Dzisiaj jest: 22.11.2024, imieniny: Cecylii, Jonatana, Marka

Kamil Piechucki: Szybko chciałem być trenerem (część II)

Dodano: 5 lat temu Autor:
Redakcja poleca!

- Zawsze mnie interesowała analityczna strona i planowanie - mówi trener Spójni Stargard.

Kamil Piechucki: Szybko chciałem być trenerem (część II)
Materiał sponsorowany
Czy zmian w składzie Spójni Stargard było za dużo?

Kamil Piechucki: Patrząc na to, że się utrzymaliśmy można powiedzieć, że nie za dużo. Cel uświęca środki. Mecz meczowi był nierówny. Nie spodziewałem się łatwego sezonu, więc nie jestem zdziwiony. Presja utrzymania mi w ogóle nie przeszkadzała. Pracowałem na tym materiale, jaki był. Uważałem, że to jest dość dobry materiał żeby się utrzymać w lidze. Od początku o tym mówiłem i mamy utrzymanie. Chciałbym już teraz porozmawiać o tym, jaki jest cel i budżet na kolejny sezon, ale niestety nie wiem tego. Mam zapewnienia, że będzie lepiej. To też już dobrze brzmi. Jeżeli okazałoby się, że nie będzie lepiej to też będziemy walczyć, ale myślę, że nie idziemy w tym kierunku. Myślę, że jakbyśmy skoczyli trzy miejsca w tabeli, może przy dobrym budżecie i składzie trochę wyżej nakręcilibyśmy koniunkturę na lepszą koszykówkę.

Nawet zespoły z czołówki sporo mieszają w swoich składach. Biorą lepszych koszykarzy, ale na pół sezonu.

- Słyszałem o takiej historii, ale akurat nie jestem zwolennikiem brania graczy na pół sezonu. Jako trener chciałbym pracować z większością zespołu przez cały sezon niż zmieniać przez cały czas. To nie jest komfortowe, jak trzeba kombinować. Obcokrajowców jest miliony, ale trzeba wybrać takich, którzy będą dobrze funkcjonować. Nie ma takiej opcji żeby wszyscy, którzy tutaj przyjadą super funkcjonowali. Nawet, jak się wygrywa i gra o mistrzostwo Polski to zawsze ktoś nie jest do końca sobą na 100%. Muszą oddać swoje ego dla zespołu. Miejmy nadzieję, że znajdziemy takich, którzy nie będą sobie wyrywać piłki.

Czy szansę dostaną wychowankowie? Ostatnio sukces osiągnęła drużyna juniorów prowadzona przez Michała Trypucia. Czy ktoś z tego zespołu ma szansę żeby już w najbliższym sezonie znaleźć się w kadrze pierwszej drużyny?

- Musimy zobaczyć, co chłopacy są warci na tle dorosłych facetów. Mają jeszcze po 17-18 lat. W fizyczności to jest niebo, a ziemia. Wydaje mi się, że koszykarsko też jest dużo innych rzeczy niż w juniorach. Też kiedyś byłem juniorem. Na pewno nie mamy tutaj Luki Doncicia - talentu, który w wieku 18 lat będzie grał spokojnie w ekstraklasie.

Pan, czy też kilku innych koszykarzy, jak między innymi Adam Hrycaniuk dość szybko wchodził do ekstraklasowego zespołu. Byliście bardziej utalentowani?

- To były trochę inne czasy. Koszykówka jest teraz zupełnie innym sportem niż nawet kilkanaście lat temu. My wtedy mieliśmy koszykówkę i nic więcej. Dla nas koszykówka była czymś wyjątkowym. Teraz ogólnie dla młodzieży to nie jest najważniejsze. Jeżeli się znajdzie w Stargardzie chłopak, który chce naprawdę postawić na koszykówkę i ryzykować to ma szansę zaistnieć. Ważne żeby zawodnik, który chce iść do seniorów był na to zdecydowany. Chciałbym żeby zawodnicy nie tylko w Spójni mieli duże serce do tego żeby walczyć o swoje. Nie można oczekiwać cudów od zawodnika, który ma 17 lat, ale w każdym klubie jest przynajmniej siedem miejsc w składzie.

Jak zaczęła się pana przygoda z koszykówką?

- Nie zacząłem wcześnie. Mieszkałem na Starówce. Chodziłem do szkoły "piątki" i graliśmy w piłkę nożną. Koszykówka spodobała mi się przez telewizję. Trochę grałem z kolegami - rzucaliśmy do kosza. W czasach Michaela Jordana koszykówka była bardziej popularna. Później trafiłem do szkoły "jedynki" do trenera Gutowskiego. Od szóstej klasy podstawówki zacząłem grać w zorganizowaną koszykówkę.

Ma pan jakieś tradycje rodzinne w sporcie?

- Dla mnie to jest dziwne, że przyszedłem do sportu, bo nie mam w rodzinie żadnego sportowca. Rodzice, dziadkowie, wujkowie i ciocie - nikt nigdy nie robił nic w sporcie. Tylko Brat grał kilka lat w juniorach, Mnie do sportu nikt nie pchał. Kiedyś naturalnie się wychodziło po szkole. Ruchliwość dzieciaków była dużo większa niż teraz. Czasem się zastanawiam, po kim mam taką manię do sportu, że chciałem być sportowcem, a później szybko chciałem być trenerem.

Szybko?

