W sobotnim meczu Adam Łapeta zdobył 12 punktów, trafiając 6/7 rzutów z gry, a PGE Spójnia Stargard pokonała Grupę Sierleccy Czarnych Słupsk 77:65.
W rozmowie z naszym portalem środkowy ocenił obecną sytuację Biało-Bordowych, którzy po odpadnięciu z FIBA Europe Cup mają zdecydowanie więcej czasu na codzienną, treningową pracę. Czy przełoży się to na lepsze rezultaty w drugiej części sezonu zasadniczego?
Patryk Neumann, e-stargard.pl: Gratulacje, bo świetnie rozpoczynacie nowy rok od pewnego zwycięstwa w meczu z Grupą Sierleccy Czarnymi Słupsk.
Adam Łapeta, środkowy PGE Spójni Stargard: Bardzo dziękujemy. Zależało nam na tym zwycięstwie. Już nawet nie tylko dlatego, że w nowym roku. Oczywiście chcieliśmy go rozpocząć od zwycięstwa, ale po prostu, żeby wygrać kolejne spotkanie i iść dalej w górę tabeli.
Było specjalną motywacją to, że drużyna ze Słupska wyrzuciła PGE Spójnię Stargard z Pekao S.A. Pucharu Polski?
- Myślę, że nie koncentrowaliśmy się na tym. Niestety mieliśmy trochę pecha, że to był jedyny możliwy scenariusz, który mógł się wydarzyć. Inne drużyny przegrały i nie udało nam się awansować do Pucharu. Niestety, ale już o tym nie myślimy, bo o takich rzeczach trzeba zapomnieć i iść do przodu, bo liczy się to, co przed nami.
Był taki moment, że przewaga uciekła z 20 do nawet sześciu punktów, ale w kolejnych minutach kontrolowaliście sobotni mecz.
- Myślę, że tak. Wiadomo, że to są mecze walki. Czarni też mieli ostatnio dobry okres. Nie koncentrujemy się na tym, że mieliśmy 20, a później sześć punktów przewagi. Dla nas najważniejsze jest zwycięstwo.
To kolejny mecz, w którym przeciwnik zdobył w Stargardzie mało punktów. To jest klucz do zwycięstw PGE Spójni.
- Dużo pracujemy nad obroną. Myślę, że zaczęliśmy bardzo dobrze trenować, bo też mamy więcej czasu pomiędzy meczami. Już nie gramy pucharowych spotkań, także lepiej możemy się przygotować do meczów ligowych i to procentuje i myślę, że zaprocentuje dalej.
Udział w europejskich pucharach odczuliście właśnie w listopadzie i grudniu? Widać również po innych zespołach grających w europejskich pucharach, na przykład Kingu Szczecin, że mają podobny bilans i również grały słabiej w tym okresie.
- Na pewno nie jest lekko latać i grać dwa mecze w tygodniu. Samo granie dwóch spotkań w tygodniu jest naturalne i to nie jest jakieś przeciążenie, ale te wszystkie podróże, które są. Trzeba wstawać o 4. rano, jechać na lotnisko, lecieć, grać mecz, wracać, za chwilę wsiadać w autokar i jechać na kolejny mecz. Tak naprawdę nie ma kiedy popracować i to w końcu się musi odbić na formie, więc czasami zdarza się taki dołek, że raz jest lepiej, a raz gorzej. Myślę, że teraz mamy dużo czasu na pracę, więc to jest najważniejsze.
Też trzeba pamiętać, że to nie jest Euroliga, gdzie zespoły latają czarterami i w ten sposób podróż zajmuje im zdecydowanie mniej czasu. Musicie korzystać z samolotów rejsowych.
- My nie szukamy żadnych wymówek. Wiadomo, że jak lata się czarterami lub prywatnym samolotem w Eurolidze albo w NBA to jest coś zupełnie innego, natomiast taka jest nasza praca. Wiemy, na co się piszemy, więc dalej walczymy w lidze.
Sobotni mecz był pana kolejnym dobrym występem w ataku i również cała ławka dużo dała. W pewnym momencie na parkiecie byli sami Polacy.
- Bardzo dziękuję. Tak, jak mówiłem, zależało nam wszystkim na tym, żeby piąć się w górę tabeli i dorzucić kolejne zwycięstwo. W tej chwili, jak przeanalizujemy tabelę, jest ciasno od trzeciego do 11. miejsca różnica jednego meczu, więc musimy się koncentrować na każdym kolejnym spotkaniu i iść do przodu.
Następnym rywalem PGE Spójni Stargard będzie Krajowa Grupa Spożywcza Arka Gdynia. To drużyna, która zamyka tabelę Orlen Basket Ligi, ale gdy staniecie do rywalizacji z tym zespołem, nie będzie to miało żadnego znaczenia.
- To nigdy nie są łatwe mecze. Taki zespół, jak Arka Gdynia zawsze może odpalić. Trafia się "dzień konia", w którym zawodnicy trafiają. Musimy się skoncentrować na tym, żeby dobrze zagrać w obronie i myślę, że wtedy też przyjdzie atak.
Materiał sponsorowany