Witold Mateńko - pionier odrodzonego Stargardu*. Od ponad 50 lat mieszka w bloku przy ulicy Krzywoustego. Całą młodość poświęcił sportowi, literaturze i działalności społecznej. Jest autorem trzech kronik, które na stałe zapisały się w historii miasta. W 2000 roku zaangażował się w rozwój Uniwersytetu Trzeciego Wieku, przyczyniając się do powstania ponad dwudziestu różnych sekcji zajęć. To lokalny patriota, który nigdy nie opuścił Stargardu na dłużej niż dwa miesiące.
Kroki milowe Stargardu
Urodził się w Ursusie w 1938 roku. Do wybuchu II wojny światowej wychowywał się w Pruszkowie, mieście, które później stało się obszarem dotkniętym brutalną okupacją niemiecką i represjami. Jego ojciec, Jan Mateńko, służył w Armii Krajowej i za tę działalność został skazany na karę śmierci. Aby uniknąć aresztowania, w maju 1945 roku ojciec, razem z innymi akowcami, przyjechał do Stargardu — miasta pełnego popiołu i gruzu. Pod koniec 1945 roku ściągnął tu resztę swojej rodziny — siedmioletniego Witolda wraz z matką.
„Ludzie przyjeżdżali do Stargardu z różnych stron. Starsi opowiadali swoje historie. My, dzieci, słuchaliśmy ich uważnie. Wszyscy cieszyliśmy się, że wojna się skończyła. Pamiętam, że pierwsze lata były bardzo trudne — brakowało jedzenia i często doskwierał głód. Razem z kolegami biegaliśmy po gruzowiskach. To było wyjątkowe przeżycie, bo wciąż dostrzegaliśmy ślady wojny, a jednak czuliśmy, że życie staje się coraz bardziej normalne” — opowiada Pan Witold.
W tamtych latach Stargard wyglądał zupełnie inaczej. Na ulicy Dworcowej znajdowały się baraki i prowizoryczne budy, gdzie sprzedawano gazety oraz przedmioty codziennego użytku. W jednym z takich miejsc rodzina Pana Witolda prowadziła restaurację, która niestety musiała zostać zamknięta z powodu rosnących podatków. Jako młody chłopak Pan Witold aktywnie uczestniczył w odbudowie miasta, którą wspomina jako jeden z kluczowych momentów w dziejach Stargardu.
Pasja, ruch, energia
Z uśmiechem na twarzy wspomina rodziców, którzy zawsze wspierali jego pasje. Już jako 10-latek zafascynował się grą w ping-ponga. W domowych warunkach robił piłki z papieru, a siatki wiązał z szalików nad kuchennym stołem. W dzieciństwie i młodości często grał z wieloletnim przyjacielem, Bohdanem Kowalskim, a później także z żoną Oksaną. „Oksana też miała ducha rywalizacji — pamiętam, jak wygrała konkurs gry w ping-ponga w swoim zakładzie pracy” — wspomina z dumą.
W 1950 roku wstąpił do klubu Błękitnych, do którego należy do dziś, a w wieku 18 lat zrobił kurs na ratownika.
„Sport rzeczywiście był moją ogromną pasją. Grałem w koszykówkę, siatkówkę, ping-ponga, a także biegałem i pływałem. Jako młody człowiek byłem bardzo aktywny i tak zostało do dziś — regularnie chodzę na mecze koszykówki. Pamiętam też rywalizację z Andrzejem Grubą, którego ojciec był dyrektorem szkoły. To były niesamowite czasy. Nieskromnie dodam, że dwa razy zdobyłem tytuł mistrza Stargardu w tenisie ziemnym. Sport towarzyszył mi przez całe życie, to on nauczył mnie dyscypliny i współpracy” — podsumowuje.
„Niebo w płomieniach”
Po ukończeniu szkoły podstawowej Pan Witold kontynuował naukę w Liceum Pedagogicznym mieszczącym się na placu Majdanek, w budynku, gdzie dziś znajduje się Szkoła Podstawowa nr 7. To właśnie tam zrodziła się jego fascynacja literaturą. Jak sam wspomina, był to czas, gdy miłość do książek zaczęła rozkwitać. Za namową swojego przyjaciela Bohdana Kowalskiego zdecydował się studiować filologię polską na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu.
Po studiach przez dziesięć lat pracował jako nauczyciel w Szkole Podstawowej nr 2 przy ulicy Limanowskiego w Stargardzie. W latach 1970–1990 kontynuował swoją karierę pedagogiczną w Zespole Szkół nr 1, zwanym „Parkiem”, w parku 3 Maja.
„Przez dziesięć lat uczyłem w szkole podstawowej, a później przez dwadzieścia lat w zespole szkół, gdzie prowadziłem lekcje języka polskiego. Byłem także wychowawcą w technikum elektrycznym. W pracy z młodzieżą zawsze starałem się tworzyć atmosferę swobody, choć wymagałem solidnego przygotowania, zwłaszcza do matury. Moja klasa była wyjątkowa – uczniowie wybitni, utalentowani zarówno w nauce, jak i w sporcie” – wspomina.
Na swoich lekcjach Pan Witold często nawiązywał do mitologii oraz twórczości Jana Parandowskiego, którego cenił za umiejętność łączenia literatury, historii i kultury.
