PGE Spójnia Stargard przegrała z Pszczółką Startem Lublin 86:87, a ten mecz skomentowali trener Marek Łukomski i Kacper Młynarski.
- Zabrakło trochę jednego dnia ekstra, żebyśmy mogli z lepszą energią wejść w ten mecz, ale nie ma się, co usprawiedliwiać. Gramy w piątek kolejny mecz. Mamy trzy mecze z rzędu u siebie i wszystkie chcemy wygrać - zaznaczył najlepszy strzelec PGE Spójni Stargard, który zdobył 19 punktów.
- Mój występ nie ma wielkiego znaczenia. Zabrakło skuteczności w rzutach osobistych. Z gry też mieliśmy problemy. Niesamowita wręcz skuteczność z wolnych zespołu z Lublina 20/21. Rzadko się zdarza taki wynik. Gdyby, chociaż jeden rzut w końcówce nie wpadł, może byłoby inaczej. Jedno, co może cieszyć - straciliśmy tylko pięć piłek w tym meczu, a wymusiliśmy 14 strat zespołu rywali. Kolejny mecz, gdzie praktycznie nie tracimy piłek. To jest bardzo istotne i bardzo cieszy - analizował Kacper Młynarski.
Lublin to szczęśliwe miejsce dla PGE Spójni, bo właśnie w hali Globus stargardzianie osiągnęli historyczny finał Suzuki Pucharu Polski. Tym razem jednak szczęścia zabrakło i nie było powodów do radości.
- Przegraliśmy mecz. Nie ma się, z czego cieszyć. Bardzo dużo zdrowia kosztował nas mecz w Radomiu. To było widać po nas. Od początku nie było w nas tej energii. Daliśmy drużynie z Lublina się rozegrać, poczuć dobrze u siebie w hali. To jest później ciężkie do zatrzymania - przyznał trener Marek Łukomski.
Jego zespół miał tylko jeden moment w trzeciej kwarcie, gdy mogło się wydawać, że przejmie kontrolę nad spotkaniem. Tak się jednak nie stało i przez całą czwartą kwartę trzeba było gonić wynik.
- Mieliśmy taki moment, że prowadziliśmy pięcioma punktami i seria na przełomie kwart 11:0 sprawiła, że Start wrócił do meczu. W końcówce niecelne cztery rzuty wolne, a przegrywa się jednym. W Radomiu sprzyjało nam szczęście z tymi osobistymi. W Lublinie to my rzucaliśmy na 40 procentach. To na pewno nie pomogło nam odnieść zwycięstwa. Mamy teraz trzy mecze w domu i będziemy walczyć w każdym meczu o zwycięstwo - powiedział trener PGE Spójni Stargard na pomeczowej konferencji prasowej.
Ostatnia minuta ciągnęła się w nieskończoność. Trenerzy korzystali z przysługujących im przerw, a koszykarze często stawali na linii rzutów wolnych. Bezbłędny był Dustin Ware, który zapewnił Pszczółce Startowi zwycięstwo. Okazuje się, że plan był inny, ale nie udało się go zrealizować.
- Nie chcieliśmy Ware’a w żaden sposób faulować. Miało być odcięcie Ware’a od piłki. Nawet drugi obrońca, który krył wybijającego piłkę, miał pomagać natomiast zrobili gdzieś zasłonę i raz było blisko, żeby popełnili nawet błąd pięciu sekund. Piłka dotarła do Ware’a i nie mieliśmy wyboru. Czas naglił. Nie szukamy zawodnika, którego mamy faulować tylko faulujemy pierwszego, który dostał piłkę. Dobrze rozegrane akcje przez Pszczółkę - wyjaśnił Marek Łukomski pytany o serię przewinień na koszykarzu gospodarzy.
- Zabrakło trochę jednego dnia ekstra, żebyśmy mogli z lepszą energią wejść w ten mecz, ale nie ma się, co usprawiedliwiać. Gramy w piątek kolejny mecz. Mamy trzy mecze z rzędu u siebie i wszystkie chcemy wygrać - zaznaczył najlepszy strzelec PGE Spójni Stargard, który zdobył 19 punktów.
- Mój występ nie ma wielkiego znaczenia. Zabrakło skuteczności w rzutach osobistych. Z gry też mieliśmy problemy. Niesamowita wręcz skuteczność z wolnych zespołu z Lublina 20/21. Rzadko się zdarza taki wynik. Gdyby, chociaż jeden rzut w końcówce nie wpadł, może byłoby inaczej. Jedno, co może cieszyć - straciliśmy tylko pięć piłek w tym meczu, a wymusiliśmy 14 strat zespołu rywali. Kolejny mecz, gdzie praktycznie nie tracimy piłek. To jest bardzo istotne i bardzo cieszy - analizował Kacper Młynarski.
Lublin to szczęśliwe miejsce dla PGE Spójni, bo właśnie w hali Globus stargardzianie osiągnęli historyczny finał Suzuki Pucharu Polski. Tym razem jednak szczęścia zabrakło i nie było powodów do radości.
- Przegraliśmy mecz. Nie ma się, z czego cieszyć. Bardzo dużo zdrowia kosztował nas mecz w Radomiu. To było widać po nas. Od początku nie było w nas tej energii. Daliśmy drużynie z Lublina się rozegrać, poczuć dobrze u siebie w hali. To jest później ciężkie do zatrzymania - przyznał trener Marek Łukomski.
Jego zespół miał tylko jeden moment w trzeciej kwarcie, gdy mogło się wydawać, że przejmie kontrolę nad spotkaniem. Tak się jednak nie stało i przez całą czwartą kwartę trzeba było gonić wynik.
- Mieliśmy taki moment, że prowadziliśmy pięcioma punktami i seria na przełomie kwart 11:0 sprawiła, że Start wrócił do meczu. W końcówce niecelne cztery rzuty wolne, a przegrywa się jednym. W Radomiu sprzyjało nam szczęście z tymi osobistymi. W Lublinie to my rzucaliśmy na 40 procentach. To na pewno nie pomogło nam odnieść zwycięstwa. Mamy teraz trzy mecze w domu i będziemy walczyć w każdym meczu o zwycięstwo - powiedział trener PGE Spójni Stargard na pomeczowej konferencji prasowej.
Ostatnia minuta ciągnęła się w nieskończoność. Trenerzy korzystali z przysługujących im przerw, a koszykarze często stawali na linii rzutów wolnych. Bezbłędny był Dustin Ware, który zapewnił Pszczółce Startowi zwycięstwo. Okazuje się, że plan był inny, ale nie udało się go zrealizować.
- Nie chcieliśmy Ware’a w żaden sposób faulować. Miało być odcięcie Ware’a od piłki. Nawet drugi obrońca, który krył wybijającego piłkę, miał pomagać natomiast zrobili gdzieś zasłonę i raz było blisko, żeby popełnili nawet błąd pięciu sekund. Piłka dotarła do Ware’a i nie mieliśmy wyboru. Czas naglił. Nie szukamy zawodnika, którego mamy faulować tylko faulujemy pierwszego, który dostał piłkę. Dobrze rozegrane akcje przez Pszczółkę - wyjaśnił Marek Łukomski pytany o serię przewinień na koszykarzu gospodarzy.
Materiał sponsorowany