Mają niewiele ponad dwadzieścia lat i wygląd nastolatek. Uśmiechnięte, pełne zapału i nowych pomysłów. Zaplecze w postaci ukończonych studiów na szczecińskim ZUT z tytułem architekta wnętrz daje im sporą dawkę profesjonalizmu i fachowości, które to z chęcią przekazują swoim uczniom. Marta Drożniewska i Magdalena Juszczyk - nauczycielki Zespołu Szkół Budowlano-Technicznych w klasach o profilu technika aranżacji wnętrz opowiadają Beacie Łaptucie o tym, dlaczego zajęły się nauczaniem.
B.Ł - Znacie przysłowie, które brzmi niczym przekleństwo? „Obyś cudze dzieci uczył” nie zachęca do podjęcia pracy pedagoga. Jak to się stało, że wybrałyście właśnie taką ścieżkę zawodową?
M.D - Poznałyśmy się w trakcie studiów, a potem założyłyśmy firmę projektującą wnętrza. Nauczanie stało się dodatkiem do naszej pracy zawodowej. Postanowiłyśmy uczyć i przekazywać młodym ludziom wiedzę, którą zdobyłyśmy na studiach.
M.J - Praca w szkole to dla nas obopólna wymiana umiejętności. To nie jest tak, że tylko my przekazujemy wiedzę. Bardzo dużo uczymy się od naszych uczniów, którzy zadają wnikliwe pytania i powodują, że cały czas musimy się dokształcać. Nasi wychowankowie kiedyś ruszą w swój zawodowy świat i będą promować nasz zawód, co na rynku pracy jest bardzo ważne.
B.Ł - Jakich przedmiotów uczycie?
M.D - Nauczamy programów komputerowych, rysunku odręcznego i technicznego. Magda to spec od plastyki, pokazuje młodym ludziom świat artystyczny. Chcemy udowodnić, że w projektowaniu liczą się nie tylko umiejętności techniczne, ale również wrażliwość na sztukę.
B.Ł - W jaki sposób można nauczyć wrażliwości na piękno?
M.D - Choćby przez pokazywanie i odwiedzanie miejsc z nim związanych. Odwiedziłyśmy z uczniami Muzeum Narodowe w Poznaniu. Nasi podopieczni nie tylko przyglądali się eksponatom, ale również je szkicowali. Doskonale odnaleźli się w tym miejscu. Byli zafascynowani i szczerze zainteresowani wystawami. Ta wycieczka pokazała nam, że młodzież potrzebuje bodźców i wychodzenia na zewnątrz. Nauka w sali lekcyjnej bywa nudna i przewidywalna, a to nie służy przyswajaniu wiedzy.
B.Ł - Jakie cechy powinien posiadać architekt wnętrz?
M.D- Przede wszystkim powinien być kreatywny i choć trochę uzdolniony plastycznie. Musi być również dokładny, bo to ważne przy przenosinach rysunku technicznego do programu komputerowego. Rysunek techniczny wymaga precyzji i skrupulatności. Jeden błąd powoduje problemy na każdym etapie przyszłej inwestycji. Architekt wnętrz musi być tego świadomy, bo jest odpowiedzialny nie tylko za estetykę wnętrza, ale również za projektowanie posadzki, dobór materiałów i kosztorys.
M.J - Naszym uczniom na początku nauki wydaje się, że będą odpowiadać za perfekcyjne układanie poduszek na sofie u przyszłych inwestorów (śmiech). Jednak praca architekta wnętrz tak nie wygląda. Naszą rolą jest rzetelne przygotowane ich do przyszłego zawodu. Muszą wiedzieć z jakimi wyzwaniami będą się mierzyć.
B.Ł - Co w zawodzie architekta wnętrz jest najtrudniejsze?
M.J - Rozmowy z potencjalnymi inwestorami nie należą do łatwych, bo jak wiadomo „klient płaci i wymaga”. Nie zawsze możemy spełnić oczekiwania klienta i musimy szukać salomonowego rozwiązania.
M.D - Fakt, że prowadzimy własną firmę, powoduje, że na co dzień spotykamy się z różnymi oczekiwaniami inwestorów. Przekazujemy te wiedzę młodzieży, bo bardzo ważne jest, żeby umieli rozmawiać i szukać rozwiązań. Często opowiadam moim uczniom o sytuacjach, gdzie małżeństwo inwestorów ma zupełnie inne potrzeby. Mąż uwielbia styl loftowy, a żonie podoba się estetyka skandynawska. Taka sytuacja jest dla architekta wnętrz nie lada wyzwaniem. Musi bowiem połączyć oczekiwania współmałżonków i szukać kompromisów.
B.Ł - Jesteście więc poniekąd mediatorami?
M.D - Mediatorami i psychologami w jednym (śmiech). Pytamy naszych klientów o upodobania i przyzwyczajenia. Dowiadujemy się, jakie zawody uprawiają i jak wygląda ich zwyczajny dzień. Jeśli inwestor jest wiecznie spóźniony, a nie wyobraża sobie życia bez kawy, to już wiemy, że ciąg kuchenny powinien być zaplanowany pod niego. Musi mieć pod ręką ekspres, filiżanki i cukier. Dobry projekt wnętrza to taki, który uwzględnia przyzwyczajenia i upodobania klienta.
B.Ł - Architekt musi projektować pod klienta, a nie pod siebie?
