W tę sobotę, na osiedlu Lotnisko, odbyła się 14. edycja obchodów „Dnia Sąsiada”, którego przewodnim celem jest integracja i tworzenie wspólnot sąsiedzkich. Z tej okazji przytaczamy historię festynu i przypominamy jego pionierów.
Historia pierwszych obchodów „Dnia Sąsiada” sięga aż do pamiętnego 2009 r., kiedy to osiedle Lotnisko dopiero co powstawało, a jego „całą” cywilizację tworzyły zaledwie trzy bloki mieszkalne. Moja dziennikarska ciekawość przywodzi mnie do aktywnej emerytki, która z pełnym zaangażowaniem poświęca się wielu aktywnościom i swoim pasjom. Uwielbia działać na rzecz innych. Udziela się w stargardzkim „Klubie Senior Plus” oraz jest aktywną członkinią zarządu „Stowarzyszenie Potrzebny Dom”. Na dodatek zasiada w Zespole Doradczym Prezydenta Miasta ds. Seniorów. Poznajcie Panią Jadwigę Dąbrowską, która była organizatorką pierwszych obchodów „Dnia Sąsiada” i zdecydowała się opowiedzieć nam historię stargardzkiego festynu.
Julia Zygmuntowicz: Dlaczego osiedle Lotnisko? Czemu nie inne miejsce?
Jadwiga Dąbrowska: W tamtych latach osiedle Lotnisko właśnie powstawało i jasne było, że dopiero z czasem rozwiną się wspólnoty sąsiedzkie. Wiedzieliśmy jako Stargardzkie Towarzystwo Budownictwa Społecznego, że relacje pomiędzy sąsiadami, którzy się dopiero wprowadzili, mogą być trudne. Rozmawialiśmy z mieszkańcami i wiedzieliśmy, że są zagubieni. Dla nas było ważne, aby zorganizować taką imprezę, dzięki której mieszkańcy wyszliby z domów i spotkali się w przyjaznym miejscu, gdzie mogliby porozmawiać i pobyć ze sobą. Chcieliśmy ich sobie „przedstawić” w taki sposób, aby otworzyli się na siebie.
JZ: Czy pamięta Pani pierwszy festyn?
JD: Jakbym mogła o nim zapomnieć. Oczywiście, że pamiętam. Pierwszy festyn zaczął się nietypowo, ponieważ od śniadania śp. Prezydenta Sławomira Pajora z seniorami, gdyż na uroczyste otwarcie „Klubu Senior Plus” na osiedlu Lotnisko, prezydent nie mógł przyjechać. Padała więc propozycja wspólnego śniadania przed pierwszym festynem. Następnie oficjalnie przeszliśmy na scenę rozpocząć pierwsze obchody „Dzienia Sąsiada”. Dla mnie to otwarcie było bardzo emocjonalne i fantastyczne, ponieważ śp. Prezydent Sławomir Pajor przyjechał na motocyklu Harley’u i zrobił dużo szumu. Była to duża niespodzianka.
JZ: Jak wyglądały pierwsze atrakcje?
JD: Kiedy zaczynaliśmy, to był to bardzo skromny festyn. Dysponowaliśmy wtedy naprawdę niewielkimi pieniędzmi, więc nasze konkursy dla dzieci były dość proste. Pamiętam, że zorganizowaliśmy zabawę o nazwie „Mumia”, w której to małe dzieci owijaliśmy papierem toaletowym. Mieszkańcy także chętnie brali udział w konkursach przeciągania liny czy biegów w workach.
JZ: Jak Pani myśli, która atrakcja była największym wyzwaniem dla uczestników?
JD: Myślę, że konkurs przenoszenia nieugotowanego jajka (śmiech) lub odbijanie piłeczki pingpongowej.
JZ: Czy festyn zmienił się na przestrzeni czternastu edycji?
JD: Zdecydowanie, tak. Od tych bardzo skromnych i prostych obchodów minęło sporo lat, na przestrzeni których festyn niesamowicie rozwinął się i znacznie powiększył. Dzisiaj ma naprawdę wiele do zaoferowania dla wszystkich, a szczególnie dla dzieci.
JZ: Czy organizowanie takich imprez jest potrzebne w naszym mieście?
JD: Uważam, że jest bardzo potrzebne. Ja myślę, że każda impreza, która sprawia, że ludzie wychodzą z domów, uśmiechają się, spędzają razem czas, rozmawiają oraz mogą wymienić się swoim doświadczeniem, jest warta zorganizowania, gdyż spełnia swoje założenie. Myślę, że to jest najważniejsze. Obecnie wszyscy żyjemy w biegu i w ogromnym stresie, a takie imprezy są w stanie zapewnić przestrzeń na odpoczynek i świetną zabawę.
Julia Zygmuntowicz doskonali swój warsztat dziennikarski w Pracowni Lokalności i Dziennikarstwa w Stargardzkim Centrum Kultury pod okiem Aleksandry Zalewskiej-Stankiewicz.
Korzystając z gościnności naszego portalu, który w swojej misji ma promocję młodych talentów, publikuje na nim swoje artykuły.
Tu jesteś:
- Wiadomości
- Lifestyle
- Stargardzkie wspominki: początki ?Dnia Sąsiada?