarzyć z tym, że zespół spada. W trudniejszej sytuacji w tamtym roku utrzymaliśmy zespół, a dzisiaj mamy lepszy zespół i trochę za bardzo piłkarze uwierzyli, że za łatwo im to przyjdzie. Była szczera rozmowa - tłumaczył Adam Topolski.
- Myślę, że niektórzy piłkarze są myślami poza tym klubem. Doszukuję się tego też, bo to źle wygląda, jeżeli chodzi o podejście do samego meczu i oddanie serducha. Widać to. Zauważam to, że wszystko jest fajnie, koleżeństwo, ale wychodzimy na mecz i umiejętnościami staraliśmy się im dorównać. Można mieć braki, ale waleczność, podejście. Uważam, że nie jest to ten zespół, który był na początku, chciał się pokazać. Ja to zauważam. Powiedziałem to w szatni. Może to będzie odebrane źle przez zawodników, a może rzeczywiście ktoś pójdzie po rozum do głowy i jednak w trzech ostatnich meczach da z siebie tyle żeby utrzymać w Stargardzie II ligę - mocno kontynuował pytany o to, że zespół nie pokazał nawet tyle, ile we wcześniejszych meczach.
Jeden z dziennikarzy zapytał również, czy trener jest zawiedziony postawą najbardziej doświadczonych zawodników. Wymienił przy tym Wojciecha Fadeckiego (kapitan) i Michała Cywińskiego. - Indywidualnie nie wskazuję. Rozlało się to na zespół. Michał nabiegał się mocno, ale nie było efektu. Wojtek bardzo chce, ale gdzieś tam zdrowia brakuje. Ze względu na rutynę się go trzyma na boisku. Postawiliśmy na Bochnaka, który moim zdaniem nie zawiódł, ale z drugiej strony był Sanocki na ławce. Krystian borykał się z kontuzją. Mówił, że dobrze się czuje. Wyszedł, ale w meczu gdzieś go tam pociągło. Na pewno Marcin Gawron nie dał takiej zmiany, jak powinien. Wszedł za Cywińskiego i tak, jakby był wystraszony - ocenił Adam Topolski.
- Przeciwnik górował nad nami wybieganiem i przygotowaniem. W pierwszej połowie miał o dwie sytuacje więcej i mógł prowadzić. Staraliśmy się grać najlepiej, jak potrafimy, ale trzeba powiedzieć, że nasz atak nie grał tego, co powinien, bo miał trudnego przeciwnika. W drugiej połowie doszliśmy do wniosku, że jesteśmy w ciężkiej sytuacji w tabeli i trzeba grać z kontry. Wycofaliśmy się. To był typowy mecz na to żeby nie dopuścić przeciwnika do sytuacji podbramkowej żeby przynajmniej zremisować. Zmiany były takie żeby nie dopuścić do utraty bramki - mówił trener Adam Topolski o sobotnim meczu ze Stalą Rzeszów.
- Nie chcieliśmy stracić bramki. Były dwie sytuacje w pierwszej połowie, ale generalnie nie dopuszczaliśmy do sytuacji sam na sam. W drugiej połowie było to pod kontrolą. Nawet, jak oni nas zepchnęli to staraliśmy się bronić, bo złotem byłby jeden punkt. Przegraliśmy mecz na własne życzenie, bo ktoś kogoś nie upilnował. Jak już tyle z siebie daliśmy nie wolno zrobić takiego błędu - dodał szkoleniowiec Błękitnych.
Zmiana taktyki na bardziej defensywną (ostrożną) ostatecznie również nic nie dała, bo rywale strzelili gola w 89. minucie i wygrali 1:0. - Zabrakło nam kilku minut. To świadczy o dojrzałości zespołu, że w takim momencie nie wypuszcza się remisu. Trzeba go uszanować. Tym bardziej, że w sytuacji, w której jesteśmy to byłby dla nas złoty remis. Tabela pokazuje, że jest coraz gorzej. Remis nam dawał oddech przed meczem z Legionovią - przyznał Adam Topolski.
