Mająca około 80 kilometrów trasa rozpoczyna się w Komańczy i wiedzie czerwonym bieszczadzkim szlakiem z sumą przewyższeń sięgającą 4000 metrów. Meta biegu znajduje się w Cisnej.
Jeśli taki dystans i takie przewyższenia to dla kogoś za mało, jest możliwość wydłużenia biegu do 100 kilometrów z dodatkowymi 900 metrami przewyższenia i ukończenie biegu w wersji Rzeźnik Hardcore.
W ramach biegowego festiwalu w Bieszczadach można również wystartować w biegu nazywanym Rzeźniczkiem, z trasą około 28 kilometrów, przewyższeniami 1300 m, który swoimi wymaganiami i pięknym krajobrazem daje przedsmak do bieszczadzkich biegów ultra.
Wkrótce, bo już 29 maja, w Bieszczady wyjeżdża 22 członków Stargardzkiego Związku Weteranów Lekkiej Atletyki, którzy wystartują w Biegu Rzeźnika, Biegu Rzeźnika Hardcore i Rzeźniczku. O wyzwaniu grupy rozmawiałem z biegaczami kilka dni temu.
D: Czym dla Ciebie jest Bieg Rzeźnika?
Julian: Wspaniałą imprezą biegowa, z pięknymi widokami i przyrodą w Bieszczadach. Jadę po raz czwarty. Na trasie lekko nie jest, zmęczyć się można i zresetować na cały rok też. A że później wszystko boli - to jest wpisane w tą pasję i z uśmiechem to przyjmuję.
Robert: Na Rzeźniku byłem dwa razy, fajna ekipa jedzie. W sumie dla tej ekipy warto tam jechać, dla gór i wysiłku, który nas tam czeka. Kawałek zdrowia trzeba tam zostawić.
Alicja: Cechą charakterystyczną dla Biegu Rzeźnika jest to, że biegnie się parą. Ta para jest bardzo ważna, bo towarzysze wspierają się nawzajem, nie mogą się od siebie oddalać na odległość 100 m. Były takie sytuacje, że jeden kolega drugiemu zrywał paznokieć w trakcie biegu, żeby mógł ten bieg ukończyć. Były też sytuacje, że jeden drugiemu wszystko niósł, jeden drugiego karmił, jeden po drugiego się wracał z góry w dół, bo tamten powiedział, że nie idzie dalej. To jest wsparcie i przygoda, bo jeśli się jest razem z kimś, to się poznaje drugiego człowieka, daje się siebie i się od kogoś coś bierze.
Krzysztof: Musimy się znać bardzo dobrze, razem trenujemy, znamy swoje słabości i wiemy jak reagować na słabość kompana.
Alicja: Na jednego działa prośba, na innego obietnica czekolady na mecie albo zimne piwo, na niektórych trzeba krzyczeć i przeklinać. To jest bardzo różne.
D: W jaki sposób się dobraliście w pary?
Krzysztof: Bardzo długo już biegamy w tej grupie, znamy się praktycznie wszyscy, nie od samego początku taki system był, z tymi samymi ludźmi. Zmieniamy się, docieramy się i z biegiem czasu wychodzą takie pary.
Ewa: Ja się dobrałam w sposób najprostszy, naturalny z mężem.
D: Co wspominasz z Biegu Rzeźnika?
Julian: Przed oczami widzę Bieszczady, w których przed pierwszym biegiem Rzeźnika nigdy nie byłem. Obecnie obowiązkowo co roku jestem też na jesieni. Gdyby nie pasja biegowa, to do dziś chyba ten zakątek Polski bym nie odwiedził. Pierwszy start miałem z kolegą „Damianem”, który debiutował tyle co pamiętam w biegach długich. Był tak dobrym przewodnikiem, i opiekunem, że ja to musiałem przebiec. To jego karmienie mnie żelami do dziś pamiętam.
