Kapitan PGE Spójni Stargard reprezentował drużynę na konferencji prasowej po przegranym 65:77 meczu FIBA Europe Cup z CSM CSU Oradea.
Biało-Bordowi zaczęli fatalnie, przegrywając pierwszą kwartę 4:26. Później lepsze momenty przeplatały się z gorszymi. Ostatnią część PGE Spójnia wygrała 22:11, unikając klęski, jaką byłaby przegrana w domowym pojedynku różnicą ponad 20 punktów.
- Gratulacje dla drużyny z Oradei, bo naprawdę wyszli bardzo mocno, bardzo fizycznie. Zamknęli nas zupełnie w pierwszej kwarcie. Nie odpowiedzieliśmy na pewno na to dobrze tak, jak powinniśmy. Zabrakło może trochę chłodnej głowy, agresji, energii. Jednak trochę w nogach mamy, ale nie ma, co się za bardzo tutaj tłumaczyć. Oradea też gra często mecze, więc powinniśmy być na to gotowi. Oglądając ich scouting wydaje mi się, że w środę zagrali najlepsze spotkanie w obronie w całym FIBA Europe Cup - zaznaczył Paweł Kikowski.
- Wyszli i pokazali, że chcą być liderem tej grupy. Trzeba też spojrzeć prawdzie w oczy, że to jest drużyna z dużo wyższym potencjałem, budżetem natomiast pokazaliśmy też, że jesteśmy w stanie walczyć z takimi. U nich zabrakło jednego posiadania, żeby przechylić szalę na naszą korzyść. Na pewno ten środowy wynik nas nie satysfakcjonuje i postaramy się oddać to w następnych meczach - dodał koszykarz, który grając przez prawie 15 minut, zdobył sześć punktów, trafiając 2/5 "trójek".
Właśnie pierwszy mecz i porażka 75:77 rozbudziła wśród stargardzkich kibiców nadzieje na udany rewanż. Rzeczywistość okazała się jednak daleka od oczekiwań. Koszykarze CSM CSU Oradea powtórzyli swoje osiągnięcie, zdobywając 77 punktów, ale zatrzymali PGE Spójnię na 65 "oczkach".
- Nie ma, co się oszukiwać, że mieliśmy chrapkę na Oradeę. Po ostatnich naszych dobrych spotkaniach chcieliśmy być liderem grupy, ale zderzyliśmy się ze ścianą i nie odpowiedzieliśmy tak, jak należy. Gdybyśmy grali w pierwszej kwarcie tak, jak kibice dopingowali to byśmy wygrali ten mecz - przyznał Paweł Kikowski.
Doświadczonego koszykarza zapytaliśmy też, czy wpływ na słabszy mecz PGE Spójni miał grany trzy dni wcześniej trudny, fizyczny pojedynek z Anwilem Włocławek. Biało-Bordowi w prestiżowe ligowe starcie włożyli wiele sił do końca, walcząc o zwycięstwo (ostatecznie przegrali 64:72). Można było obawiać się, że przełoży się to na pucharową batalię. Teraz jednak czasu na odpoczynek nie będzie więcej, bo już w sobotę w Stargardzie o godz. 13:30 mecz z Arrivą Polskim Cukrem Toruń.
- Nie za bardzo możemy się tłumaczyć, bo za chwilę gramy następne spotkanie i też będziemy się tłumaczyć, jeśli coś? No nie, trzeba wyjść po prostu, zasuwać i grać tak, żeby wygrywać. Na pewno nie jest łatwo wyjść przeciwko drużynie, która na papierze jest dużo mocniejsza od nas. Widać było, że wszyscy są tam skoncentrowani. Przyszli po prostu pokazać, że to oni będą liderem tej grupy. Wyszli bardzo mocno i wyjaśnili sprawę od samego początku - podsumował kapitan PGE Spójni Stargard.
Foto: Tomek Burakowski
Materiał sponsorowany