Błękitni po serii fatalnych wyników i głupio straconych punktów spadli na 14. pozycję w tabeli. Nadal mają wszystko w swoich rękach, bo otwierający strefę spadkową Znicz Pruszków traci do nich punkt. Żeby uspokoić sytuację trzeba wygrać dwa najbliższe mecze. Niestety taki sam cel był przed sobotnim spotkaniem. To miał być początek decydującej rywalizacji o wszystko. Pierwsze podejście jednak zostało oblane. Mobilizacji na boisku i na trybunach wystarczyło na kilka minut pierwszej i drugiej połowy.
- Nie mogę tego zrozumieć. Jak nie umiesz wygrać trzeba zremisować. Takich błędów nie wolno popełniać. Jeden zawodnik stoi w polu karnym. Jeden z naszych daje dograć i na czysto strzela na 1:0. Nasz zapał tygodniowy, przygotowania, ustawienie, wszystkie przemyślenia poszły w łeb. Tylko, dlatego, że ktoś kogoś nie pokrył i dał zacentrować. Trzeba jasno powiedzieć, że gramy teraz tylko o utrzymanie i to się oddala. Mecz w Legionowie nie będzie łatwy. To samo później z Garbarnią. Bardzo się obawiam tego, że zbyt uwierzyliśmy w siebie i zluzowaliśmy. Niby chcemy wygrywać, ale już nie ma tej charyzmy, zadziorności. Wszyscy niby wychodzimy zmobilizowani, ale obraz na boisku pokazuje, co innego - denerwował się trener na pomeczowej konferencji prasowej.
Bezpośrednio po meczu udał się on do szatni, gdzie odbył rozmowę z piłkarzami. - Było bardzo gorąco. Powiedziałem, co mi leży na sercu i podsumowanie całej rundy. Też nie chciałbym się kojarzyć z tym, że zespół spada. W trudniejszej sytuacji w tamtym roku utrzymaliśmy zespół, a dzisiaj mamy lepszy zespół i trochę za bardzo piłkarze uwierzyli, że za łatwo im to przyjdzie. Była szczera rozmowa - tłumaczył Adam Topolski.
- Myślę, że niektórzy piłkarze są myślami poza tym klubem. Doszukuję się tego też, bo to źle wygląda, jeżeli chodzi o podejście do samego meczu i oddanie serducha. Widać to. Zauważam to, że wszystko jest fajnie, koleżeństwo, ale wychodzimy na mecz i umiejętnościami staraliśmy się im dorównać. Można mieć braki, ale waleczność, podejście. Uważam, że nie jest to ten zespół, który był na początku, chciał się pokazać. Ja to zauważam. Powiedziałem to w szatni. Może to będzie odebrane źle przez zawodników, a może rzeczywiście ktoś pójdzie po rozum do głowy i jednak w trzech ostatnich meczach da z siebie tyle żeby utrzymać w Stargardzie II ligę - mocno kontynuował pytany o to, że zespół nie pokazał nawet tyle, ile we wcześniejszych meczach.
Jeden z dziennikarzy zapytał również, czy trener jest zawiedziony postawą najbardziej doświadczonych zawodników. Wymienił przy tym Wojciecha Fadeckiego (kapitan) i Michała Cywińskiego. - Indywidualnie nie wskazuję. Rozlało się to na zespół. Michał nabiegał się mocno, ale nie było efektu. Wojtek bardzo chce, ale gdzieś tam zdrowia brakuje. Ze względu na rutynę się go trzyma na boisku. Postawiliśmy na Bochnaka, który moim zdaniem nie zawiódł, ale z drugiej strony był Sanocki na ławce. Krystian borykał się z kontuzją. Mówił, że dobrze się czuje. Wyszedł, ale w meczu gdzieś go tam pociągło. Na pewno Marcin Gawron nie dał takiej zmiany, jak powinien. Wszedł za Cywińskiego i tak, jakby był wystraszony - ocenił Adam Topolski.
Materiał sponsorowany