Zespół już przez tydzień przygotowuje się do startu rozgrywek. Na razie są to jednak treningi w małych grupach, które nadzoruje trener Jarosław Piskorz. Adam Topolski, który jest w grupie ryzyka z drużyną więcej czasu będzie spędzał w czasie rozgrywek.
- na razie trzymam się z dala z powodu kłopotów z sercem. Mam wszczepiony kardiowerter, takie urządzenie, które w razie problemów przywraca jego właściwy rytm. W związku z epidemią lekarze zalecają, by w przypadku takich schorzeń unikać ryzyka. Czuję się dobrze i jeszcze nieraz kopnę piłkę. Zamierzam wrócić do pracy w czerwcu, a na razie moja prawa ręka, czyli Jarosław Piskorz prowadzi zajęcia. Dostaje ode mnie plan tygodniowy i miesięczny. Jesteśmy w kontakcie i wszystko realizuje zgodnie z wytycznymi. Najpierw zdrowie, a potem emocje - powiedział trener Błękitnych Stargard w rozmowie z laczynaspilka.pl.
Szkoleniowiec odniósł się również do samego wznowienia II ligi. Proces przygotowań i spełnienie wszystkich procedur jest na tym poziomie dużo trudniejsze niż w PKO Ekstraklasie.
- Mamy mały budżet, około 1,5 miliona złotych. Na wiele spraw nie możemy sobie pozwolić. Nie ma mowy o monitorowaniu piłkarzy czy pełnej izolacji. Przecież nie zmuszę ich, by każdy przyjeżdżał innym samochodem, bo nie każdy go ma. Co innego w ekstraklasie, gdzie są pieniądze, a w większości klubów też warunki, by przestrzegać zaleceń. My tu wykonujemy pracę chałupniczą. Nie mamy obiektu na odpowiednim poziomie. Z trudem dostajemy licencję na grę w drugiej lidze. Uważam, że przede wszystkim rozgrywki powinna dokończyć ekstraklasa, bo tam wchodzą w grę duże pieniądze - przyznał Adam Topolski.
Po 22 kolejkach Błękitni z 31 punktami zajmują siódmą pozycję w tabeli i do strefy barażowej tracą dwa oczka. Parcia na grę o awans szczebel wyżej jednak nie ma. Istotniejsze jest spokojne utrzymanie i wprowadzanie do gry utalentowanej młodzieży.
- Gdyby była lepsza baza, lepszy stadion, to i chęci walki o pierwszą liga byłyby większe. W mieście nie ma parcia, byśmy bili się o awans, choć do miejsca barażowego tracimy tylko dwa punkty. Nie ma na to pieniędzy i wolą mieć zespół w środku tabeli drugiej ligi. A ja chcę dać tym młodym ludziom grać. W drużynie mam zawodników, którzy chcą wejść na wyższy poziom i wiedzą, że tu mogą się wypromować. Podchodzą bardzo solidnie do obowiązków, choć zarabiają niewiele. Niektórzy grają nawet za 200 złotych, a najwięcej za 3,5 tysiąca. A my nikomu nie robimy problemów, jeśli dostaję ofertę lepszą finansowo. Zimą choćby Piotr Kurbiel odszedł do GKS Katowice, a Oskar Nowak do Wigier Suwałki - wyjaśnił Adam Topolski.
- na razie trzymam się z dala z powodu kłopotów z sercem. Mam wszczepiony kardiowerter, takie urządzenie, które w razie problemów przywraca jego właściwy rytm. W związku z epidemią lekarze zalecają, by w przypadku takich schorzeń unikać ryzyka. Czuję się dobrze i jeszcze nieraz kopnę piłkę. Zamierzam wrócić do pracy w czerwcu, a na razie moja prawa ręka, czyli Jarosław Piskorz prowadzi zajęcia. Dostaje ode mnie plan tygodniowy i miesięczny. Jesteśmy w kontakcie i wszystko realizuje zgodnie z wytycznymi. Najpierw zdrowie, a potem emocje - powiedział trener Błękitnych Stargard w rozmowie z laczynaspilka.pl.
Szkoleniowiec odniósł się również do samego wznowienia II ligi. Proces przygotowań i spełnienie wszystkich procedur jest na tym poziomie dużo trudniejsze niż w PKO Ekstraklasie.
- Mamy mały budżet, około 1,5 miliona złotych. Na wiele spraw nie możemy sobie pozwolić. Nie ma mowy o monitorowaniu piłkarzy czy pełnej izolacji. Przecież nie zmuszę ich, by każdy przyjeżdżał innym samochodem, bo nie każdy go ma. Co innego w ekstraklasie, gdzie są pieniądze, a w większości klubów też warunki, by przestrzegać zaleceń. My tu wykonujemy pracę chałupniczą. Nie mamy obiektu na odpowiednim poziomie. Z trudem dostajemy licencję na grę w drugiej lidze. Uważam, że przede wszystkim rozgrywki powinna dokończyć ekstraklasa, bo tam wchodzą w grę duże pieniądze - przyznał Adam Topolski.
Po 22 kolejkach Błękitni z 31 punktami zajmują siódmą pozycję w tabeli i do strefy barażowej tracą dwa oczka. Parcia na grę o awans szczebel wyżej jednak nie ma. Istotniejsze jest spokojne utrzymanie i wprowadzanie do gry utalentowanej młodzieży.
- Gdyby była lepsza baza, lepszy stadion, to i chęci walki o pierwszą liga byłyby większe. W mieście nie ma parcia, byśmy bili się o awans, choć do miejsca barażowego tracimy tylko dwa punkty. Nie ma na to pieniędzy i wolą mieć zespół w środku tabeli drugiej ligi. A ja chcę dać tym młodym ludziom grać. W drużynie mam zawodników, którzy chcą wejść na wyższy poziom i wiedzą, że tu mogą się wypromować. Podchodzą bardzo solidnie do obowiązków, choć zarabiają niewiele. Niektórzy grają nawet za 200 złotych, a najwięcej za 3,5 tysiąca. A my nikomu nie robimy problemów, jeśli dostaję ofertę lepszą finansowo. Zimą choćby Piotr Kurbiel odszedł do GKS Katowice, a Oskar Nowak do Wigier Suwałki - wyjaśnił Adam Topolski.
Materiał sponsorowany