Pucharowy sen
Piłkarze od kilku tygodni nie grają, a trenować mogą tylko indywidualnie. Sportu na żywo praktycznie nie ma. Jest za to więcej czasu na wspominanie wydarzeń z przeszłości. Okazja jest wyjątkowa, bo mija pięć lat od sezonu i meczu, który będzie można wspominać jeszcze długo.
W sezonie 2014/2015 Błękitni Stargard doczekali się swojej szansy w Pucharze Polski. Wcześniej próbowali wielokrotnie, ale często na ostatniej prostej potykali się w regionalnych rozgrywkach. Wtedy udział mieli zapewniony dzięki temu, że wcześniejszy sezon spędzili na poziomie centralnym. Przygoda rozpoczęła się 19 lipca 2014 roku i wtedy nikt nie spodziewał się, że potrwa blisko dziewięć miesięcy.
Błękitni na początek wygrali 6:1 z III-ligowym Małapanew Ozimek. Wynik otworzył Bartłomiej Zdunek. Trzy gole dołożył Michał Magnuski, a po jednym Sebastian Inczewski i Jarosław Piskorz. Wyjątkowy był pierwszy mecz u siebie z I-ligową Pogonią Siedlce. Wynik z rzutu karnego otworzył Robert Gajda, a w drugiej połowie dwa gole w dwie minuty strzelił Maciej Więcek. Skończyło się zwycięstwem 3:1.
Później Błękitni radzili sobie z Chojniczanką Chojnice (1:0) i Gryfem Wejherowo (2:1). Gole na wagę awansów zdobywał Sebastian Inczewski. Wielkie emocje były też w 1/8 finału z GKS-em Tychy. Goście dwa razy prowadzili, ale przegrali przy Ceglanej 2:3. Z rzutu wolnego przymierzył Wojciech Fadecki, a ćwierćfinał zapewnił Bartłomiej Zdunek.
Dopiero na tym etapie Błękitni spotkali rywala z ekstraklasy. Była to walcząca o utrzymanie Cracovia. U siebie po golach w końcówce było sensacyjne 2:0. Trzeba jednak było pojechać na rewanż. Zaliczka okazała się wystarczająca, a to stargardzianie zwyciężyli ponownie 2:0. W obu meczach trafiał Radosław Wiśniewski, a rezultat ustalił w Krakowie Bartosz Flis.
Wielki miesiąc Błękitnych
Już po meczach z Cracovią głośno zrobiło się o II-ligowcu, który awansował do półfinału. Kulminacja nastąpiła jednak po fenomenalnym pierwszym półfinale z Lechem Poznań. Ogólnopolskie media jeszcze długo wspominały o tej drużynie, a w piłkarskich transmisjach jeszcze przez kilka lat można było trafić na nawiązania do tamtych Błękitnych.
Na początku kwietnia pogoda była fatalna. Miało to też wpływ na losy meczu, ale o tym później. Pomimo chłodu i padającego deszczu atmosfera była gorąca, a trybuny wypełniły się szczelnie. Takiego dopingu w najnowszej historii Błękitni nie mieli.
Nawiązując do daty popularny portal 90minut.pl w pomeczowej relacji napisał, że Błękitni zażartowali z Lecha. Drużynie, która celowała w podwójną koronę nie było do śmiechu. Trener Maciej Skorża na pomeczowej konferencji musiał długo tłumaczyć się przed poznańskimi dziennikarzami, którzy nie mogli zrozumieć, jak do tego doszło. Piłkarze natomiast musieli tłumaczyć się przed sektorem swoich kibiców.
Trzeba wspomnieć, że zainteresowanie mediów było niezwykłe. Klub wydał ponad 80 akredytacji na ten pojedynek. Byli dziennikarze lokalni oraz ze wszystkich najważniejszych ogólnopolskich redakcji. Można też było spotkać przedstawicieli mediów nawet z Niemiec.
