Mecz 30. kolejki II ligi skomentował trener Adam Topolski.
Szkoleniowiec zaskoczył dokonując kilku istotnych zmian w składzie. Za kartki pauzował Krystian Sanocki, ale na ławce rezerwowych znaleźli się Michał Cywiński, Paweł Łysiak i Patryk Paczuk. Cała trójka pojawiła się na boisku w 54. minucie. To był ciekawy pomysł, ale ostatecznie nie dał Błękitnym nawet punktu.
- Wiedzieliśmy, że to jest bezpośredni pojedynek o utrzymanie. Chcieliśmy wybadać przeciwnika, a w drugiej połowie wpuściliśmy już wszystkich najlepszych piłkarzy. Szkoda, że dopuściliśmy do tego, że znowu tracimy bramkę z niczego i musimy gonić. To podniosło w drugiej połowie emocje. Chcieliśmy wyrównać i dostaliśmy bramkę znowu po tym, jak mieliśmy przewagę i stwarzaliśmy sytuacje. Kontra na 2:0. Dostaliśmy też prezent od bramkarza. Strzeliliśmy na 1:2 - powiedział Adam Topolski.
W ostatnich minutach gospodarze byli w sporych opałach, ale utrzymali prowadzenie. - Końcówka nie podlegała dyskusji, że była pod nasze dyktando. Stworzyliśmy trzy sytuacje, z których mogliśmy zdobyć bramki. W dwóch przypadkach moi zawodnicy mówią, że byli podcinani. Zobaczę to na wideo - przyznał trener Błękitnych Stargard na pomeczowej konferencji prasowej.
Błękitni po raz kolejny dobrze wypadli w statystykach (dane za meczyki.pl). Dłużej utrzymywali się przy piłce. Mieli więcej rzutów rożnych (5:1). Oddali więcej strzałów (11:10). Nie przełożyło się to jednak na bramki, a nawet celne uderzenia (5:7).
- Przegraliśmy mecz, którego nie można przegrać, bo nie byliśmy słabszym zespołem, a wręcz odwrotnie. Stworzyliśmy więcej sytuacji, ale sytuacje nie wygrywają tylko ten, kto zdobywa bramki. Jest nam przykro, że straciliśmy trzy punkty w bezpośrednim pojedynku. Nasze zwycięstwo zepchnęłoby Skrę do strefy spadkowej, a my najprawdopodobniej mielibyśmy już święty spokój z utrzymaniem. Mamy cztery mecze do końca i niestety każdy mecz będzie grą o wszystko i tak będziemy się przygotowywali do tych pojedynków - ocenił Adam Topolski.
Obecny sezon jest najbardziej nieprzewidywalnym w historii II ligi od momentu, gdy powstała jedna grupa. Wszystkie wcześniejsze kalkulacje opierające się na wcześniejszych latach już na pewno można wyrzucić do kosza. Błękitni spadli z ósmej na 12. pozycję w tabeli i żeby spokojnie się utrzymać w końcówce sezonu muszą wrócić do regularnego wygrywania.
- Mamy 41 punktów. Wszyscy wygrywają z dołu. Góra gra słabo. Począwszy od Widzewa wszyscy przegrywają z tymi zespołami, które są w dole tabeli. Jest wiele niespodzianek. Liczyliśmy, że może wystarczyć nam 42 punkty. Okazuje się, że 44, czy 45 punktów może nie dać utrzymania. To świadczy o tym, że cała liga jest wyrównana - analizował szkoleniowiec Błękitnych Stargard.
Szkoleniowiec zaskoczył dokonując kilku istotnych zmian w składzie. Za kartki pauzował Krystian Sanocki, ale na ławce rezerwowych znaleźli się Michał Cywiński, Paweł Łysiak i Patryk Paczuk. Cała trójka pojawiła się na boisku w 54. minucie. To był ciekawy pomysł, ale ostatecznie nie dał Błękitnym nawet punktu.
- Wiedzieliśmy, że to jest bezpośredni pojedynek o utrzymanie. Chcieliśmy wybadać przeciwnika, a w drugiej połowie wpuściliśmy już wszystkich najlepszych piłkarzy. Szkoda, że dopuściliśmy do tego, że znowu tracimy bramkę z niczego i musimy gonić. To podniosło w drugiej połowie emocje. Chcieliśmy wyrównać i dostaliśmy bramkę znowu po tym, jak mieliśmy przewagę i stwarzaliśmy sytuacje. Kontra na 2:0. Dostaliśmy też prezent od bramkarza. Strzeliliśmy na 1:2 - powiedział Adam Topolski.
W ostatnich minutach gospodarze byli w sporych opałach, ale utrzymali prowadzenie. - Końcówka nie podlegała dyskusji, że była pod nasze dyktando. Stworzyliśmy trzy sytuacje, z których mogliśmy zdobyć bramki. W dwóch przypadkach moi zawodnicy mówią, że byli podcinani. Zobaczę to na wideo - przyznał trener Błękitnych Stargard na pomeczowej konferencji prasowej.
Błękitni po raz kolejny dobrze wypadli w statystykach (dane za meczyki.pl). Dłużej utrzymywali się przy piłce. Mieli więcej rzutów rożnych (5:1). Oddali więcej strzałów (11:10). Nie przełożyło się to jednak na bramki, a nawet celne uderzenia (5:7).
- Przegraliśmy mecz, którego nie można przegrać, bo nie byliśmy słabszym zespołem, a wręcz odwrotnie. Stworzyliśmy więcej sytuacji, ale sytuacje nie wygrywają tylko ten, kto zdobywa bramki. Jest nam przykro, że straciliśmy trzy punkty w bezpośrednim pojedynku. Nasze zwycięstwo zepchnęłoby Skrę do strefy spadkowej, a my najprawdopodobniej mielibyśmy już święty spokój z utrzymaniem. Mamy cztery mecze do końca i niestety każdy mecz będzie grą o wszystko i tak będziemy się przygotowywali do tych pojedynków - ocenił Adam Topolski.
Obecny sezon jest najbardziej nieprzewidywalnym w historii II ligi od momentu, gdy powstała jedna grupa. Wszystkie wcześniejsze kalkulacje opierające się na wcześniejszych latach już na pewno można wyrzucić do kosza. Błękitni spadli z ósmej na 12. pozycję w tabeli i żeby spokojnie się utrzymać w końcówce sezonu muszą wrócić do regularnego wygrywania.
- Mamy 41 punktów. Wszyscy wygrywają z dołu. Góra gra słabo. Począwszy od Widzewa wszyscy przegrywają z tymi zespołami, które są w dole tabeli. Jest wiele niespodzianek. Liczyliśmy, że może wystarczyć nam 42 punkty. Okazuje się, że 44, czy 45 punktów może nie dać utrzymania. To świadczy o tym, że cała liga jest wyrównana - analizował szkoleniowiec Błękitnych Stargard.
Materiał sponsorowany