Dzisiaj jest: 3.5.2024, imieniny: Jaropełka, Marii, Niny

Państwo Brodowscy: trzeba mieć marzenia i je realizować, ale trzeba też mieć zawód

Dodano: 3 lata temu Autor:
Redakcja poleca!

Jestem dzisiaj gościem w domu Państwa Brodowskich, rodziców Łukasza, który jest zwycięzcą programu odkrywającego muzyczne talenty ?Szansy na sukces?.

Państwo Brodowscy: trzeba mieć marzenia i je realizować, ale trzeba też mieć zawód

Anna Wardal (A.W.): Nie od dziś wiadomo, że do tego sukcesu w dużym stopniu przyczyniają się rodzice. Jak to było u Państwa? Syn od najmłodszych lat wykazywał zainteresowanie muzyką?

Państwo Brodowscy (P.B.)
Już w przedszkolu Pani Dyrektor Strońska zauważyła, że Łukasz ładnie śpiewa i, że warto byłoby go zapisać na dodatkowe zajęcia. Okazało się jednak, że na szkołę muzyczną jest jeszcze zbyt mały i w ten oto sposób trafiliśmy do Młodzieżowego Domu Kultury w Stargardzie. Tam podczas naboru przeszedł przesłuchanie u Pani Ewy Krysian i został przyjęty do zespołu Rupaki. Pani Ewa jest trenerem wokalnym syna do dziś. To jej wychowanek i to ona w dużej mierze muzycznie go ukształtowała. Jak u większości dzieci, gdy nadszedł czas buntów, to właśnie Pani Ewa potrafiła na niego wpłynąć i zachęcała do dalszej pracy, wciąż jest dla niego autorytetem i wtedy, i teraz również.

-Po kim Łukasz odziedziczył wrażliwość muzyczną?
P.B.
Na pewno nie po rodzicach. Raczej po dziadku, który był muzykalny i śpiewał w kapeli ludowej, miło wspominamy czas, gdy dziadek, bujając kołyskę, śpiewał naszej córce. Były to stare utwory, dziś już nieczęsto słyszane np. ”Szła dzieweczka” czy „Poszła Karolinka”. A śpiewał naprawdę ładnie.

-Jaka muzyka najczęściej rozbrzmiewa w Waszym domu?
P.B.
Najczęściej słuchamy radia. Ale lubimy też koncerty. Bajor i Grechuta, poezja śpiewana, również jest przez nas ceniona. Natomiast Łukasz słucha wszystkiego, żaden gatunek muzyczny nie jest mu obcy, oczywiście poezja śpiewana również jest mu bliska, a twórczość Wodeckiego czy Bajora zna doskonale, ale nie ogranicza się  tylko do tego, a ostatnio dość często słucha rapu. Z pewnością jego gust muzyczny został ukształtowany dwutorowo i przez nas jako rodziców, i przez Ewę Krysian. Ale odnalazł się w tym i gdyby mu się nie podobało, to nie byłby teraz w tym miejscu, w którym jest.

-Czy fakt, że syn śpiewa, wpłynęło na Wasze życie rodzinne?
P.B.
Tak. Miało mocny wpływ, ponieważ było czasochłonne. Chyba wszyscy rodzice, którzy wożą swoje dzieci na dodatkowe zajęcia, wiedzą, jak to wygląda, zwłaszcza gdy dzieci są małe.  To jest parę lat dobrego jeżdżenia w tę i z powrotem. ¾ popołudniowego czasu spędza się w aucie. Zajęcia kilka razy w tygodniu, po kilka godzin, a jeszcze więcej gdy  trwają przygotowania do koncertów. Ale to nie tylko śpiewanie, Łukasz  dodatkowo czynnie przez kilka lat uprawiał sport i był zawodnikiem „Neptuna”, pływał. Generalnie cały tydzień był podporządkowany dzieciom, gdyż nasza córka także miała zajęcia dodatkowe. Teraz jest już inaczej, ponieważ radzą sobie samodzielnie.

