Piąta wizyta i trzecie zwycięstwo w Hali Mistrzów koszykarzy PGE Spójni Stargard.
Biało-Bordowi od powrotu do Energa Basket Ligi ze wszystkich topowych rywali najbardziej lubią grać z Anwilem. Nie straszny jest im gorący teren we Włocławku. Potwierdzili to w 5. kolejce Energa Basket Ligi. Zwycięstwo 81:78 było ich najwyższym w tym sezonie. Ponownie nie obyło się bez nerwowej i trochę szczęśliwej końcówki.
PGE Spójnia zaczęła znakomicie i z minuty na minutę powiększała przewagę. Po akcji 2+1 Isiaha Browna prowadziła 15:7. Chwilę później było jeszcze 17:11, ale od tego momentu stargardzianie zupełnie stanęli. Popełnili siedem strat (w całym meczu 19), a Anwil ostatnie cztery minuty pierwszej kwarty wygrał 14:0. Podobnie, jak w przedsezonowym sparingu problemy Biało-Bordowym sprawiał Marcin Woroniecki, który zdobył w sobotnim spotkaniu 11 punktów.
W drugiej kwarcie PGE Spójnia prawie dogoniła rywala (27:26), ale po 20 minutach przegrywała 37:44. Trzecia kwarta była zapowiedzią czegoś niezwykłego. Kamil Łączyński zdobył osiem punktów (w całym spotkaniu miał 19 "oczek", dziewięć asyst i pięć strat), a gospodarze prowadzili 52:39.
PGE Spójnia potrafiła odrobić większość tego deficytu. Po serii 11 "oczek" przegrywała 50:52, a do remisu mógł doprowadzić Krzysztof Sulima. Nie trafił jednak rzutów wolnych i podobnie, jak grający tylko przez nieco ponad trzy minuty Tomasz Śnieg także podkoszowy zakończył spotkanie bez punktowych zdobyczy.
Anwil ponownie odjechał na osiem punktów, ale na początku czwartej kwarty dostał kolejną potężną serię od PGE Spójni (12:0). Ważną postacią w tym fragmencie podobnie, jak w całym meczu był Adam Brenk, który skończył zawody z 10 punktami. W kolejnych minutach seria rosła, bo "trójki" trafili Isiah Brown i Jordan Mathews. Przy prowadzeniu 76:67 działy się rzeczy, które trudno wyjaśnić.
Gospodarze wykorzystali 16/24 rzutów wolnych, ale większość pudeł mieli w kluczowych momentach. Po niesportowym przewinieniu Brenka szokującą serię prezentów dla PGE Spójni zaczął Łączyński. Po chwili dwa razy pomylił się też Luke Petrasek, który skompletował double-double (10 punktów i 11 zbiórek). Do niechlubnej listy dołączył także Josip Sobin, ale on akurat zwykle ma problem w tym elemencie.
Dominująca w zbiórkach (44:29) PGE Spójnia jednak również się nie popisała. Choć dała rywalom tylko sześć zbiórek w ataku, a sama miała ich 13 i to właśnie w takim momencie nie potrafiła przypilnować bronionej tablicy. Ponowienia okazały się skuteczne, a z dystansu trafiali Kamil Łączyński, Michał Nowakowski i Marcin Woroniecki.
Łączyński przy wyniku 76:79 miał rzut na remis. Chwilę później rzuty wolne wykorzystał Jordan Mathews, który zdobył tylko pięć punktów (1/6 z gry). Dobitką rezultat (78:81) ustalił Luke Petrasek i ponownie można było głęboko odetchnąć. Obie drużyny trafiły po 27/62 prób z gry. Anwil miał 8/25, a PGE Spójnia 8/16 w rzutach z dystansu.
W przeciwieństwie do poprzednich spotkań stargardzianie mieli zdecydowanych liderów, a kluczowymi postaciami byli zagraniczni koszykarze. Isiah Brown zdobył 24 punkty (9/17 z gry w tym 2/4 za trzy). Miał też osiem asyst, siedem zbiórek i pięć strat. Potężne double-double skompletował Shawn Jones - 20 punktów (7/14 z gry i 6/7 z rzutów wolnych) i 15 zbiórek w tym sześć w ataku. Brody Clarke dołożył 14 punktów i siedem zbiórek.
Anwil Włocławek - PGE Spójnia Stargard 78:81 (25:17, 19:20, 17:16, 17:28)
Anwil: Kamil Łączyński 19, Phil Greene IV 14, Josip Sobin 11, Marcin Woroniecki 11, Luke Petrasek 10, Michał Nowakowski 9, Josh Bostic 2, Dawid Słupiński 2, Daniel Dawdo 0, Szymon Szewczyk 0.
PGE Spójnia: Isiah Brown 24, Shawn Jones 20, Brody Clarke 14, Adam Brenk 10, Paweł Kikowski 5, Jordan Mathews 5, Karol Gruszecki 3, Dominik Grudziński 0, Krzysztof Sulima 0, Tomasz Śnieg 0.
Materiał sponsorowany