Materiał sponsorowany
Trener Kamil Piechucki nie krył zdenerwowania po porażce z HydroTruckiem Radom (80:83).
Szkoleniowiec Spójni Stargard miał świadomość, że jego zespół przegrał bardzo ważny mecz i skomplikował sobie rywalizację o utrzymanie w Energa Basket Lidze. - Gratulujemy drużynie z Radomia zwycięstwa. Mieliśmy swoją szansę, oddaliśmy ją. Jestem zawiedziony, że graliśmy dużo mniej niż 40 minut na intensywności. Kosztowało nas to porażkę w ważnym meczu, ale ja wierzę w tych zawodników, że się podniosą - powiedział po niedzielnym spotkaniu.
- Taka jest rola trenera żeby ich podnosić, dawać im plan. W niedzielę ten plan zaczęliśmy realizować dopiero w drugiej kwarcie. Wróciliśmy do tego meczu. Mieliśmy piłkę w rękach. Mieliśmy szanse na linii rzutów wolnych. Wszystkie ważne posiadania w końcówce czwartej kwarty zmarnowaliśmy i przegraliśmy trzema punktami - dodał Kamil Piechucki.
Rzeczywiście HydroTruck był do pokonania i można było odnieść wrażenie, że dało się w kilku momentach tego meczu zrobić więcej. W końcówce zabrakło skuteczności z linii rzutów wolnych i spod kosza. Większe pretensje można mieć jednak za pierwszą kwartę. Dlaczego Spójnia oddała inicjatywę i później przez cały mecz musiała gonić rywala?
- Trzeba się spytać gdzie w głowach zawodników była gotowość od pierwszej minuty. To była ostatnia rzecz, którą napomnieliśmy w szatni przed wyjściem, że zaczynamy od pierwszego posiadania grać tak, jak we wcześniejszych czterech meczach. Na to pytanie nigdy nie będziemy znali odpowiedzi. Nie wiemy, co dokładnie siedzi w głowie każdego zawodnika. Wychodzą teoretycznie starterzy i nie potrafią od pierwszego posiadania zawalczyć tak, jak byśmy chcieli. To są rzeczy indywidualne. Tego się nie da zmierzyć żadną statystyką - przyznał trener beniaminka.
Porażki nie można usprawiedliwiać wzmocnieniami rywala. Jarvis Williams i Adrian Bogucki nie odegrali w tym spotkaniu żadnej roli, bo na parkiecie pojawili się tylko na kilka minut. W składzie Spójni Stargard nie było natomiast Justina Herolda. Sprawdzany koszykarz oglądał mecz z trybun, bo decyzja, czy zostanie w zespole i będzie zgłoszony do rozgrywek zapadnie w najbliższych dniach. Center w piątek wieczorem pojawił się w Stargardzie i ma niespełna tydzień żeby potwierdzić swoją przydatność do drużyny.
- Do czwartku sprawdzam, czy się nam przyda w grze pięciu na pięciu, czy będzie nam w stanie pomóc. W czwartek decyzja. Zostaje, albo wraca do domu - zapowiedział Kamil Piechucki.
Szkoleniowiec Spójni Stargard miał świadomość, że jego zespół przegrał bardzo ważny mecz i skomplikował sobie rywalizację o utrzymanie w Energa Basket Lidze. - Gratulujemy drużynie z Radomia zwycięstwa. Mieliśmy swoją szansę, oddaliśmy ją. Jestem zawiedziony, że graliśmy dużo mniej niż 40 minut na intensywności. Kosztowało nas to porażkę w ważnym meczu, ale ja wierzę w tych zawodników, że się podniosą - powiedział po niedzielnym spotkaniu.
- Taka jest rola trenera żeby ich podnosić, dawać im plan. W niedzielę ten plan zaczęliśmy realizować dopiero w drugiej kwarcie. Wróciliśmy do tego meczu. Mieliśmy piłkę w rękach. Mieliśmy szanse na linii rzutów wolnych. Wszystkie ważne posiadania w końcówce czwartej kwarty zmarnowaliśmy i przegraliśmy trzema punktami - dodał Kamil Piechucki.
Rzeczywiście HydroTruck był do pokonania i można było odnieść wrażenie, że dało się w kilku momentach tego meczu zrobić więcej. W końcówce zabrakło skuteczności z linii rzutów wolnych i spod kosza. Większe pretensje można mieć jednak za pierwszą kwartę. Dlaczego Spójnia oddała inicjatywę i później przez cały mecz musiała gonić rywala?
- Trzeba się spytać gdzie w głowach zawodników była gotowość od pierwszej minuty. To była ostatnia rzecz, którą napomnieliśmy w szatni przed wyjściem, że zaczynamy od pierwszego posiadania grać tak, jak we wcześniejszych czterech meczach. Na to pytanie nigdy nie będziemy znali odpowiedzi. Nie wiemy, co dokładnie siedzi w głowie każdego zawodnika. Wychodzą teoretycznie starterzy i nie potrafią od pierwszego posiadania zawalczyć tak, jak byśmy chcieli. To są rzeczy indywidualne. Tego się nie da zmierzyć żadną statystyką - przyznał trener beniaminka.
Porażki nie można usprawiedliwiać wzmocnieniami rywala. Jarvis Williams i Adrian Bogucki nie odegrali w tym spotkaniu żadnej roli, bo na parkiecie pojawili się tylko na kilka minut. W składzie Spójni Stargard nie było natomiast Justina Herolda. Sprawdzany koszykarz oglądał mecz z trybun, bo decyzja, czy zostanie w zespole i będzie zgłoszony do rozgrywek zapadnie w najbliższych dniach. Center w piątek wieczorem pojawił się w Stargardzie i ma niespełna tydzień żeby potwierdzić swoją przydatność do drużyny.
- Do czwartku sprawdzam, czy się nam przyda w grze pięciu na pięciu, czy będzie nam w stanie pomóc. W czwartek decyzja. Zostaje, albo wraca do domu - zapowiedział Kamil Piechucki.