-Łukasz gra na gitarze, kto go nauczył?
P.B.
Przez dwa lata W MDK–u  uczył go Pan Jankowski, a później Kuba Flas „Kubańczyk” (polski raper i autor tekstów przyp. red.), osoba znana w stargardzkim środowisku muzycznym i nie tylko. W tej chwili poza grą na gitarze chciałby się nauczyć gry na harmonijce ustnej, czyli organkach. W życiu Łukasza teraz wiele się dzieje, ma wiele pomysłów,  pojawiają się różne propozycje, najlepiej jednak z punktu widzenia rodziców byłoby gdyby wrócił normalny rytm życia młodego człowieka, a który zmieniła pandemia.

-Jak wyglądają przygotowania do opolskiego festiwalu?
P.B.
Przerwa świąteczna, a następnie ferie spowodowały opóźnienie w tym temacie. Ale niedługo wspólnie z Panią Ewą zostaną ustalone szczegóły i ruszą przygotowania do tego najważniejszego w tym roku dla Łukasza koncertu.

-Czy znany jest już termin?
P.B.
Jeszcze nie, tak naprawdę nikt nie zna jeszcze dokładnej daty, ponieważ pandemia wszystkim pomieszała szyki.

-Łukasz, bierzesz udział w castingach. Co jest najbardziej stresujące, który moment?
Łukasz Brodowski (Ł.B.)
Nie stresuję się, śpiewając i czekając. Tylko samo czekanie jest dość uciążliwe, w Szczecinie czekałem ponad 10 godzin. Ale warto próbować, jak widać. Nie rozpraszają mnie inni uczestnicy, to raczej mnie pozytywnie nakręca. Ja to bardziej traktowałem jako koncert, a nie konkurs i to było bardzo przyjemne. Ale później, już po występie, jak przeczytałem, że odcinek finałowy obejrzało prawie 1,5 mln osób, to robi wrażenie.

-Czyli światła i kamery Cię nie stresują?
Ł.B.
Nie, nie stresują.
P.B.
Po części pewnie dlatego, że od małego jest już z tym obyty. Koncerty z „Rupakami” i późniejsze z „Czerwonym winem” przygotowały go do tego.
Ł.B.
Dużo trudniej śpiewa się przed własną publicznością, niż przed osobami, których się nie zna.

-Masz na myśli stargardzką publiczność?
Ł.B.
Tak. Jak byłem młodszy, to przed kolegami i koleżankami z klasy, to były nerwy. Ale w sumie niepotrzebne, bo nikt się nigdy nie śmiał, a najlepsze są momenty gdy gratulują ci osoby, po których nigdy byś się tego nie spodziewał.

-Co poza muzyką?
Ł.B.
Moi rodzice chcieliby, żebym został lekarzem, moim marzeniem jest muzyka. Chciałbym tworzyć własną muzykę, mieć publiczność, śpiewać w Filharmonii Szczecińskiej, ale to w przyszłości.
P.B.
Trzeba mieć marzenia i je realizować, ale trzeba też mieć zawód, coś na czymś można będzie się oprzeć i co da stabilizację. Powinno się iść dwutorowo i z jednej strony rozwijać pasję, a z drugiej stać twardo na ziemi i zdobyć wykształcenie. Ideałem byłoby połączenie tych dwu rzeczy  i tego dla syna byśmy chcieli.

-W jaki sposób odpoczywacie, jak rodzinnie spędzacie czas?
P.B.
W tej chwili, przez pandemię to mamy ochotę się rozejść (śmiech). Kiedyś grywaliśmy w gry, ale teraz lubimy wspólnie oglądać filmy.

Bardzo dziękuję Państwu za rozmowę i życzę wytrwałości w realizacji planów.

Zapisz się do newslettera:
Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych w celach marketingu usług i produktów partnerów właściciela serwisów.
20. urodziny Niedzielnych Spotkań Historycznych. Fotorelacja