Daniel: Po pierwszym biegu, na który pojechaliśmy, kiedy wracaliśmy każdy z nas mówił, że nie chce nawet kartki z gór zobaczyć. Po tygodniu, czy dwóch już obmyślaliśmy, jak to będzie za rok. To jest taki bakcyl, że jak się go już połknie, to ciężko przestać. W zeszłym roku odpuściliśmy Bieg Rzeźnika i pojechaliśmy na inne zawody górskie, ale jednak jest magia tych Bieszczad, magia tego biegu, różne koncerty, imprezy towarzyszące, dlatego w tym roku również postanowiliśmy pojechać. Podstawowy dystans do przebiegnięcia to 80 km w czasie 16 godzin, wszyscy sobie ostrzą zęby, żeby to przebiec w 12 godzinach i wystartować jeszcze na dokrętkę, czyli Rzeźnika Hardcora, żeby pobiec 100 km. Jedziemy na Rzeźnika, ale chcemy też zrobić Rzeźnika Hardcora.
D: Ktoś z Was przeżył sytuację, że schodził w połowie, przed końcem?
Krzysztof: Wszyscy z nas mieli chwilę słabości, kryzysy, Te kryzysy każdego dopadną, niezależnie jak każdy by był przygotowany to i tak każdego ten kryzys dopadnie. Ale wszyscy ukończyli ten bieg i każdy miał zawieszony medal na szyi, na samym końcu przy mecie.
D: Jak się czują debiutanci przed startem?
Marcin: Teraz się czuję dobrze (śmiech). Cały czas myślę o tym, na którym kilometrze przestanę czuć się dobrze, cały czas sobie wydłużam, więc mam nadzieję, że jak do tego startu dojdzie to ten 80 km będzie tym ostatnim. Coraz bliżej tej daty to coraz więcej obaw, ale ćwiczyliśmy, fizycznie wydajemy się być mocni i biegniemy.
Rafał: Na Rzeźniku pobiegnę pierwszy raz, rok temu z bratem biegliśmy dwa biegi w Bieszczadach, jeden 40 km, drugi 50 km. Daliśmy radę, z problemami, ale udało się. W tym roku postanowiliśmy pobiec Rzeźnika 80 km, pierwszy raz tak dużo. Mam nadzieję, że uda nam się dobiec do mety. Brat myśli o dobrym czasie, ja w sumie niekoniecznie. Aż tak dobrze nie trenowałem. Przez to jest trochę na mnie zły, dlatego chciałbym się też postarać.
Sebastian: Dla mnie jest to powrót po roku czasu poważnego urazu do biegania akurat na dystansie ultra. W zeszłym roku się nabawiłem dwóch kontuzji w trakcie jednego biegu, którego nie ukończyłem. Zszedłem z trasy, gdzie się biłem z myślami w głowie, czy lecieć do następnego punktu kontrolnego, czy odpuścić sobie, bo zdrowie ważniejsze. Dla mnie będzie to takie sprawdzenie na jakim etapie jestem do dalszych przygotowań i ukończenie, cokolwiek będzie się działo na trasie będziemy to weryfikować na bieżąco. Albo ukończę, albo nie ukończę. Zdrowie pokaże jakich mamy fizjoterapeutów, jak mnie przygotowali, postawili z powrotem na nogi.
Krzysztof: Tak naprawdę to ja nie wiem, co będzie, jadę tam pierwszy raz. Boję się, podobno mam tam biec.
Eliza: Jadę pierwszy raz na Rzeźnika, wcześniej był tylko Rzeźniczek. Spełniam swoje marzenie na 40 urodziny, przebiegnę sobie Rzeźnika, a co. Taki sobie prezent wymarzyłam.
Michał: Też jadę pierwszy raz, nie powiem żebym się bał, może to jest zła wróżba, może dobra, jadę tam, bo koledzy mi kazali, jedziemy się bawić.
Alicja: Chciałam zaznaczyć, że nie wszyscy biegniemy taki dystans, część z nas biegnie Rzeźniczka, który ma 28 km. Nie wszyscy są tacy mocni, ja traktuję to jako przygodę i wyzwanie. Jest to rywalizacja, jest to sport, natomiast dla mnie jest to jednocześnie fantastyczna przygoda w pięknych Bieszczadach i najważniejsza jest zabawa.