„Parandowski był moim ulubionym pisarzem. Był mistrzem w dbaniu o piękno języka, co zawsze uważałem za niezwykle ważne. Jego książki o mitologii, człowieku i roli kultury w historii były dla mnie prawdziwą lekcją. To właśnie dzięki nim nauczyłem się szacunku do języka, tradycji i dziedzictwa kulturowego” – mówi z entuzjazmem.
Lokalny patriota
Pan Witold mieszka w Stargardzie od 79 lat i nigdy nie opuścił swojego rodzinnego miasta na dłużej niż dwa miesiące. Kiedy tylko zdrowie pozwala, chętnie bierze udział w lokalnych wydarzeniach.
„Uczestniczę w tym, co organizuje miasto – dni seniora i inne uroczystości. Obecnie chodzę mniej, bo zdrowie już nie takie, co kiedyś, ale zawsze staram się być częścią tego, co dzieje się w Stargardzie” – przyznaje.
Od 2000 roku jest aktywnie zaangażowany w działalność Uniwersytetu Trzeciego Wieku, gdzie przez dwie kadencje pełnił funkcję wiceprezesa, a od 2005 roku – prezesa. Obecnie prowadzi zajęcia w sekcji brydża.
W wolnych chwilach Pan Witold łączy swoje trzy największe pasje: miłość do Stargardu, literaturę i sport. Od lat pełni rolę kronikarza sportowych dziejów miasta. W 1975 roku objął stanowisko kronikarza klubu „Błękitni”. Jest autorem trzech kluczowych publikacji dokumentujących lokalną historię i działalność społeczną: „Oni byli pierwsi…” – opisującej dzieje „Błękitnych Stargard” od 18 maja 1945 roku do 18 maja 2000 roku, „Uniwersytet Trzeciego Wieku, czyli sposób na życie” – poświęconej historii UTW w Stargardzie w latach 2000–2010, „Wiersze zebrane studentów Uniwersytetu Trzeciego Wieku w Stargardzie” – będącej zbiorem literackich prac członków tej społeczności.
„Zawsze mnie to pasjonowało. Prowadziłem różne kroniki – teraz mam dwie, kiedyś było ich więcej. Są to kroniki związane z klubem „Błękitni” oraz uniwersytetem trzeciego wieku. Uwielbiam to robić, bo lubię dokumentować historię i zostawiać coś dla przyszłych pokoleń. Choć dziś zdjęcia i dokumenty trafiają do internetu, kroniki papierowe mają swój niepowtarzalny urok. Pamiętam, jak zaproponowałem pani dyrektor, że opiszę sport w Stargardzie. Podziękowała mi wtedy za ten pomysł, co było dla mnie ogromną satysfakcją” – wspomina.
Święta wczoraj i dziś, czyli: Jak wyglądały święta w Stargardzie w latach 40. czy 50.?
Tegoroczne święta Pan Witold spędzi w gronie najbliższych, wraz z żoną, panią Oksaną. Jak co roku, wręczą sobie symboliczne prezenty i wspólnie zasiądą do kolędowania. Zapytany o świąteczne tradycje, Pan Witold z sentymentem wraca do wspomnień z lat swojej młodości, przypominając, jak wyglądały święta w Stargardzie w trudnych, powojennych czasach.
„Były to piękne, choć skromne czasy. Ludzie się spotykali, byliśmy razem – niezależnie od tego, co było na stole. Choinka zawsze musiała być, nawet jeśli prezenty były symboliczne. Po wojnie było biednie, ale radośnie. Święta były okazją, by zapomnieć o szarej rzeczywistości, cieszyć się chwilą, wspólnie śpiewać kolędy” – opowiada z nostalgią.
Nieodłącznym elementem tamtych czasów był również Kościół, który jednoczył ludzi i dawał im nadzieję w trudnych momentach.„Nawet w czasie zaborów to on pomagał przetrwać. Były chwile, gdy władze starały się ograniczać jego wpływ, ale wiara zawsze była ważna w naszej społeczności” – dodaje.
Na zakończenie Pan Witold kieruje ciepłe słowa do mieszkańców Stargardu:
„Życzę wszystkim zdrowia i spokoju. Zachowajmy optymizm, bo najważniejsze to cieszyć się życiem, być między ludźmi i unikać zamykania się w sobie. Trzeba patrzeć na świat pozytywnie, mimo że czasem zdarzają się trudne chwile – tak to już jest. Wszystko, co robimy, powinno nas cieszyć – to moja rada”.
*Pierwszą powojenną po 1945 roku nazwą miasta był Starogród, a następnie Starogard nad Iną. W 1950 przyjęta została nazwa miasta Stargard Szczeciński. Od 1 stycznia 2016 nazwa miasta zostaje skrócona do Stargard.
Julia Zygmuntowicz doskonali swój warsztat dziennikarski w Pracowni Lokalności i Dziennikarstwa w Stargardzkim Centrum Kultury pod okiem Aleksandry Zalewskiej-Stankiewicz.
Korzystając z gościnności naszego portalu, który w swojej misji ma promocję młodych talentów, publikuje na nim swoje artykuły.