PGE Spójnia Stargard jeszcze w czwartej kwarcie zerwała się do szalonego i skutecznego pościgu. Biało-Bordowi odrobili 14 punktów, wyszli nawet na prowadzenie, ale końcówkę przegrali w typowy dla siebie sposób, popełniając proste i kosztowne błędy.
W niedzielę PGE Spójnia Stargard otrzymała dwa potężne ciosy. Przed własną porażką z Orlen Zastalem Zielona Góra (80:82) Tauron GTK Gliwice wygrał z Treflem Sopot 90:86. To oznacza, że zagrożone spadkiem są już tylko dwa kluby. To AMW Arka Gdynia, która w sobotę przegrała z Górnikiem Zamkiem Książ Wałbrzych 63:84 i znajdująca się w fatalnej sytuacji PGE Spójnia. Żeby stargardzianie mogli się utrzymać, muszą w środę wygrać wyjazdowy pojedynek z Dzikami Warszawa, a do tego liczyć na domową porażkę AMW Arki z Tauronem GTK. Szansę na tak korzystny scenariusz są naprawdę małe, choć to tylko dwa mecze, w których teoretycznie może zdarzyć się wszystko.
PGE Spójnia rozpoczęła niedzielny pojedynek w składzie z trójką polskich koszykarzy. To właśnie Kacper Borowski, Paweł Kikowski i Sebastian Kowalczyk zdobyli dziewięć pierwszych punktów dla PGE Spójni. Seria siedmiu "oczek" i "trójka" Kowalczyka dała prowadzenie 9:6. W PGE Spójni nie zagrał kontuzjowany Elijah McCadden.
W takiej sytuacji do składu wrócił Isiah Ross. Amerykanin spędził na parkiecie 4,5 minuty. Do swojego "dorobku" dołożył dwie niecelne "trójki", zbiórkę i stratę. Z nim na parkiecie PGE Spójnia była gorsza od przeciwnika o dziewięć punktów i co ciekawe nie był to najgorszy bilans. Ponownie tutaj "wyróżnił się" Wesley Gordon (-13). Środkowy oddał tylko jeden (niecelny) rzut. Miał też po trzy zbiórki i przechwyty oraz dwa bloki. Wpływ na grę drużyny mały, jak na aż 27 minut spędzonych na parkiecie.
Orlen Zastal już w pierwszej kwarcie odpowiedział serią 11 "oczek" i prowadził 17:9, a po 10 minutach 22:14. W kolejnej odsłonie odrodziła się PGE Spójnia. Po szczęśliwej akcji 3+1 Sebastiana Kowalczyka było 30:26, a później nawet 35:30. Gospodarze prowadzili w całym meczu przez prawie sześć minut, a goście przez ponad 32 minuty. To właśnie Orlen Zastal jeszcze przed zmianą stron przejął prowadzenie po efektownej akcji duetu Ty Charles Nichols (12 punktów i osiem asyst) oraz Artur Łabinowicz. Zdobywca siedmiu punktów oraz tryumfator tegorocznego konkursu wsadów kapitalnie wykończył podanie od rozgrywającego.
PGE Spójnia podobnie, jak w środę w Lublinie również w niedzielę kompletnie przespała trzecią kwartę, przegrywając tę część 13:26. Orlen Zastal miał 14 punktów przewagi, a jeszcze w połowie czwartej kwarty pomimo zrywów gospodarzy goście prowadzili 75:64. Wtedy wydawało się, że kluczową "trójkę" kończącą długą akcję trafił Darius Perry (19 punktów, sześć zbiórek, pięć asyst i 8/13 celnych rzutów z gry). Błyskawiczną "trójką" odpowiedział Paweł Kikowski, a później Orlen Zastal zaczął się gubić.
Gospodarze ruszyli do niesamowitego pościgu, którego główną postacią był Aleksandar Langović. Serb w całym meczu trafił 8/10 prób z gry i 5/6 rzutów wolnych. To złożyło się na 22 punkty, czyli wyrównanie jego najlepszego wyniku z sezonu 2024/2025. Po raz pierwszy 22 punkty zdobył również przeciwko Orlen Zastalowi.
Finalizacją tego pościgu były dwa rzuty wolne, które na 35 sekund przed końcem trafił Paweł Kikowski. PGE Spójnia nie byłaby jednak PGE Spójnią z 2025 roku, gdyby nawet takiej kapitalnej historii nie zepsuła. Szybko odpowiedział Perry, ale gospodarze mieli nawet trzy okazje, żeby zdobyć jakieś punkty. Największy błąd popełnili siedem sekund przed końcem po przerwie, o którą poprosił trener Krzysztof Koziorowicz. Co zaskakujące piłkę z autu wrzucał rozgrywający, Malik Johnson. Popełnił jednak błąd pięciu sekund, czyli w czasie odliczanym przez sędziego nie był w stanie podać piłki do żadnego z kolegów.
Johnson dostał jeszcze jedną szansę, żeby zostać bohaterem, bo faulowany Nichols wykorzystał tylko drugi rzut wolny. Amerykanin przy dwupunktowej różnicy jednak nie był w stanie nawet oddać rzutu w kluczowej akcji. Wejście pod kosz przy trafionym rzucie mogło dać dogrywkę. Lepiej było jednak szukać "trójki" na zwycięstwo jednak to już historia, którą podobnie, jak kilka innych z tego sezonu będzie można tylko wspominać, jeżeli PGE Spójnia nie utrzyma się w Orlen Basket Lidze.
Orlen Zastal trafił o osiem rzutów z gry więcej niż PGE Spójnia. Gospodarze zaskakująco dobrze rzucali za trzy punkty (10/21), ale rywale byli w tym elemencie niewiele gorsi (9/21). PGE Spójnię ratowały rzuty wolne (20/25 przy 7/11 Orlen Zastalu). Goście popełnili 15 strat przy 17 takich błędach gospodarzy i mieli zdecydowanie więcej asyst (24:15).
Atak Orlen Zastalu opierał się niemal wyłącznie na podstawowej piątce. Szymon Wójcik zdobył 19 punktów (6/7 z gry i 5/7 z rzutów wolnych). Veljko Brkić dołożył 16 "oczek" (8/13) i sześć zbiórek. Rezerwowi łącznie zdobyli tylko dziewięć punktów, a ławka PGE Spójni miała 40 "oczek". To jednak złudna różnica, bo w PGE Spójni również pięciu graczy zdobyło 70 z 80 punktów, ale Aleksandar Langović i Jayden Martinez zaczęli z ławki rezerwowych.
PGE Spójnia Stargard - Orlen Zastal Zielona Góra 80:82 (14:22, 25:18, 13:26, 28:16)
PGE Spójnia: Aleksandar Langović 22, Malik Johnson 18, Paweł Kikowski 10, Sebastian Kowalczyk 10, Jayden Martinez 10, Dawid Słupiński 5, Yehonatan Yam 3, Kacper Borowski 2, Wesley Gordon 0, Isiah Ross 0.
Orlen Zastal: Darius Perry 19, Szymon Wójcik 19, Veljko Brkić 16, Ty Charles Nichols 12, Artur Łabinowicz 7, Michał Kołodziej 5, Filip Matczak 2, Zachary Simmons 2, Kellan Grady 0, Michał Sitnik 0, Marcin Woroniecki 0.
Foto: Tomek Burakowski
Materiał sponsorowany