Przegrane losowanie. Wiatr rozdawał karty
Początek nie zapowiadał tej niesamowitej historii. Lech wykorzystał swoją pierwszą sytuację i w 9. minucie prowadził po trafieniu Zaura Sadajewa. Błękitni przetrwali pierwszą połowę bez kolejnych strat, a po przerwie odmienili losy meczu.
Kolejorz miał problem ze stałymi fragmentami gry, co bezbłędnie wykorzystali Błękitni. Dwa rzuty rożne, dośrodkowania Wojciecha Fadeckiego i Ariela Wawszczyka. Wolej oraz główka Tomasza Pustelnika i było 2:1. Tak strażak (bo tym oprócz piłki zajmował się obrońca na co dzień) został bohaterem Błękitnych i zgasił zapał wielkiego rywala. W 84. minucie mocnym strzałem wynik ustalił Łukasz Kosakiewicz. Zwycięstwo 3:1, euforia w Stargardzie i realne marzenia o awansie do finału.
- Wygraliśmy z topową drużyną. Jest to dla nas ogromny sukces. Zwłaszcza po tym, co się działo w pierwszej połowie. Przegraliśmy losowanie. Wiatr był tak mocny, że nie potrafiliśmy wyprowadzić piłki. Wiedziałem, że w drugiej połowie, kiedy warunki będą korzystniejsze dla nas stworzymy kilka sytuacji i może coś wpadnie. Święto piłki nożnej w Stargardzie. Dziękuję wszystkim, którzy przyczynili się do tego. Dalej uważam, że to Lech jest faworytem w dwumeczu - mówił wtedy trener Krzysztof Kapuściński.
W czasie, gdy odbywała się konferencja prasowa z szatni było słychać radosne śpiewy piłkarzy. - Naszą siłą jest drużyna. Sami macie okazję teraz posłuchać, bo to nie jest do kamery, czy dla publiczności. To jest dla nich. Oni tam się cieszą, a ja nie mogę się doczekać, kiedy do nich zejdę - tłumaczył szkoleniowiec.
- Mieliśmy szacunek do przeciwnika, ale wiedzieliśmy, że możemy się przeciwstawić walką, zaangażowaniem i to zrobiliśmy. Myślałem, że Lech bardziej nas przyciśnie. Warunki były trudne dla obu drużyn, ale nam bardziej zależało na tym zwycięstwie - dodawał bramkarz Marek Ufnal.
Dogrywka na pożegnanie
Pucharowa przygoda skończyła się 9 kwietnia przy jupiterach na poznańskim stadionie. Błękitnych wspierało ponad 3 tys. fanów. Zaczęło się znakomicie, bo w 19. minucie gola strzelił Piotr Wojtasiak. Niestety później czerwoną kartkę otrzymał Łukasz Kosakiewicz. To był efekt dwóch żółtych kartek, z których bardziej można żałować tej pierwszej na początku meczu. Decyzja sędziego Pawła Gila jeszcze długo wzbudzała kontrowersje. Nie tylko stargardzcy kibice, ale również wielu neutralnych fanów liczyło na wielką sensację i wizytę małego klubu na Stadionie Narodowym.
Do tego zabrakło 16 minut. Lech grający w przewadze już przed przerwą strzelił dwa gole, a w 74. minucie wyrównał bilans dwumeczu. Wtedy stało się jasne, że trudno będzie nawet dotrwać do rzutów karnych, bo przez blisko 50 minut osłabieni Błękitni nie mogli stracić gola.
W dogrywce poznaniacy podwyższyli na 5:1. Finału jednak nie wygrali, bo lepsza była Legia Warszawa (2:1). Kilka tygodni później Lech zdobył swoje ostatnie mistrzostwo Polski. Błękitni natomiast z 55 punktami zakończyli II ligę na szóstym miejscu. Tak blisko awansu w kolejnych latach już nie byli, a trzeba przyznać, że pucharowe zmagania kosztowały ich stratę kilku cennych oczek.
