Jak pech to pech. PGE Spójnia Stargard w pojedynku 29. kolejki Orlen Basket Ligi z Orlen Zastalem Zielona Góra musiała sobie radzić bez jednego z kluczowych koszykarzy.
Jakie było zaskoczenie, gdy okazało się, że przed niedzielnym pojedynkiem rozgrzewa się Isiah Ross, a nie ma tam Elijaha McCaddena. Chwilę później pojawił się meczowy skład i okazało się, że zabraknie w nim jednego z najistotniejszych amerykańskich koszykarzy, który jest kontuzjowany. Jak do tego doszło?
- W drugiej kwarcie meczu w Lublinie już odczuł ten uraz, dlatego go śladowo wpuszczałem w trzeciej i czwartej kwarcie. Był nam potrzebny, ale niestety z kontuzją nie da się grać - zaznaczył na pomeczowej konferencji prasowej w odpowiedzi na nasze pytanie trener Krzysztof Koziorowicz.
Czy Elijah McCadden będzie dostępny na środowy mecz z Dzikami Warszawa? - Trudno odpowiedzieć, bo nie wiemy. Na pewno w niedzielnym meczu byłby niezbędny, natomiast trzeba jednocześnie chłopakom oddać to, że walczyli do końca. Pomimo że przegrywaliśmy, była szansa wyrwać to spotkanie. Niesieni byliśmy przez naprawdę kapitalny doping kibiców. Tym bardziej szkoda, bo przede wszystkim gra się dla kibiców. Jak się wygrywa, to cały entuzjazm przenosi się w szczęście sportowe. Niestety trzeba też podejść z podniesionym czołem, umieć przyjąć porażkę, bo to jest właśnie sport. Tyle lat pracuję w tym zawodzie. Takie nieoczekiwane sytuacje bywają. Nas nie ominęły. W pięciu ostatnich spotkaniach naprawdę graliśmy dobrze, ale dobrze nie wystarcza na to, żeby powiedzieć, że zwycięsko - skomentował Krzysztof Koziorowicz.
Gra PGE Spójni ponownie falowała. Tym razem lepsza była druga i czwarta kwarta, a zdecydowanie gorsza pierwsza i trzecia odsłona. - Wydawało się, że trzecia kwarta zamknęła temat, bo przegraliśmy ją wyraźnie. W czwartej kwarcie wróciliśmy do gry. Niestety nie skończyło się to szczęśliwie - zaznaczył Krzysztof Koziorowicz.
To mógł być efektowny finisz i odwrócenie meczu w niesamowitych okolicznościach. Ostatnie słowo należało jednak do gości, choć w końcówce PGE Spójnia miała jeszcze aż trzy szanse, żeby zdobyć decydujące punkty. Pierwszą próbę zatrzymali rywale, wybijając piłkę poza boisko, a w dwóch kolejnych nie popisał się Malik Johnson. Rozgrywający zdobył 18 punktów. Grając przez 35 minut, miał też osiem asyst, pięć zbiórek, ale również cztery straty. Trafił 6/15 prób z gry. Statystyki wszystkiego jednak nie oddają, bo na przykład ostatnia akcja, kiedy po prostu nie oddał rzutu, a czas się skończył, nie została w nich zapisana w żaden sposób.
- W takich momentach stawia się na jakiegoś gracza. Sam gracz musi wybrać rozwiązanie, czytać grę. Samo wyprowadzenie i błąd pięciu sekund to wszyscy razem sobie nie pomogli. Cały zespół nie zafunkcjonował. Gdzieś sobie przy zasłonach chłopaki przeszkodzili. Rzeczywiście można było tylko ewentualnie jakieś kombinacje robić o plecy, żeby piłka wyszła na aut, bo nie było kogoś, komu miał piłkę oddać - wyjaśnił Krzysztof Koziorowicz.
- To nie wina Malika. To my musimy wyjść - dodał w obronie kolegi towarzyszący trenerowi na konferencji prasowej kapitan PGE Spójni, Paweł Kikowski.
Jak miała wyglądać ostatnia akcja? Lepiej było zagrać na dogrywkę, czy jednak poszukać "trójki", która mogła dać zwycięstwo 83:82? - To też czytanie gry. Jeśli zawężaliby pole grania, to trzeba uderzyć. Jeżeli dochodzą blisko, trzeba penetrować, bo to są dwa punkty, a nie trzy. Tutaj wybrana została taka, a nie inna sytuacja. Szczęściu trzeba pomóc, ale rzeczywiście szczęścia nam zabrakło - tłumaczył trener PGE Spójni Stargard.
Jedną z większych zagadek obecnego sezonu jest transfer Isiaha Rossa. Amerykanin wrócił do składu, gdy pojawiło się wolne miejsce przy absencji Elijaha McCaddena, ale w PGE Spójni Stargard kompletnie sobie nie poradził i trudno oczekiwać, że zmieni się to jeszcze w ostatnim ligowym meczu. Teraz oczywiście łatwo oceniać, że był to zupełnie nieudany transfer. Bardziej jednak od tego, jak trafił do PGE Spójni, zastanawia, jak koszykarz, który tak dobrze radził sobie w lidze fińskiej, może prezentować się tak słabo? Wyróżniający się gracze z tej ligi trafiają do Polski i zwykle są to udane transfery.
- Trudno mi na to pytanie odpowiedzieć, jak on funkcjonował w tamtym zespole. Nie chciałbym się do tego odnosić, natomiast tutaj ileś minut spędził. Zawsze mieliśmy alternatywę. Stawialiśmy na McCaddena, więc próby tych rotacji były. Trudno powiedzieć, w jakim zespole był, jak tam funkcjonował, jak długo, jak tam się zaaklimatyzował. Tu był krótko i też nie można do końca dyskredytować tego gracza - podsumował Krzysztof Koziorowicz, który w odpowiedzi na inne pytanie nie chciał jednak zdradzić, kto stał za pozyskaniem Isiaha Rossa.
Foto: Tomek Burakowski
Materiał sponsorowany