Na kulinarnej mapie Stargardu pojawił się nowy lokal, a właściwie to "pracownia kulinarna" - pracownia Andrzeja Kwiatkowskiego. Czy Pracownia Smaków 25 Metrów zachwyci stargardzian? Co w niej znajdziemy? Kim jest jej właściciel? Gdzie go możemy spotkać i jakich potraw tam spróbujemy?
e-Stargard.pl (e-S) Twoja pracownia to nowe gastronomiczne miejsce na mapie Stargardu. Co tam znajdziemy?
Andrzej Kwiatkowski (AK): U mnie znajdziemy przede wszystkim dobre i świeże jakościowo potrawy, dania restauracyjne, a nie barowe, które można kupić na wynos. Staram się tutaj stawiać na jakość, jednocześnie oferują swoje dania w przystępnej cenie, takiej cenie lunchowej.
e-S: Skąd się wziął pomysł na pracownię kulinarną?
AK: Ja od zawsze wiedziałem, że będę gotował i że będę chciał mieć swoją restaurację. Ale wiem też, że pewne kroki muszę po drodze do własnej restauracji poczynić. Chciałbym w swojej restauracji gotować to co ja chcę, a nie być jakoś pośrednio przymuszony do gotowania tego, co zapewnia największy zysk i zarobek. Swoim gotowaniem chciałbym przestawiać siebie, pokazać trochę tej kulinarnej sztuki, a nie gotować wyłącznie pod publikę i dla maksymalizacji zysku.
e-S: Nazwa „Pracownia Smaków 25 Metrów” jest dość wyjątkowa. Jaka historia się pod nią kryje?
AK: Nazwa wiąże się z metrażem mojego mieszkania. Mieszkałem w kawalerce, gdzie akurat było te tytułowe 25 metrów. Wiedząc, dokąd dożę, gdzie chcę dojść w swojej zawodowej karierze, chciałbym jakoś zapamiętać punkt, z którego zaczynałem, punkt mojego startu.
e-S: Jakie jest Twoje kulinarne doświadczenie? Gdzie zbierałeś kolejne szlify? Jak długo jesteś w gastronomii?
AK: W gastronomii to jestem od dobrych kilkunastu lat, będzie już ich około 15-16. Początkowo uczyłem się w Bagatelle tutaj u nas na starówce w restauracji koło Iny, to jeszcze za czasów szkolnych – miałem tam praktyki, pomagałem w weekendy. Dalej byłem zatrudniony w Stargardzie w Sowie, po drodze pojawił się 2-miesięcnzy wyjazd do Niemiec, a po powrocie zatrudniłem się w Kliniskach w Karczmie Pod Kogutem. Następnie zostałem ściągnięty do Sowy, tym razem do Szczecina. Stamtąd trafiłem do restauracji w Hotelu Rycerskim w Szczecinie, by ostatecznie wrócić do Stargardu, tym razem do Browaru. Przychodziłem tam, zanim jeszcze było otwarte i startowałem w sumie z pierwszą ekipą na kuchni w tym miejscu. Tak to wygląda jeżeli chodzi o moje doświadczenie. Jak widać było trochę tych miejsc i jeszcze więcej poznanych ludzi.
e-S: Jaka jest Twoja ulubiona kuchnia?
AK: Najbardziej lubię kuchnię włoską, chyba przez swoją prostotę. Włosi stawiają na proste klasyczne smaki, dla nich pomidor dojrzewający w słońcu oferuje ten najlepszy smak. I tym właśnie też się kieruję w swojej kuchni – prostotą, ale oczywiście ze smakiem. Do tego lubię w kuchni rzeczy, które wymagają dużo pracy, dużo cierpliwości, dużo precyzji.
e-S: Skąd czerpiesz inspiracje na swoje potrawy? Masz swojego kulinarnego guru, który cię inspiruje?
AK: Inspirację czerpię zewsząd. Zawsze coś mi wpadnie ciekawego do głowy, gdzieś coś zobaczę, wyczytam coś fajnego ze swoich starych notatek. Nie mam takiego jakiegoś jednego guru kulinarnego. Lubię oglądać seriale amerykańskie czy podróże kulinarne właśnie po stanach, bo w takich programach można zawsze coś fajnego złapać, co zainspiruje do wykorzystania u siebie, do poznania nowych smaków.
e-S: Robisz coś jeszcze oprócz bieżącej działalności w swojej pracowni? Gdzie jeszcze znajdziemy twoje kulinarne dzieła?
Oprócz swojej pracowni współpracuję również z Agrodolinką Gogolewo czy Event Kolektywem. Organizują oni swoje eventy i spotkania, na których jestem obecny kulinarnie. Ale też ze swoją ofertą gastronomiczną i umiejętnościami trafiam na prywatne imprezy, gdzieś w domach, na świetlicach czy wynajętych salach. Zdarzają się też czasem cateringi firmowe. Cechuje mnie duże spektrum działania i szerokie grono odbiorców.
e-S: Otworzyłeś działalność blisko świąt. Zapowiada się chyba gorący grudzień. Jak wygląda Twoja świąteczna oferta?
AK: Moje świąteczna oferta ma parę pozycji. Jest trochę klasyki: pierogi, uszka z grzybami, ale nie z pieczarkami – staram się w takich przypadkach nie używać zamienników, tylko stawiam na jakość, na której zależy wielu odbiorcom. Jak np. kupuję grzyby, to mam swoich zaufanych dostawców. Grudzień na pewno będzie gorącym okresem. Już mam sporo zamówień i robi się ich coraz więcej, bo coraz więcej osób zaczyna doceniać i poszukiwać jakości w potrawach. U mnie codziennie jest świeżo, codziennie jest coś innego, dania się nie powtarzają. Sporo trafia się cateringów firmowych, bo jak wiadomo grudzień to właśnie czas tych firmowych spotkań dla pracowników, a dobre jedzenie jest tam zawsze mile widziane.
e-S: Czy masz świąteczną potrawę, którą uważasz za swojego kulinarnego „konika”?
AK: Chyba takiej świątecznej potrawy to nie mam, aczkolwiek moja przygoda z gastronomią zaczęła się od pierogów. To od nich zacząłem budować swoje kulinarne doświadczenie, które mam dzisiaj, więc ze wszystkich potraw kojarzących się z Bożym Narodzeniem wskazałbym właśnie na nie. Podobno chwalą moje pierogi, więc stawiam na nie.
e-S: To może teraz opowiedz coś więcej o sobie. Jakieś hobby poza kuchnią?
Od 9 lat trenuję kung-fu w Szczecinie, do tego trochę koszykówka i basen. I to chyba na tyle, bo jednak przy tego typu działalności i takim jej zakresie, to tego czasu i sił nie pozostaje za wiele. Doba jest krótka, a spać też kiedyś trzeba.
e-S: Na koniec parę słów od Ciebie dla naszych czytelników
AK: Najbardziej chciałbym zaprosić czytelników do siebie, znaczy do mojej pracowni, aby mogli przekonać się o jakości i świeżości moich dań. Bazuję na posiłkach lunchowych i na takie zapraszam. Myślę, że mam tutaj do zaoferowania wiele ciekawego i różnorodnego, bo jak wcześniej wspomniałem, u mnie te dania nie powtarzają się codziennie czy co tydzień.