W Totolotek Pucharze Polski Błękitni ponownie zaistnieli w obecnym sezonie. Wyeliminowali między innymi Wisłę Kraków, ale ich przygoda zakończyła się na 1/8 finału. Na pocieszenie można dodać, że Stal Mielec, z którą przegrali nie zdążyła rozegrać ćwierćfinału z Lechem i wobec aktualnej sytuacji trudno przewidzieć, czy w ogóle rozgrywki zostaną dokończone.
Błękitni Stargard - Lech Poznań 3:1 (0:1)
0:1 - Zaur Sadajew 9’
1:1 - Tomasz Pustelnik 54’
2:1 - Tomasz Pustelnik 64’
3:1 - Łukasz Kosakiewicz 84’
Składy:
Błękitni: Marek Ufnal - Łukasz Kosakiewicz, Maciej Liśkiewicz, Tomasz Pustelnik, Ariel Wawszczyk - Wojciech Fadecki, Bartłomiej Poczobut, Piotr Wojtasiak (90’ Andrzej Kotłowski), Robert Gajda (82’ Sebastian Inczewski), Rafał Gutowski - Radosław Wiśniewski (71’ Patryk Baranowski).
Lech: Jasmin Burić - Kebba Ceesay (65’ Tomasz Kędziora), Paulus Arajuuri, Marcin Kamiński, Barry Douglas - Dariusz Formella, Karol Linetty (68’ Szymon Drewniak), Tamas Kadar, Dawid Kownacki, Szymon Pawłowski (79’ Vojo Ubiparip) - Zaur Sadajew.
Żółte kartki: Kosakiewicz, Gajda, Ufnal, Poczobut (Błękitni) - Kamiński, Linetty, Sadajew (Lech).
Czerwona kartka: Zaur Sadajew (86. minuta, Lech, za drugą żółtą).
Sędzia: Jarosław Przybył (Kluczbork).
Piłkarze od kilku tygodni nie grają, a trenować mogą tylko indywidualnie. Sportu na żywo praktycznie nie ma. Jest za to więcej czasu na wspominanie wydarzeń z przeszłości. Okazja jest wyjątkowa, bo mija pięć lat od sezonu i meczu, który będzie można wspominać jeszcze długo.
W sezonie 2014/2015 Błękitni Stargard doczekali się swojej szansy w Pucharze Polski. Wcześniej próbowali wielokrotnie, ale często na ostatniej prostej potykali się w regionalnych rozgrywkach. Wtedy udział mieli zapewniony dzięki temu, że wcześniejszy sezon spędzili na poziomie centralnym. Przygoda rozpoczęła się 19 lipca 2014 roku i wtedy nikt nie spodziewał się, że potrwa blisko dziewięć miesięcy.
Błękitni na początek wygrali 6:1 z III-ligowym Małapanew Ozimek. Wynik otworzył Bartłomiej Zdunek. Trzy gole dołożył Michał Magnuski, a po jednym Sebastian Inczewski i Jarosław Piskorz. Wyjątkowy był pierwszy mecz u siebie z I-ligową Pogonią Siedlce. Wynik z rzutu karnego otworzył Robert Gajda, a w drugiej połowie dwa gole w dwie minuty strzelił Maciej Więcek. Skończyło się zwycięstwem 3:1.
Później Błękitni radzili sobie z Chojniczanką Chojnice (1:0) i Gryfem Wejherowo (2:1). Gole na wagę awansów zdobywał Sebastian Inczewski. Wielkie emocje były też w 1/8 finału z GKS-em Tychy. Goście dwa razy prowadzili, ale przegrali przy Ceglanej 2:3. Z rzutu wolnego przymierzył Wojciech Fadecki, a ćwierćfinał zapewnił Bartłomiej Zdunek.
