Bohaterska historia pilota Chesleya Sullenbergera, który wylądował na rzece Hudson pasażerskim samolotem z ponad 150 osobami na pokładzie i to w środku zimy - wydawała mi się znakomitym tematem na dobry film. Zwłaszcza, gdy obraz miał pokazać także proces prawny wyjaśniania nietypowego lądowania, a główną rolę zagrał lubiany przeze mnie Tom Hanks. No właśnie, wydawało mi się.
1,5 godzinny seans wprawdzie mija dość szybko i szczególnie nie nudzi, jednak o wyjątkowe emocje w tym filmie trudno. Najlepiej pokazano scenę krótkiego lotu i lądowania: dość realnie, bez przykrycia szpachlą fantazji i dając wrażenie, że to naprawdę może się wydarzyć. Na tym jednak kończą się fajerwerki filmu. Dalej mamy już grę w otwarte karty, nieudolną budowę dramaturgii i przerysowany patos pilota – bohatera? Właśnie, bohatera czy może profesjonalisty?
Sully przez media i wszystkie obce osoby pojawiające się w filmie jest lansowany na bohatera, zaś on sam uważa się za zwykłego profesjonalistę z bagażem doświadczeń. Jest jeszcze trzecia strona medalu – komisja badająca niedoszłą katastrofę, za wszelką cenę próbująca znaleźć winnego. Tylko jest to szukanie winy na siłę, gdzieś z niedopowiedzianą troską o finanse przewoźnika i ubezpieczyciela. Bo jak można oskarżać człowieka ratującego wszystkich pasażerów samolotu o dokonanie złej decyzji dotyczącej miejsca lądowania? Od samego początku zakrawa to o absurd i każdy widz we własnym zakresie może sobie odpowiedzieć na pytanie, o co w tym świecie chodzi…
Film raz po raz odznacza kolejne punkty filmowej schematyczności i tandety. Płacząca i z każdym telefonem tęskniąca coraz mocniej żona (mogła by chociaż przyjechać do niego), złota myśl zdobyta akurat w przypadkowo odwiedzonym pubie, oficjalne przyznanie drugiemu pilotowi, że on także jest bohaterem (dodanie gdzieś sceny kłótni między nimi by wiele wniosło) czy też sztuczna i ulegająca komisja prowadząca śledztwo. Zbyt prosto by uwieźć widza.
Ja mogę odpowiedzieć na pytanie: czy warto się wybrać na ten film do kina? Nie. Warto poczekać parę lat i obejrzeć w telewizji. I jeżeli ktoś uzna, że tekst o tym filmie jest tandetny i autor nie szczególnie postarał się o ciekawszy opis tej produkcji – niech każdy wie, że chciałem odwzorować wartość filmu poziomem tekstu. Tak jak reżyser, nie postarałem się szczególnie.
Ocena e-Stargard.pl
4,5
1,5 godzinny seans wprawdzie mija dość szybko i szczególnie nie nudzi, jednak o wyjątkowe emocje w tym filmie trudno. Najlepiej pokazano scenę krótkiego lotu i lądowania: dość realnie, bez przykrycia szpachlą fantazji i dając wrażenie, że to naprawdę może się wydarzyć. Na tym jednak kończą się fajerwerki filmu. Dalej mamy już grę w otwarte karty, nieudolną budowę dramaturgii i przerysowany patos pilota – bohatera? Właśnie, bohatera czy może profesjonalisty?
Sully przez media i wszystkie obce osoby pojawiające się w filmie jest lansowany na bohatera, zaś on sam uważa się za zwykłego profesjonalistę z bagażem doświadczeń. Jest jeszcze trzecia strona medalu – komisja badająca niedoszłą katastrofę, za wszelką cenę próbująca znaleźć winnego. Tylko jest to szukanie winy na siłę, gdzieś z niedopowiedzianą troską o finanse przewoźnika i ubezpieczyciela. Bo jak można oskarżać człowieka ratującego wszystkich pasażerów samolotu o dokonanie złej decyzji dotyczącej miejsca lądowania? Od samego początku zakrawa to o absurd i każdy widz we własnym zakresie może sobie odpowiedzieć na pytanie, o co w tym świecie chodzi…
Film raz po raz odznacza kolejne punkty filmowej schematyczności i tandety. Płacząca i z każdym telefonem tęskniąca coraz mocniej żona (mogła by chociaż przyjechać do niego), złota myśl zdobyta akurat w przypadkowo odwiedzonym pubie, oficjalne przyznanie drugiemu pilotowi, że on także jest bohaterem (dodanie gdzieś sceny kłótni między nimi by wiele wniosło) czy też sztuczna i ulegająca komisja prowadząca śledztwo. Zbyt prosto by uwieźć widza.
Ja mogę odpowiedzieć na pytanie: czy warto się wybrać na ten film do kina? Nie. Warto poczekać parę lat i obejrzeć w telewizji. I jeżeli ktoś uzna, że tekst o tym filmie jest tandetny i autor nie szczególnie postarał się o ciekawszy opis tej produkcji – niech każdy wie, że chciałem odwzorować wartość filmu poziomem tekstu. Tak jak reżyser, nie postarałem się szczególnie.
Ocena e-Stargard.pl
4,5