Materiał sponsorowany
Kolejnym gościem w naszym cyklu rozmów z ludźmi stargardzkiego sportu był kapitan Błękitnych Stargard, Tomasz Pustelnik.
Piłka nożna to dla pana hobby, czy zawód?
Tomasz Pustelnik: Hobby. Zawód strażak.
Kiedy zaczęła się pana przygoda z futbolem?
- Początek to był okres szkolny. Klasa sportowa w starej SP. 14. Później zaczęły się przymiarki do trenowania w Błękitnych. Moim pierwszym trenerem był Edward Czeski. Przechodząc wszystkie szczeble jestem po dzień dzisiejszy w Błękitnych.
Czy ma pan jakieś tradycje w rodzinie związane ze sportem? Ktoś pana motywował do tego?
- W życiu nie jest łatwo. Wszystkiego trzeba się dorabiać poprzez ciężką pracę. Wiadomo, rodzice pomagali. Dawali na buty i człowiek jakoś brnął. U mnie w rodzinie nikt nie grał w piłkę. Bracia kiedyś próbowali w Unii Stargard, ale mieli kontuzje i nie szli dalej.
Oprócz gry w piłkę pracuje pan w Państwowej Straży Pożarnej. Jak pan to łączy?
- W straży mamy dyżury 24-godzinne i kilka razy w miesiącu dyżury domowe, że jesteśmy pod telefonem. Nie zawsze dzwonią, ale trzeba być czujnym. Do straży przyjąłem się od grudnia 2007 roku. Od tamtej pory nie byłem na urlopie. Wszystkie urlopy i dni wolne wykorzystuję specjalnie na piłkę, żeby jeździć na mecze.
Treningi są codziennie. Ma pan ulgowe traktowanie?
- Staram się na wszystkich być. Każdy walczy o skład. Nie ma tak, że ktoś jest stąd i ma grać. Każdy ma czystą kartę i musi pracować na treningach żeby pokazać się i wyjść w pierwszym składzie na dany mecz.
Jak to pogodzić?
- Jest ciężko. Służba trwa 24 godziny a nawet więcej. Wyjazdy ze straży są nieraz o siódmej rano. Nie mogę odmówić. Wraca się o dziesiątej, więc służba przeciągnie się o kilka godzin. Jakoś sobie radzę. Nie mam z tym problemu.
Sytuacja jest trudniejsza od czasu, gdy Błękitni awansowali na szczebel centralny i większość wyjazdów jest dalekich.
- Jeździmy po całej Polsce. Idę w czwartek na służbę. Pełnię ją 24 godziny. Kończę o 8 rano. O 8:30 jest trening. Później około 10 wyjazd. Wracamy w niedzielę rano. Śpię godzinę lub dwie i wracam do pracy. Nieraz z rodziną rzadko przebywam.
A gdyby pan miał zrezygnować z bycia strażakiem? Przechodziły kiedyś takie myśli w głowie?
- Gdy graliśmy w Pucharze Polski. Przyszły takie momenty już po Cracovii, ale najbardziej z Lechem Poznań, kiedy strzeliłem dwie bramki. Po meczu rano szedłem na służbę. Jedni mogli świętować, inni nie. Od samego rana urywały się telefony. Dziennikarze zadawali pytanie, czy zrezygnowałbym z pracy kosztem piłki. Powiedziałem, że nie. Miałem już 32 lata. Kluby z wyższego poziomu szukają młodszych piłkarzy. Powiedziałem, że skupiam się bardziej na pracy. Oczywiście piłka to moje hobby i też serce oddaję.
A czy w odwrotnej sytuacji zrezygnowałby pan z piłki? Gdyby na przykład wtedy Błękitni awansowali do I ligi i powiedzieli, że piłkarze muszą skoncentrować się tylko na grze i treningach?
- Miałbym dziewięć lat służby. I tak bym nie zrezygnował, bo brakowałoby mi sześciu lat żeby przejść na emeryturę. Dalej bym pracował w straży kosztem nawet I ligi. Próbowałbym się dogadać z klubem żeby mi ułatwili pracę w straży i granie. Jeżeli nie, musiałbym zrezygnować z piłki, albo iść na niższy szczebel.
Idąc na dyżur odczuwa pan jeszcze jakiś stres?
- Jest adrenalina. Nie każdy wyjazd jest taki sam. Wyjeżdżamy do różnych zdarzeń i na pewno ciśnienie skacze. W sporcie mam charakter walczaka, ale w szatni jestem luzakiem i poza nią. W straży nie można być luźnym.
Przypomina pan sobie najbardziej dramatyczny wyjazd?
- Na pewno wypadki śmiertelne, gdzie na miejscu są osoby dorosłe i dzieci. Na co dzień po trudnych akcjach mamy możliwość skorzystania z psychologa, który przyjeżdża do nas i możemy się wygadać.
Zaznał pan sławy po meczach z Cracovią i Lechem?
- Najbardziej po meczu z Lechem. Telefony, wywiady, podpisywanie piłek i koszulek.
W Canal plus pan był.
- Trener do mnie dzwonił i mówił żebym się przygotował, bo będę w TurboKozaku. Okazało się, że nie żartował.
Jak to się stało? Oni się zgłosili, czy ktoś to załatwił?
- Do dziś nie wiem. Trener do mnie zadzwonił z taką niespodzianką. Cieszyłem się. Nie każdemu może się zdarzyć. Poszedłem i zrobiłem swoje. Chłopacy mnie podrzucali. Trąbki wzięli. Grupa zorganizowana także sam byłem w szoku. Fajna atmosfera. Polecam każdemu.
Koniec części pierwszej. Zapraszamy na część drugą, a w niej między innymi o pojedynkach z Lechem Poznań, dniu meczowym i czasie wolnym, którego Tomasz Pustelnik ma niewiele.
Wywiad przeprowadzili Dariusz Górski i Patryk Neumann