Dopiero na tym etapie Błękitni spotkali rywala z ekstraklasy. Była to walcząca o utrzymanie Cracovia. U siebie po golach w końcówce było sensacyjne 2:0. Trzeba jednak było pojechać na rewanż. Zaliczka okazała się wystarczająca, a to stargardzianie zwyciężyli ponownie 2:0. W obu meczach trafiał Radosław Wiśniewski, a rezultat ustalił w Krakowie Bartosz Flis.
Wielki miesiąc Błękitnych
Już po meczach z Cracovią głośno zrobiło się o II-ligowcu, który awansował do półfinału. Kulminacja nastąpiła jednak po fenomenalnym pierwszym półfinale z Lechem Poznań. Ogólnopolskie media jeszcze długo wspominały o tej drużynie, a w piłkarskich transmisjach jeszcze przez kilka lat można było trafić na nawiązania do tamtych Błękitnych.
Na początku kwietnia pogoda była fatalna. Miało to też wpływ na losy meczu, ale o tym później. Pomimo chłodu i padającego deszczu atmosfera była gorąca, a trybuny wypełniły się szczelnie. Takiego dopingu w najnowszej historii Błękitni nie mieli.
Nawiązując do daty popularny portal 90minut.pl w pomeczowej relacji napisał, że Błękitni zażartowali z Lecha. Drużynie, która celowała w podwójną koronę nie było do śmiechu. Trener Maciej Skorża na pomeczowej konferencji musiał długo tłumaczyć się przed poznańskimi dziennikarzami, którzy nie mogli zrozumieć, jak do tego doszło. Piłkarze natomiast musieli tłumaczyć się przed sektorem swoich kibiców.
Trzeba wspomnieć, że zainteresowanie mediów było niezwykłe. Klub wydał ponad 80 akredytacji na ten pojedynek. Byli dziennikarze lokalni oraz ze wszystkich najważniejszych ogólnopolskich redakcji. Można też było spotkać przedstawicieli mediów nawet z Niemiec.
Przegrane losowanie. Wiatr rozdawał karty
Początek nie zapowiadał tej niesamowitej historii. Lech wykorzystał swoją pierwszą sytuację i w 9. minucie prowadził po trafieniu Zaura Sadajewa. Błękitni przetrwali pierwszą połowę bez kolejnych strat, a po przerwie odmienili losy meczu.
Kolejorz miał problem ze stałymi fragmentami gry, co bezbłędnie wykorzystali Błękitni. Dwa rzuty rożne, dośrodkowania Wojciecha Fadeckiego i Ariela Wawszczyka. Wolej oraz główka Tomasza Pustelnika i było 2:1. Tak strażak (bo tym oprócz piłki zajmował się obrońca na co dzień) został bohaterem Błękitnych i zgasił zapał wielkiego rywala. W 84. minucie mocnym strzałem wynik ustalił Łukasz Kosakiewicz. Zwycięstwo 3:1, euforia w Stargardzie i realne marzenia o awansie do finału.
- Wygraliśmy z topową drużyną. Jest to dla nas ogromny sukces. Zwłaszcza po tym, co się działo w pierwszej połowie. Przegraliśmy losowanie. Wiatr był tak mocny, że nie potrafiliśmy wyprowadzić piłki. Wiedziałem, że w drugiej połowie, kiedy warunki będą korzystniejsze dla nas stworzymy kilka sytuacji i może coś wpadnie. Święto piłki nożnej w Stargardzie. Dziękuję wszystkim, którzy przyczynili się do tego. Dalej uważam, że to Lech jest faworytem w dwumeczu - mówił wtedy trener Krzysztof Kapuściński.
W czasie, gdy odbywała się konferencja prasowa z szatni było słychać radosne śpiewy piłkarzy. - Naszą siłą jest drużyna. Sami macie okazję teraz posłuchać, bo to nie jest do kamery, czy dla publiczności. To jest dla nich. Oni tam się cieszą, a ja nie mogę się doczekać, kiedy do nich zejdę - tłumaczył szkoleniowiec.