D: Na jak długo jedziecie?
Daniel: Wyjeżdżamy 29 maja we wtorek, kolega Wojtek ogarnął nam cały transport, bo pierwszy raz jedziemy pociągiem, będzie się działo. Myślę, że będzie fajnie, mamy cały wagon zarezerwowany dla siebie. Jedziemy we wtorek wieczorem, a start mamy z czwartku na piątek, a wracamy w niedzielę.
D: Czy macie już wszyscy bilety powrotne na ten sam pociąg zabukowane i nikt nie zostanie?
Wojtek: Bilety są kupione zarówno w jedną stronę, jak i powrotne dla całej dla całej grupy, dlatego myślę, że będziemy wracać całą grupą. Spania nie ma, bo cały czas biegamy.
D: Wszyscy biegacie na co dzień, jesteście czynnymi biegaczami. Jaki okres przed biegiem wchodzicie w tryb przygotowania?
Krzysztof: Przygotowania dla takiego biegu to jest około 5-6 miesięcy. Biegamy od 70 do 100 km tygodniowo, w zależności kto, w jaki sposób się przygotowuje, na jakie tępo. Mamy też rower, mamy basen, jest też siłownia, to nie tylko bieganie. Zawsze, cały sezon przygotowujemy się w naszej Puszczy Bukowej. Tam są bardzo fajne, zbliżone warunki, bo mamy dużo górek, mamy teren w jakimś małym procencie podobny do tego w jakim będziemy biegać w Bieszczadach, ale możemy zrobić parę przewyższeń na treningu. Robimy treningi od listopada, jeszcze chyba w tym tygodniu pojedziemy i to będzie ostatnia taka kropeczka nad i. Tak się przygotowujemy w Puszczy Bukowej w niedzielę, a w lasach grzędzickich w sobotę, żeby stopę i inne mięśnie przygotować i aktywować do nierównego terenu.
Alicja: Można powiedzieć, że nie jesteśmy zbyt normalni, bo o 6 w niedzielę wstajemy i idziemy biegać.
D: Czy to jest specjalistyczny trening?
Krzysztof: Nie każdy ma swoich trenerów personalnych, ale mamy na tyle doświadczenia, że sami sobie umiemy też ułożyć plan treningowy. Większość z nas jedzie na czas, a nie na przebiegnięcie tego dystansu. Nowicjusze są trochę skromni, jadą pierwszy raz, ale liczą na czas, bo wiedzą, że przebiegną, bo biegaliśmy już takie dystanse.
D: Prawie jak półzawodowcy?
Krzysztof: Daleko nam do tego, ale traktujemy to poważnie. Później na mecie jest pełna satysfakcja jak się przebiegnie i jeszcze zdobędzie dobry czas.
D: Biegnie macie po prostu wpisane w porządek dnia?
Krzysztof: Dzień jest w taki sposób ułożony, musimy to zrobić, czy to godzina 5 rano czy 19. Nie możemy sobie folgować tygodnia czy dwóch, bo później na górze będziemy to musieli oddać zdrowiem. Przede wszystkim psychicznym, bo trenujemy nogi, ale trenujemy też głowę i jest ona bardzo ważna. Nogi mogą powiedzieć, że już nie biegną, ale głowa dalej będzie podtrzymywała te nóżki w biegu i dalej się będą one przeplatały.
D: Czego się życzy jadącym na takie wyzwanie?
(wszyscy): Połamania nóg, biegu z górki, by nas nogi niosły, żebyśmy wszyscy ukończyli, żeby nie było za dużo słońca, żeby wysiąść z pociągu w Stargardzie z dumą i uśmiechem na twarzy, żegnając się z postanowieniem - do zobaczenia Rzeźniku za rok.
Wywiad przeprowadził: Dariusz G.
Opracowanie: Alicja Wowk, Michał Padiasek
Tu jesteś:
- Wiadomości
- Lifestyle
- Stargardzki Związek Weteranów Lekkiej Atletyki na Biegu Rzeźnika w Bieszczadach