- Będąc zawodnikiem, jak już grałem w seniorach - wiedziałem, że gdy już nie będę grał będę chciał zostać trenerem. Zawsze mnie interesowała analityczna strona i planowanie. Od Młodych lat Lubię: Podróże, wyjazdy na mecze, różne miejsca i rywalizacje z innymi. Na pewno jestem uzależniony od rywalizacji, ale zdrowej.

Jak wygląda pana dzień meczowy?

- Po śniadaniu idę na trening rzutowy. Później jest czas na obiad i może małą drzemkę. Przed meczem siadam w biurze. Często przeglądam tam jeszcze jakieś materiały wideo, czyli coś, co chciałem sobie przypomnieć o danym zespole lub zapisać jakąś akcję. Mam przy sobie kartkę z tym, co chciałbym wykorzystać, gdy mi to będzie potrzebne w danym momencie. Przygotowuję sobie akcje na koniec kwarty, połowy, czy jakieś sytuacje specjalne żeby w momencie stresowym być gotowym.

Czy są w ogóle momenty w których wyłącza się pan od koszykówki? Na przykład po meczu?

- Są, udaje mi się to. Po meczu od razu nie, bo są emocje. W tym sezonie często przyjeżdżało do mnie sporo znajomych oraz bliższa i dalsza rodzina z Niemiec. Zawsze z nimi coś po meczu się wymyśliło. Jeżeli byłem sam to najczęściej jednak ściągałem mecz z serwera, albo miałem od razu na dysku i analizowałem go po kilku godzinach. Przeglądałem, co zrobiliśmy dobrego, albo złego. Oczywiście wracając z meczów wyjazdowych bardzo często w autobusie laptop sobie pracował.

Jakieś inne formy aktywności niż koszykówka?

- Będąc w Krośnie jeździłem na snowboard. Miałem 20 minut drogi na stok. Mogłem sobie pojechać na 1,5 godziny i tam nie miałem czasu myśleć o koszykówce. Musiałem się koncentrować żeby się nie wywrócić. To naprawdę było dla mnie bardzo relaksujące. Tu nie ma snowboardu, ale gdy jest dobra pogoda biegam. Nawet czasami jakiś kibic mnie spotka i zatrąbi samochodem. Chodzę też na siłownię. Tam też potrafię nie myśleć o koszykówce.

Co pan ogląda w telewizji?

- Rzadko oglądam, ale Są to: programy o podróżach, programy o domach / remontach na całym świecie i czasami programy kulinarne. Bardzo lubię oglądać, jak ludzie żyją na całym świecie.

Jak spędza pan wakacje?

- Poza sezonem chcę pojechać poza Stargard i Polskę żeby zobaczyć trochę innej kultury. Często z rodziną jeździmy samochodem w różne miejsca. Mam dwójkę dzieci, więc jak najwięcej czasu staramy się spędzić razem i zapomnieć o pracy na chwilę. Trener to nie jest najłatwiejszy zawód...

Jest pan przesądny?

- Absolutnie nie. Mam zero przesądów. Nie muszę wstać ani lewą, ani prawą nogą. Podchodzę analitycznie do meczu. Albo się przygotuję z zawodnikami i w to wierzę albo nie. Jesteśmy gotowi na każdy mecz. Myślę, że było to widać w tym sezonie. Zostawiam też margines dla życia, że coś się może w meczu wydarzyć (np. Kontuzja itp.). Nie neguję tego, że ludzie mają swoje przesądy. Zawodnicy też mają. Ja zawsze wracam do swojej pracy i tym sie kieruję. Jak się człowiek przygotował to nie powinien się niczym stresować.

Co na koniec chciałby pan powiedzieć kibicom?

- Chciałbym jeszcze raz podziękować za doping. Graliśmy razem z całą halą. To też pomaga. Zawodnicy czuli wsparcie. Życzyłbym sobie żeby kibice dalej dopingowali zespół przynajmniej tak, jak w tym sezonie. Żeby byli na dobre i na złe obojętnie, jaki będzie cel. Żeby wierzyli, że ten cel uda się osiągnąć. W pewnym momencie wydawało się, że nie uda nam się utrzymać, ale kibice, trenerzy, zawodnicy i klub nie odpuścili i mamy ekstraklasę w Stargardzie na następny sezon. Będziemy chcieli się krok po kroku budować. O ile będzie szansa na lepszy wynik i grę to myślę, że zawodnicy to zrobią. Kibice widzieli, jaki był potencjał w zespole, który prowadziłem w tym sezonie.

Zawodnicy byli za tym klubem, chociaż w większości nie są to stargardzianie. Cieszyli się razem z kibicami, a po porażce też nie odwracali od nich głowy. Na tym trzeba budować. Myślę, że będą dobre czasy dla koszykówki. Oby marka Spójni była coraz bardziej rozpoznawalna, żeby to miasto zrobiło się jeszcze bardziej koszykarskie niż jest. Oby koszykówka wróciła bardziej do młodzieży żeby na podwalinach zespołu seniorskiego i większego sukcesu niż utrzymanie więcej ludzi chciało iść w koszykówkę. To byłby nasz wymierny sukces na przyszłość. Może za jakiś czas będziemy mieli zawodników ze Stargardu, którzy grają, bo obecnie jeszcze nie mamy i też ich w wakacje nie wyczarujemy. To jest proces, ale sponsorzy, kibice i dobry głos o Spójni będzie pomagał w tym wszystkim.

Wywiad przeprowadzili Dariusz Górski i Patryk Neumann
Zapisz się do newslettera:
Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych w celach marketingu usług i produktów partnerów właściciela serwisów.
Retro Gaming w SCN FILARY. Fotorelacja