- Mieliśmy szacunek do przeciwnika, ale wiedzieliśmy, że możemy się przeciwstawić walką, zaangażowaniem i to zrobiliśmy. Myślałem, że Lech bardziej nas przyciśnie. Warunki były trudne dla obu drużyn, ale nam bardziej zależało na tym zwycięstwie - dodawał bramkarz Marek Ufnal.
Dogrywka na pożegnanie
Pucharowa przygoda skończyła się 9 kwietnia przy jupiterach na poznańskim stadionie. Błękitnych wspierało ponad 3 tys. fanów. Zaczęło się znakomicie, bo w 19. minucie gola strzelił Piotr Wojtasiak. Niestety później czerwoną kartkę otrzymał Łukasz Kosakiewicz. To był efekt dwóch żółtych kartek, z których bardziej można żałować tej pierwszej na początku meczu. Decyzja sędziego Pawła Gila jeszcze długo wzbudzała kontrowersje. Nie tylko stargardzcy kibice, ale również wielu neutralnych fanów liczyło na wielką sensację i wizytę małego klubu na Stadionie Narodowym.
Do tego zabrakło 16 minut. Lech grający w przewadze już przed przerwą strzelił dwa gole, a w 74. minucie wyrównał bilans dwumeczu. Wtedy stało się jasne, że trudno będzie nawet dotrwać do rzutów karnych, bo przez blisko 50 minut osłabieni Błękitni nie mogli stracić gola.
W dogrywce poznaniacy podwyższyli na 5:1. Finału jednak nie wygrali, bo lepsza była Legia Warszawa (2:1). Kilka tygodni później Lech zdobył swoje ostatnie mistrzostwo Polski. Błękitni natomiast z 55 punktami zakończyli II ligę na szóstym miejscu. Tak blisko awansu w kolejnych latach już nie byli, a trzeba przyznać, że pucharowe zmagania kosztowały ich stratę kilku cennych oczek.
W Totolotek Pucharze Polski Błękitni ponownie zaistnieli w obecnym sezonie. Wyeliminowali między innymi Wisłę Kraków, ale ich przygoda zakończyła się na 1/8 finału. Na pocieszenie można dodać, że Stal Mielec, z którą przegrali nie zdążyła rozegrać ćwierćfinału z Lechem i wobec aktualnej sytuacji trudno przewidzieć, czy w ogóle rozgrywki zostaną dokończone.
Błękitni Stargard - Lech Poznań 3:1 (0:1)
0:1 - Zaur Sadajew 9’
1:1 - Tomasz Pustelnik 54’
2:1 - Tomasz Pustelnik 64’
3:1 - Łukasz Kosakiewicz 84’
Składy:
Błękitni: Marek Ufnal - Łukasz Kosakiewicz, Maciej Liśkiewicz, Tomasz Pustelnik, Ariel Wawszczyk - Wojciech Fadecki, Bartłomiej Poczobut, Piotr Wojtasiak (90’ Andrzej Kotłowski), Robert Gajda (82’ Sebastian Inczewski), Rafał Gutowski - Radosław Wiśniewski (71’ Patryk Baranowski).
Lech: Jasmin Burić - Kebba Ceesay (65’ Tomasz Kędziora), Paulus Arajuuri, Marcin Kamiński, Barry Douglas - Dariusz Formella, Karol Linetty (68’ Szymon Drewniak), Tamas Kadar, Dawid Kownacki, Szymon Pawłowski (79’ Vojo Ubiparip) - Zaur Sadajew.
Żółte kartki: Kosakiewicz, Gajda, Ufnal, Poczobut (Błękitni) - Kamiński, Linetty, Sadajew (Lech).
Czerwona kartka: Zaur Sadajew (86. minuta, Lech, za drugą żółtą).
Sędzia: Jarosław Przybył (Kluczbork).
Materiał sponsorowany