M.J - Dokładnie tak i tę wiedzę staramy się przekazać naszym uczniom. Skrupulatnie przyglądamy się projektom naszych podopiecznych i zadajemy wnikliwe pytania. Konfrontujemy każdy pomysł i każdą kreskę. To ważne, bo czasem zdarza się, że uczeń robi całkiem niezły projekt, ale nie zwraca uwagi na szczegóły. Zlew planuje pod oknem i potem okazuje się, że przez to nie można go otworzyć (śmiech).
B.Ł - Wasi uczniowie kończą szkołę z tytułem technika aranżacji wnętrz. Jakie mają możliwości dalszego kształcenia się w zawodzie?
M.D - Tych dróg jest wiele. Mogą kontynuować naukę na kierunku architektury i urbanistyki lub architektury wnętrz. Na szczecińskim ZUT można studiować architekturę wnętrz i krajobrazu. To takie dwa w jednym. Nasi uczniowie mają więc wybór i dużo możliwości.
B.Ł - Czy Waszym zdaniem warto studiować i pogłębiać wiedzę?
M.J - Trzeba wiedzieć o tym, że studia przede wszystkim rozwijają kreatywność i pomysłowość. Uczelnia wyższa uczy samodzielności.
M.D - Studia dla młodego człowieka to taki skok na głęboką wodę i mam tu na myśli nie tylko architekturę. Studenci z wieloma problemami i wątpliwościami muszą radzić sobie sami. Wykładowcy dają wędkę, ale nie rybę. Rozwiązań i odpowiedzi trzeba szukać na własną rękę. To jest prawdziwa szkoła życia i warto podjąć to wyzwanie.
B.Ł - Młodzi ludzie nie boją się innowacji. Same jesteście na to najlepszym dowodem. Czy kreatywność pomaga Wam w pracy pedagogicznej?
M.J - Zdecydowanie tak. W codziennej pracy pomaga nam nie tylko kreatywność, ale rownież fakt, że jesteśmy niewiele starsze od naszych uczniów. To powoduje, że nasza komunikacja jest łatwiejsza. Wiemy, w jaki sposób zachęcić uczniów do nauki i czym ich zainteresować. Młodzi ludzie nie za bardzo lubią naukę teoretyczną. Lepiej pójść w praktykę i proponować im ciekawe zajęcia, które wykraczają poza szkolne mury.
M.D - Z mojego doświadczenia wynika, że uczniowie dużo lepiej zapamiętują to, co widzą i czego mogą dotknąć. Przykładem mogą być lekcje w sklepach budowlanych. Tam każdy z nich może obejrzeć szafkę, która otwiera się za pomocą dotyku, albo sprawdzić, jak działają niektóre systemy wykorzystywane we wnętrzarstwie.
B.Ł - Nauka poza budynkiem szkolnym działa lepiej?
M.D - Oczywiście. Każde wyjście powoduje, że uczniowie są bardziej zainteresowani i skupieni. Targi wnętrzarskie w Poznaniu były tego najlepszym dowodem. Nasza młodzież nie tylko świetnie się bawiła. Uczniowie przyswoili też dużą dawkę wiedzy praktycznej. Wszystkiego mogli dotknąć i sprawdzić, na jakiej zasadzie działa. Było więc rozkładanie i składanie łóżek, a także kręcenie się na fotelach obrotowych (śmiech).
B.Ł - Czy bycie młodą nauczycielką, niewiele starszą od uczniów to więcej plusów, czy minusów?
M.D - Największym minusem jest to, że zlewam się z tłumem. Nikt nie przepuszcza mnie na korytarzu, bo zwyczajnie nikt mnie nie widzi (śmiech).
M.J - Pamiętam początki pracy. Nauczyciele z długim stażem wchodzili do mojej klasy i pytali, czy jest nauczyciel (śmiech). To były bardzo zabawne sytuacje.
B.Ł - Czy po dwóch latach nauczania macie pewność, że to był dobry wybór zawodowy?
M.J - Z całą pewnością tak. Myślę, że w moim przypadku można mówić o obopólnej korzyści. Nie tylko nauczam, ale również ciągle się uczę. Moi uczniowie zapewniają mi ciągły rozwój (śmiech). Uczą mnie kreatywności, cierpliwości i wielozadaniowości.
M.D - W moim przypadku jest podobnie, choć nie ukrywam, że początki pracy były dla mnie sporym wyzwaniem. Stresowałam się, pomimo tego, że nauczyciele i dyrekcja bardzo mi pomagali. Świetnie pamiętam moją pierwszą lekcję. Zarówno ja, jak i moi uczniowie byliśmy pierwszoroczniakami (śmiech). Teraz, po dwóch latach w zawodzie mam już pewność, że jestem na właściwym miejscu. Podoba mi się intensywność tej pracy i fakt, że mam dobry kontakt z moimi podopiecznymi. Myślę, że to był strzał w dziesiątkę.
B.Ł - Czego należałoby Wam życzyć?
M.D - Szybkiego zdobycia doświadczenia, bo ono bardzo ułatwia pracę i chyba cierpliwości, bo ta z kolei jest bardzo potrzebna w pracy z młodzieżą (śmiech).
M.J - Wytrwałości i ciągłej chęci rozwoju. Żeby nigdy nie dopadło nas wypalenie zawodowe (śmiech).
Od lewej: Magdaleną Wojtaszak-Kasza, dyrektorka Zespołu Szkół Budowlano-Technicznych,
Magdalena Juszczyk, Marta Drożniewska, Beata Łaptuta